Chamy kontra wykształciuchy

Chamy kontra wykształciuchy

W dzisiejszych czasach powieść odnoszącą się do współczesności może napisać najwyżej satyryk Izabela Filipiak, pisarka – Mieszka pani w Stanach Zjednoczonych i tylko od czasu do czasu, tak jak teraz, przyjeżdża do Polski… – Jestem daleka od tego, by uważać Stany za raj na ziemi, dostrzegam też wiele negatywnych podobieństw między Stanami a Polską. Tendencje militarne, poczucie wyższości w relacjach z innymi państwami, patologiczna niechęć do rozwiązania problemu biedy. Natomiast plusem są dla mnie ludzie i ich gotowość do obywatelskiego protestu przeciw nadużyciom władzy. Dlatego wolę mówić, że mieszkam w Kalifornii – na znak opozycji wobec polityki Busha i jego projektu tarczy antyrakietowej, między innymi. – A jak się pani czuje w Polsce? – W pierwszym tygodniu przeżyłam szok kulturowy, aż się rozchorowałam z wrażenia. Ale już jest lepiej. Przyzwyczajam się. – Nauczyła się pani oddychać tym naszym gęstym powietrzem? – Rzeczywiście, da się wyczuć gęstniejącą atmosferę. Jest na pewno gęściej niż dwa lata temu, kiedy byłam w Polsce ostatnio. Zamiast kultury igrzyska na stadionie i polowanie na czarownice. W latach 90. polowano na feministki, teraz poluje się na homoseksualistów, zakłada się im tak zwane różowe teczki. Co dzień nowe rewelacje, homoseksualistów wykryto nawet wśród bajkowych Teletubisiów. To, co wcześniej było zawoalowane, dziś odbywa się na oczach wszystkich. Można się tego bać, można się na to złościć albo się z tego śmiać. – A pani bardziej do śmiechu czy do strachu? – Jeśli coś mnie w tej chwili przeraża, to Roman Giertych w roli ministra edukacji. Podpisałam list protestacyjny przeciwko tej nominacji. Znalazłam się dzięki temu w gronie przyzwoitych ludzi, ale oczywiście zignorowano tę inicjatywę. No i mamy Giertycha. Jego poszczególne decyzje dowodzą obłędnej niekompetencji, ale jest w tym przecież metoda. – Doprawdy, jaka? – Chodzi o to, żeby zasilić szeregi Młodzieży Wszechpolskiej, a przy okazji wychować naród na przyszłych wyborców partii Prawo i Sprawiedliwość. Takich ludzi nie będą szokować żadne obecne wypowiedzi ministra edukacji i premiera. Będą je uważali za normalne. Wrócił język sprzed stu lat – I dlatego nie chce pani mieszkać w Polsce? – Jakby to ująć… Szaleńcy są potrzebni w polityce, żeby wyborcy mogli zobaczyć, na czym polega ekstrema. Nie zostają oni jednak ministrami ani europarlamentarzystami. Powiedzmy zatem, że przeraził mnie brak proporcji. Ale to polska rzeczywistość w pewnej chwili sama wypchnęła mnie na zewnątrz. Niedługo po tym, jak moja matka ciężko zachorowała, straciłam też źródła utrzymania w prasie. Byłam zbyt zajęta, żeby kręcić się po Warszawie i szukać podobnych zajęć. Gdy sprawy rodzinne udało się załagodzić, skorzystałam więc ze stypendium w Berkeley, gdzie dokończyłam pracę doktorską z modernizmu. Kiedy wróciłam z nią do Polski, jeszcze liczyłam na to, że znajdę sobie spokojną niszę. Stało się wprost przeciwnie, gdy w Instytucie Badań Literackich PAN wstrzymano nadanie mi stopnia doktorskiego. Czekając na rozpatrzenie mojego odwołania, miałam ograniczone możliwości manewru. Mój pomysł na doktorat polegał właściwie na tym, że praca naukowa miała wspomagać literaturę, a dokładniej powieści, którymi chciałam się zająć. Gdy okazało się to niemożliwe, spędziłam jeszcze trochę czasu w Bibliotece Narodowej, bo lubię czytać gazety sprzed stu lat, a w końcu wróciłam do Kalifornii. – Gazety sprzed stu lat? A nie lepiej czytać prasę międzywojenną? Dużo się można dowiedzieć o współczesnej Polsce, nie sądzi pani? – Wiem, wiem, wielu ludzi uważa, że dziś w Polsce wrócił język z lat 30. Moim zdaniem, nawet z lat wcześniejszych. Dmowski już w 1903 r. napisał „Myśli nowoczesnego Polaka”. – Dziś może pani odwiedzić w Warszawie jego pomnik. – Widziany ze współczesnego punktu widzenia Dmowski był politykiem faszyzującym, antysemitą, którego ideały uczyniłyby z nas raczej sojuszników Hitlera, a nie jego ofiary. Dla niektórych to była zresztą przykra niespodzianka, że tak się stało, ponieważ byli w Polsce tacy, dla których Mussolini był wzorem. Powiedzmy, że trudno było wtedy przewidzieć, jak faszyzm będzie wyglądał w praktyce – obozy pracy, obozy śmierci. Nam jednak znane są te konsekwencje i powinny stać się dla nas ostrzeżeniem. Proszę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 24/2007

Kategorie: Kultura