Ja szukam prawdy, komisja szuka haków Andrzej Celiński, członek Komisji Śledczej ds. PKN Orlen – Zaskoczyła pana nieobecność Jana Kulczyka? – Tak. Dla samego Kulczyka i dla celów, dla których polski Sejm powołał tę komisję, byłoby lepiej, gdyby na przesłuchanie przyszedł. Nie mogę przesądzać kwestii jego choroby. Rozumiem, że jest w stresie. Byłoby jednak lepiej, żeby, będąc nawet gorzej dysponowany, to, co miał do powiedzenia w swoim oświadczeniu, powiedział sam i poddał się później przesłuchaniu. – Może czegoś się boi? – Pewnie klimatu, który tu jest. Ciężkiego klimatu pomówień, oskarżeń bez materialnego ich uprawdopodobnienia, złości i wyzucia z poczucia konieczności przestrzegania elementarnych praw przesłuchiwanych świadków. Każdy świadek jest tu oskarżonym. Jeśli zeznaje inaczej, niż chcą tego zadający pytania. Do tajnej kancelarii Sejmu przychodzi notatka i następnego dnia Polska huczy od sensacji – Kulczyk jest szpiegiem! Ktoś wyniósł treść notatki, ktoś nadał jej interpretację, ktoś chciał tych bredni wysłuchać i z nimi się zgodzić. Bez dochodzenia, bez procesu, bez tego wszystkiego, co w cywilizowanym państwie prawa obowiązuje. Szczególnie posłów. Przyszłych władców tego kraju. Jest pamięć Chodorkowskiego, pamięć Bierezowskiego. Chodorkowski i Bierezowski są dla Rosjan godnymi uderzenia w łeb maczugą przekrętasami, ale dla opinii polskiej już nie są. A jak naprawdę jest, nikt nie wie. – Czy Kulczyk mógł się spotkać z Ałganowem? – Wiem, co bym powiedział, gdybym był Kulczykiem, a nie politykiem, urzędnikiem mojego państwa, deputowanym: „Odczepcie się ode mnie. Ja mam perspektywę swoich pieniędzy, a nie polityki. Spotykam się z tym, kto jest parterem w interesie. Tak, Ałganow to był szpieg rosyjski, pewnie wciąż nim jest, ale nie ja jestem Putinem. Ważne jest to, co mu powiem i czego nie powiem, jak rozegram ten interes. A jak się z nim spotkałem, to pobiegłem do właściwych władz polskich i wszystko im powiedziałem”. Tak bym mówił, oczywiście pod warunkiem że jakieś niejawne elementy tej sprawy są w porządku. Z punktu widzenia Polski, a nie tylko mojego interesu. – Nie oburza pana Ałganow? – Pamiętam lata 1980-1981, czasy pierwszej „Solidarności”. Jakieś tam Grunwaldy, Forum Katowickie prowokowały „Solidarność”. „Solidarność” krzyczała: Prowokacja! Prowokacja! Po czym wchodziła swoim postępowaniem dokładnie w scenariusz prowokatora. Teraz mamy wolne państwo, wolne media, możliwość swobodnej analizy za i przeciw różnym wariantom zachowań, a zachowujemy się tak samo jak wtedy, kiedy takich możliwości nie było. PRAWDA FANATYKA – Ci sami ludzie, którzy oburzają się na Putina, że walczy z rosyjskimi oligarchami i że to zamach na demokrację, domagają się głowy Kulczyka… – Taki mamy klimat… I takie są pojemności mózgów niektórych polskich polityków i niektórych dziennikarzy. Pomogli w zaaranżowaniu takiej sytuacji: Jan Rokita, Zbigniew Wassermann czy Roman Giertych. Pomogli, może lepiej powiedzieć – pomogły, niektórzy dziennikarze mediów elektronicznych. Tabloidyzacja polityki i tabloidyzacja komentarza politycznego, publicystyki i wywiadu zbiera żniwo. Wypowiedzi typu: „Na miejscu pana Kulczyka do kraju bym nie wracał” albo: „Komisja musi przesłuchać żywego świadka”… Jestem porażony złem tkwiącym w osobowości niektórych polityków. Mają fizyczną przyjemność w upodlaniu ludzi, w rzucaniu rozmaitych oskarżeń, w pokazywaniu swej formalnej przewagi. Traktują ludzi, jak żaden człowiek innego człowieka traktować nie powinien. Nadużywają swej pozycji posłów i członków komisji sejmowej. Są chamscy i wyzuci z przeświadczenia konieczności zachowania godności każdego człowieka. Również tego, który przed nimi staje. W cywilizowanych krajach nie ma zgody, żeby poniżać przestępcę, nie mówiąc o przesłuchiwanym. Oni, widać, zapatrzeni wciąż w historię. – Komisja poniża? – Znakomita większość świadków była traktowana w sposób niegodny człowieka. Coś na ten temat mógłby powiedzieć na przykład major Wysoczański. Jak był traktowany przez niektórych członków komisji na posiedzeniu niejawnym i jaka była jego reakcja. – A jaka była? – Zachował się tak, że ten przesłuchujący, bardzo wysoki mężczyzna, zamilkł. Przestraszony. Fizycznie przestraszony. I na szczęście coś tam potem starał się wytłumaczyć. Na szczęście dla własnej godności, bo godności majora nie trzeba było brać w obronę. – Może jest tak, że ci politycy dążą do prawdy? Kiedy się dąży do prawdy, wtedy jest się
Tagi:
Robert Walenciak









