Ciągle mam głód zrobienia filmu – Rozmowa z Jerzym Stuhrem

Ciągle mam głód zrobienia filmu – Rozmowa z Jerzym Stuhrem

Trzeba mieć sporo pieniędzy na reklamę, żeby film wbił się w podświa-domość akademików – „Mistyfikacja” to kolejne filmowe spotkanie Stuhrów po „Dekalogu X”, „Historiach miłosnych”, „Pogodzie na jutro” i „Korowodzie”. – Pozorne tym razem. Witkacy i Łazowski są postaciami zupełnie się wykluczającymi, z innych światów. Nie mają ze sobą właściwie żadnego kontaktu, poza jedną sceną. Oczywiście to autor, z którym miałem najwięcej do czynienia w życiu. Zlepiłem tę postać z różnych moich wspomnień, doświadczeń. Jedyny wyjątek w stosunku do innych ról, które grałem, to fakt, że nagle z głowy przypominało mi się mnóstwo tekstów Witkacego, które za zgodą reżysera włączałem do filmu. – Pół żartem, pół serio można by zapytać, kto komu skradnie ten film. – Mnie się wydaje, że moja pozycja już jest taka, że wszystko mi jedno, czy mi ją kto skradnie. – Niewiele osób, przynajmniej tych z młodego pokolenia, pamięta, że pana drugi film, „Historie miłosne”, otarł się o Oscara, plasując się niemal tuż za podium. – Byłem w tej ścisłej grupie z belgijskim filmem „Ma vie en rose”, a przegrałem już kilka razy z rosyjskim filmem „Złodziej”. Dobry film, byliśmy na paru festiwalach. Trzeba to wszystko przeżyć, żeby nabrać dystansu. W tej chwili nawet mi się nie chce takich ceremonii oscarowych oglądać. Wiem, ile trzeba zachodu, manewrów. Mało tego, wiem też, jak traktują kino europejskie. To straszne, wręcz upokarzające. Zgadałem się kiedyś z Agnčs Jaoui, francuską reżyserką pięknego filmu „Gusta i guściki”, który też miał nominację. Wymieniliśmy podobne poglądy, że film europejski jest traktowany, jak to mawiał Gombrowicz, na przyprzążkę. – To prawda, amerykańska kinematografia nie wpuszcza do siebie kina europejskiego. – A w Europie też chce rządzić swoim kinem. Jak się to wszystko poznało, było przy tym blisko, to bledną te ochy i achy. Trudno mi się teraz zachłysnąć takimi wydarzeniami. – Ale jednak miło by było, gdyby „Historie…” zostały nominowane. – Pewnie, że tak. Ale jeśli nie dysponuje się gotówką rzędu 10-15 tys. dol. na reklamę w branżowym tytule, typu „Hollywood Reporter”, i ma się poczucie, że zrobiło się wszystko, co jest możliwe – na miarę swoich możliwości – to nie ma się na to wpływu. Byłem tam przez prawie trzy tygodnie. Widziałem, jak to się odbywa. – Ile w tym marketingu i PR? – Myślę, że jakieś 70%. Yola Czaderska-Hayek powiedziała wprost: „Czemu nie powiedziałeś mi miesiąc temu?! To ja bym tu rozpętała zadymę”. Człowiek tego nie wie. Za bardzo też nie cenię takiego sposobu zdobywania laurów. – Złote Globy rzeczywiście pomagają przedrzeć się w drodze do Oscara, a Yola Czaderska-Hayek jest jedyną jak dotąd Polką należącą do Hollywood Foreign Press Association, organizacji je przyznającej. To smutne, że najpierw marketing, potem sztuka. Żeby przejść się po czerwonym dywanie przed hollywoodzkim Kodak Theatre, trzeba zacząć od wynajęcia agencji PR-owej… – …i to bardzo wcześnie. Miałem wynajętą agencję, tam każdy niby ma, ale tylko na dwa tygodnie przed. Trzeba mieć sporo pieniędzy na reklamę, żeby film wbił się w podświadomość akademików. W poczet akademików przyjęci są często ludzie starsi, a do nich ciężko dotrzeć. Tak to wygląda od kuchni. Straciłem energię na ten temat. I powiem szczerze, szkoda mi na to czasu. – A jak jest z nagrodami Europejskiej Akademii Filmowej, do której pan należy? – Tu już jest bardziej przejrzyście, aczkolwiek zawsze są priorytety. Niemcy zawsze dominują w liczbie filmów prezentowanych do nagrody. – Dlaczego? – Bo są organizatorami. I kto wie, jaka jest komisja selekcyjna? Dlaczego ten, a nie inny film dostaję? W okolicach września otrzymuję wielką paczkę z prawie setką filmów, z czego 30-40 jest niemieckich. A kto je wybrał? Gdzie jest ta pierwsza komisja selekcyjna? Preferencje ma również państwo, które jest organizatorem w danym roku. Wiele też zależy od tego, kto zasiada w zarządzie. Sam tego doświadczyłem. „Historie miłosne” zgłosiła w ostatniej chwili Agnieszka Holland, która została członkinią zarządu w tamtych latach. Mając deputowanych, zyskuje się dużą przewagę, dlatego bardzo się skupiam, kiedy głosuję. Typowałem Stefana Laudyna, bo to ważne, kto nas będzie reprezentował i jaki lobbing będzie mógł uprawiać. – Filmy,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2010, 2010

Kategorie: Wywiady
Tagi: Anja Laszuk