Milicjantka chciała pisać i dać upust złości na zwierzchników – teraz jest jedną z najpopularniejszych autorek w Rosji Aleksandra Marinina (naprawdę Marina Aleksiejewna) urodziła się w 1957 r. we Lwowie, w rodzinie prawników. Prawie 20 lat pracowała jako analityczka w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, dosłużyła się rangi podpułkownika. Pierwszą książkę napisała z kolegą z pracy, Aleksandrem Gorkinem. Pozostałe powieści, których bohaterką została major Anastazja Kamieńska, oficer śledczy moskiewskiej milicji, Marinina napisała już sama. Od 1995 r. jej książki doczekały się 170 wydań i ponad 17 mln sprzedanych egzemplarzy. Nakładem wydawnictwa W.A.B. ukazały się niedawno dwie powieści Marininy: „Męskie gry” i „Ukradziony sen”. – Jeszcze kilka lat temu była pani oficerem milicji. Robiła pani karierę w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, lubiła swoją pracę. Dlaczego nagle postanowiła pani zostać pisarką? Skąd w ogóle taki pomysł? – Zawsze chciałam pisać. Moi rodzice powtarzali jednak, że najgorsze jest dyletanctwo – jeśli chcesz czymś się zajmować, rób to profesjonalnie. Chcesz być filmowcem, powinnaś iść do szkoły filmowej, chcesz być malarzem, studiuj na akademii sztuk pięknych. Ale mnie interesowały wydział biologii i badanie przestępczości. Postanowiłam więc się przemóc i porzucić myśl o pisaniu. Jednak to pragnienie we mnie siedziało. Gdy dorosłam, zrozumiałam, że rodzice mieli pod pewnymi względami rację, bo za czasów władzy sowieckiej nawet profesjonalnemu pisarzowi trudno było opublikować książkę. Musiała pasować wyższej instancji ideologicznie i tematycznie, jeśli zaś nieznany nikomu autor stworzył coś z czystej miłości do pisania, a nie do komunizmu, to nie było szans na publikację. Ale w latach 90. okazało się, że wszystko można, ostało się niewiele państwowych wydawnictw, zaczęły decydować popyt i gust czytelników. To mnie ośmieliło, zrozumiałam, że zniknęły tamte zakazy, że jeśli potrafiłabym napisać coś ciekawego, jest szansa wydania. Długo zbierałam się na odwagę, aż kiedyś mój kolega – także milicjant – zaproponował mi napisanie książki razem z nim. We dwójkę zawsze raźniej. I napisaliśmy pierwszą powieść detektywistyczną. – A dlaczego właśnie kryminał? Bo można było wykorzystać doświadczenia z pracy w milicji? – Nie, po prostu od dziecka uwielbiałam kryminały. Był jeszcze jeden powód – łatwiej było mi wymyślić fikcyjną sytuację i na kartkach książki dać upust złości, urazie, oburzeniu na poczynania zwierzchników, którym nie miałam odwagi powiedzieć tego wprost. Wymyśliłam więc Nastię Kamieńską i kryminalną historyjkę… i napisałam pierwszą samodzielną powieść. Wcale nie myślałam, że zostanę pisarką. Nie przyszło mi do głowy, że będę kiedyś pisać dwudziestą którąś powieść – nie sądziłam, że napiszę drugą! Chciałam po prostu uwolnić się od tych nagromadzonych emocji i tyle. Oczywiście, że elementy mojej pracy znajdowały odbicie w książkach. Zajmowałam się analizowaniem, dlaczego konkretny przestępca popełnił taką, a nie inną zbrodnię, w taki, a nie inny sposób, z tego, a nie innego powodu. Podobnie gdy w mojej książce pojawia się przestępca, za każdym razem muszę wymyślić całą jego przeszłość. – Zatem jako analityk, a teraz także jako autorka, musiała pani zastanawiać się, co bardziej determinuje zbrodnię – w tym przypadku w Rosji – charakter człowieka czy okoliczności. – Wszystko razem. Bo na nasz charakter wpływa przecież nie tylko genetyka, ale i otoczenie, wychowanie, wydarzenia zachodzące wokół. Dlatego nie należy oddzielać charakteru od otoczenia. W każdej minucie życia dokonujemy wyborów. Gdy potrzebujemy pieniędzy, mamy kilka możliwości – możemy pożyczyć, zarobić albo ukraść. Najważniejsza jest odpowiedź na pytanie: jak dochodzi do tego, że przestępca wybiera tę ostatnią alternatywę? – Skąd dzisiaj czerpie pani inspirację do swoich książek? Przecież od kilku lat nie pracuje już pani w milicji. – Pragnienie napisania książki wynika z chęci rozważenia pewnej myśli, a nie opowiadania o przestępstwie. 20 lat zajmuję się tematem przestępczości i po tylu latach on przestaje interesować, zwyczajnie nuży. Ale gdy wpadnę na pomysł, o czym chciałabym napisać, wykorzystuję wiedzę o przestępstwach, żeby skonstruować historię. Zbrodnia jest tu tylko rodzajem dekoracji. Często przytaczam przykład inspiracji filmem „Leon zawodowiec” Luca Bessona. Oglądając historię przyjaźni zawodowego zabójcy w średnim wieku i małej dziewczynki, wpadłam na pomysł opisania innej









