Ci z Platformy – nie ruszać aborcji

Ci z Platformy – nie ruszać aborcji

ZAKAZANE MYŚLI KOBIET Mężczyznom z Platformy Obywatelskiej wystarczy zadać konkretne pytanie, żeby się przekonać, że ich hasło “jesteśmy w centrum” oznacza – o rany, żeby się nie narazić. No, ale tak się nie da. Donald Tusk przyciśnięty w porannym Krakowskim Przedmieściu RMF powiedział, że Platforma “nie będzie ruszać aborcji”; społeczeństwo już “przeszło przez piekło”, więc to wystarczy. Ustawa jest kiepska, ale niech zostanie tak, jak jest. Rzeczywiście, idealna postawa, by nikogo nie drażnić. Przeciwnicy restrykcyjnej ustawy dostosowali się (ewentualnie płacą za nielegalny zabieg), zwolennicy ustawy też płacą; ci, co uważają, że dyskusja o aborcji dzieli niepotrzebnie społeczeństwo, jak muszą też korzystają z prywatnych gabinetów. I płacą. No to po co zmieniać ustawę? Jeszcze by ubyło procentów poparcia. Jednak wypowiedź Donalda Tuska przypomina, że mężczyźni z Platformy zawsze o sprawach społeczno-kobiecych wypowiadali się z ociąganiem. I zawsze chcieli być sprytni. Już w 1992 r,. w wywiadzie dla “Globu 24” wspomniany Donald T. wyznał, że jeśli powiedziałby “odcinam się od wartości chrześcijańskich”, to by przegrał. A on chce wygrać. W związku z tym, choć mu nie przeszkadza homoseksualizm polityka lub liczne kochanki, też tego nie powie publicznie. Bo chce wygrać. I dlatego, w licznych wywiadach, najchętniej opowiadał historię swojego imienia, unikając słowa bezrobocie. Wygrać chce także marszałek Płażyński. Już w przeszłości unikał wypowiadania się o konkordacie i aborcji. I to mu zostało, więc podkreślał tylko, że krzyż w parlamencie powieszono dyskretnie. O życiu polskich rodzin marszałek lubi wyznawać bardziej ogólne w rodzaju, że gdy kobieta ma wybrać: dom czy praca – zdecydowanie winna wybrać dom. No, ale najbardziej wygrać chce Andrzej Olechowski, czyli “Bogdan mówi Bankowy”, czyli polityk przyznający kokieteryjnie, że większe zaufanie wzbudza u mężczyzn. Przyciśnięty w poważnych sprawach został już w kampanii prezydenckiej. No to powiedział, że przestrzega dziesięciu przykazań. Trudno to uznać za program budzący sprzeciw. Uparci dziennikarze zdołali się tylko dowiedzieć, że Olechowski nie podpisałby ustawy legalizującej związki homoseksualistów, za to podpisałby ściganie każdej pornografii. Ustawy aborcyjnej też by nie ruszał. W jego programie, na czwartym miejscu wśród najważniejszych zadań, znalazło się całkowite upowszechnienie Internetu. O bezrobociu nie ma słowa nawet na liście rezerwowej. Donald Tusk związał się z Andrzejem Olechowskim. Dlaczego? Bo Jacek Kuroń dostał tylko parę procent w wyborach prezydenckich. Czyli nie warto stawiać na społeczników. Za to kobietom nie warto stawiać na mężczyzn z Platformy? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 09/2001, 2001

Kategorie: Kraj