W Iraku spustoszonym przez inwazję amerykańską tysiące sierot żyje na ulicach 20 marca minie 10. rocznica amerykańskiej inwazji na Irak. Armia Stanów Zjednoczonych wycofała się w grudniu 2011 r. (z wyjątkiem sił chroniących ambasadę, która zajmuje powierzchnię większą niż Watykan). Ale wojna się nie skończyła. W styczniu br. w zamachach bombowych zginęło 178 osób, a kilkaset odniosło rany. Mijający miesiąc nie zapowiada się lepiej. Tylko 17 lutego w Bagdadzie w dzielnicach zamieszkanych przeważnie przez szyitów eksplodowało osiem samochodów pułapek, zabijając 28 ludzi. W mieście Tal Afar w wyniku wybuchu bomby zdetonowanej przez zamachowca samobójcę zginęli szef irackiego wywiadu, gen. Awni Ali, i dwóch członków jego ochrony. Sunnici czują się dyskryminowani. Od grudnia prowadzą kampanię protestów, domagają się odejścia rządu. Do ruchu przyłączyli się także umiarkowani sunnici, którzy wcześniej pomagali Amerykanom zwalczać terrorystów i partyzantów. „Jeśli rząd nie odejdzie, pomaszerujemy do Bagdadu, będziemy demonstrować na ulicach, sparaliżujemy prace rządu, dopóki się nie rozpadnie”, zapowiada sunnicki przywódca, szejk Ahmad Abu Risza. Zapracowani kaci Szyicki premier Nuri al-Maliki nie ustąpi. Mocno trzyma ster władzy, aczkolwiek minimalnie przegrał wybory. Jeśli wybuchnie powszechna rebelia sunnitów, utopi ją we krwi. 25 stycznia w Faludży, stolicy sunnickiej prowincji Anbar, siły bezpieczeństwa zabiły dziewięciu demonstrantów, którzy nie mieli broni. Al-Maliki rządzi żelazną ręką, ludzie są przetrzymywani w więzieniach bez wyroku, poddawani torturom i egzekucjom jak w czasach Saddama Husajna. Jednego tylko dnia powieszono 34 skazańców. Amerykańscy politycy na temat wojny najchętniej milczą. Jeśli mówią, to tylko to, że uwolnili naród iracki od dyktatora. Wielu arabistów uważa jednak, że inwazja Stanów Zjednoczonych opóźniła arabską wiosnę, która zmiotłaby również Saddama. Nawet były premier Iraku Ijad Allawi, który walczył przeciw reżimowi, uważa, że do usunięcia dyktatora wystarczyliby komandosi, a rozpętanie wojny, która zniszczyła iracką armię, policję, struktury gospodarcze i państwowe oraz bezcenne zabytki kultury, było niewybaczalnym błędem. W każdym razie jeśli Waszyngton zamierzał zniszczyć nowoczesne, świeckie, prowadzące niezależną politykę państwo arabskie, osiągnął cel. Będący w mniejszości sunnici, tradycyjnie tworzący jednak elitę władzy, stali się obywatelami drugiej kategorii i nie zamierzają się z tym godzić. Na terenach szyickich rozbudowuje wpływy Iran. Autonomiczny iracki Kurdystan, zamieszkany przez 5 mln ludzi, jest praktycznie niezależny. Kurdowie gotowi są bronić niezależności i ropy przed siłami rządowymi. W zamachach bombowych uszkadzane są także rurociągi, więc niekiedy obfitujący w ropę Irak musi ją importować. Miliardy ze sprzedaży surowca znikają na kontach skorumpowanych polityków, a większość społeczeństwa żyje w nędzy. W październiku 2012 r. laureat pokojowej Nagrody Nobla z RPA, sędziwy abp Desmond Tutu, zażądał postawienia przed Międzynarodowym Trybunałem w Hadze byłego prezydenta USA George’a W. Busha oraz byłego premiera Wielkiej Brytanii Tony’ego Blaira. Abp Tutu stwierdził, że rozpoczęli wojnę na podstawie kłamstwa o irackiej broni masowej zagłady. Według noblisty, najazd na Irak „zdestabilizował i podzielił świat jak żaden inny konflikt w historii”. Bush i Blair nie zasiądą jednak na ławie oskarżonych w Hadze. Społeczność międzynarodowa sądzi tylko afrykańskich dyktatorów. Ulice pełne sierot Zdaniem wielu komentatorów, w wyniku wojny najbardziej cierpią dzieci. Cała generacja Irakijczyków doznała traumy w wyniku przemocy. Jak pisze mieszkający w Wielkiej Brytanii iracki publicysta Hussein al-Alak, dzieci są cichymi ofiarami wojny. Według danych Ministerstwa Pracy i Spraw Socjalnych w Bagdadzie, 4,5 mln dzieci to sieroty, przy czym 70% straciło rodziców po inwazji. 600 tys. dzieci żyje na ulicach bez dachu nad głową. W państwowych domach dziecka, w których brakuje wszystkiego, są miejsca tylko dla 700 wychowanków. „Dzieci stały się więźniami. Do prawidłowego rozwoju potrzebują ruchu, nauki i zabawy, ale w dzisiejszym Iraku takie normalne przecież rzeczy mogą prowadzić do śmierci”, mówi dr Fuad Aziz, psycholog z Bagdadu. Najmłodsi są świadkami zamachów bombowych, strzelanin, porwań i napadów, przez to stają się twardzi i pozbawieni uczuć. Często w wieku kilkunastu lat przyłączają się do band rabunkowych, do Al-Kaidy lub innych ugrupowań ekstremistycznych. „Wielu ludzi, którzy dopuszczają się czynów przestępczych lub
Tagi:
Krzysztof Kęciek