Off Camera 2008

Off Camera 2008

Krakowska dyskusja o kinie W pierwszą niedzielę października zakończył się w Krakowie festiwal kina niezależnego Off Camera; na ponad 300 seansach widzowie obejrzeli ponad 100 filmów. Mapa Polski zaczyna gęstnieć od przystanków filmowych, kolejne miasta mają swoje filmowa święta, niektóre, jak choćby Kraków, mają ich kilka (żeby wspomnieć o majowym Krakowskim Festiwalu Filmowym). Co ciekawe, każda kolejna uczta filmowa witana jest przez kinomanów z podobną ciekawością i entuzjazmem. Dyrektorzy artystyczni Off Camery deklarowali, że ich festiwal nie ma zastępować innych filmowych wydarzeń, chce jedynie do nich dołączyć. Głównym celem imprezy miały być, i rzeczywiście były, spotkania widzów z reżyserami, gdzie stawiano pytania o przyszłość kina. Organizatorom udało się sprowadzić liczną grupę twórców, dzięki czemu toczyła się prawdziwa dyskusja na temat sztuki filmowej. Polskie akcenty W definicji kina niezależnego czytamy: „niekomercyjna, czasami amatorska kinematografia; realizowane filmy to niskobudżetowe produkcje, które są przekazem własnej, artystycznej wizji świata”. W skrócie – niezależny znaczy w opozycji do kina głównego nurtu, które zdecydowanie zdominowało nasz rynek. To kino wyraźnie naznaczone przez twórcę, pozbawione naddatku środków, które często zamiast wzbogacać fabułę, przytłaczają ją. Dobór filmów tak scharakteryzowanych przebiegać powinien więc bardzo ostrożnie. Trafionym pomysłem było rozpoczęcie festiwalu nagrodzoną tegoroczną Złotą Palmą w Cannes „Klasą” Francuza Laurenta Canteta. Niemalże cała akcja filmu rozgrywa się w tytułowej klasie gimnazjum dla młodzieży z biedniejszej, mocno zróżnicowanej kulturowo dzielnicy Paryża. Główna oś filmu przebiega pomiędzy wychowawcą a uczniami. „Klasa” to film, który hipnotyzuje szczerymi postaciami i żywymi dialogami. Niedługo dzieło Canteta wchodzi do kin – wielką stratą byłoby je przegapić. Festiwal podzielony został na sekcje: „Odkrycia”, „Nadrabianie zaległości” i „Retrospektywy”. W ostatnim segmencie pokazano niektóre awangardowe filmy Andy’ego Warhola (chociażby „Sleep” i „More Milk Yvette”), a także ludzi ściśle z nim współpracujących, na czele z Paulem Morrisseyem, który, jak się okazuje, jest autorem większości filmów powstałych w słynnej Fabryce, także tych przypisywanych ekscentrycznemu Warholowi. Wydarzeniem festiwalu było pojawienie się głównych aktorów z warholowskiej Fabryki, przede wszystkim Holly Woodlawn. Holly uświetniła także galę zamknięcia festiwalu, „śpiewając” utwór Lou Reeda. Z sekcji „Odkrycia” na uwagę na pewno zasługuje debiut Marianny Palki „Good Dick”. Mająca polskie korzenie autorka – czemu daje wyraz w filmie, przywołując np. kino Kieślowskiego – jest zarówno reżyserką, aktorką, jak i producentką tego filmu. To historia trudnej miłości z happy endem. Pochodzący z Polski chłopak zakochuje się w wyalienowanej wielbicielce filmów porno, nachodzi ją w domu, pragnąc za wszelką cenę jej akceptacji. Dzięki cierpliwości i zaangażowaniu udaje mu się przebić przez mur, którym dziewczyna się otoczyła. Ciekawa była też belgijsko-francuska „Rumba” w reżyserii Dominque Abel, Fiony Gordon, Bruno Romy’ego. To historia pary miłośników tańca, których życie wywraca do góry nogami wypadek. Twórcy „Rumby” wywodzą się ze szkoły aktorskiej, w której wszelkie emocje wyrażane są ciałem, film więc rozgrywa się niemalże bez dialogów. Inspiracją dla twórców, do której ochoczo się przyznali, jest komedia slapstickowa, a aktorami, od których czerpią pełnymi garściami, Buster Keaton i Charlie Chaplin. Niezależni twórcy, niezależne wyznania Główną osią Off Camery był konkurs. Do walki stanęło 12 tytułów ocenianych przez jury w składzie: Zbigniew Preisner (przewodniczący), Hector Babenco, Petr Zelenka, Bahman Ghobadi i Michael Almereyda. Główną nagrodę, w niebagatelnej kwocie 100 tys. euro, jednogłośnie przyznano „Maminsynkowi” Amerykanina Azazela Jacobsa. Odbierający nagrodę oszołomiony reżyser niemalże zemdlał z wrażenia, mówiąc przy tym, że „właściciel mieszkania, w którym mieszka, chce wyrzucić go za niepłacenie czynszu, więc teraz wróci i powie mu, żeby się p…”. „Maminsynek” opowiada o mężczyźnie, Mikeyu, który podczas odwiedzin rodziców (w tej roli prawdziwi rodzice reżysera, znani w świecie filmowej awangardy Flo i Ken Jacobs) postanawia u nich zostać, choć w domu oczekują go żona i dziecko. Mikey wprowadza się do swojego pokoju z dzieciństwa, wraca wspomnieniami do przeszłości, stara się odnaleźć osobę, którą był.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 42/2008

Kategorie: Kultura