W cieniu wielkiej figury

W cieniu wielkiej figury

Świebodzin: katoliczka uważa, że tak wielki pomnik Chrystusa to bluźnierstwo i pycha, niekatoliczka jest za figurą. Łamigłówka Ogromna głowa powoli opada na ramiona. – Koniec – o. Sylwester Zawadzki ma w oczach łzy. Niechętnie będzie się później do tego przyznawać. Dorośli nie płaczą, tak go wychowano. Nawet wtedy, gdy właśnie ukończyli największe dzieło swojego życia. A to dzieło jest w wypadku ojca Sylwestra dosłownie wielkie. 36 m ma pomnik Chrystusa Króla Wszechświata, który ksiądz wymarzył sobie przed laty. Wewnętrzny głos Świebodzin, z jego 22 tys. mieszkańców, jeszcze do niedawna był przeciętnym, prowincjonalnym miasteczkiem. Do granicy polsko-niemieckiej jest stąd tylko 70 km, do Poznania 100, do Zielonej Góry 40. Ruch tu duży: tuż obok miasta krzyżują się drogi krajowe z Berlina do Warszawy i ze Szczecina do Zielonej Góry, na dworcu zatrzymuje się międzynarodowy pociąg do Niemiec. W centrum odnowione kamienice, historyczny ratusz i kościół, wszystko jeszcze z czasów niemieckich, kiedy Świebodzin nazywał się Schwiebus i był w dziesiątce najbardziej uprzemysłowionych miast Śląska. Na południowym krańcu miasta powstało po wojnie osiedle czteropiętrowych bloków z wielkiej płyty. Już po transformacji na polach za osiedlem bogatsi świebodzinianie postawili szeregi domów jednorodzinnych. Po prawej stronie wyjazdowej szosy wybudowano Tesco i nowoczesny basen. Po lewej rozciąga się puste pole. Na jego środku ks. Zawadzki postawił Chrystusa. „Najwyższa statua Jezusa stoi w Świebodzinie”, informowały media na świecie, jeszcze zanim pomnik był gotowy. „Drugie Rio de Janeiro”, szybko ochrzcili miasto dziennikarze. – Bzdura. Nasz Chrystus ma 36 m, a ten w Rio 33. Trzy metry różnicy! – podkreśla Władysław, który z wnuczką regularnie przychodzi na plac budowy. Z koroną nawet sześć – liczby niektórzy mieszkańcy znają na pamięć. Ale poza tym ten slogan z Rio dobrze się kojarzy. Tak ich miasto stało się znane na świecie. Świebodzinianie są dumni z nagłówków prasowych. Ojcu Sylwestrowi natomiast porównania z Rio się nie podobają. – Wygląda to tak, jakby chodziło o licytację – krzywi się. A on, mówi, na początku nawet nie wiedział, że już ktoś na taki pomysł wpadł. – Nigdy nie byłem w Rio, nie widziałem zdjęć, co mnie interesuje tamtejszy pomnik? – denerwuje się, kiedy ktoś wspomni o naśladowaniu. To już 10 lat, jak usłyszał „wewnętrzny głos”, opowiada. Taki sam, jak wtedy, gdy poczuł, że musi zostać księdzem. Teraz Chrystus chciał, żeby o. Zawadzki zbudował pomnik, symbol i pamiątkę uznania Go za króla. Bo w Świebodzinie katolicy prawdziwi i Jezusa intronizowali, jak się należało. – Już dawno tego żądał – tłumaczy o. Sylwester. Pokazywał się wizjonerom, nawet w Polsce, takiej Rozalii Celakównie, na przykład, przed wojną. Powiedział jej, że uratują się tylko narody, które uznają go za króla, intronizują, tak uroczyście. – Tyle że nikt tego w Polsce jeszcze nie zrobił. O. Sylwester zabrał się do roboty. Tu, w Świebodzinie, ludzie powinni być wdzięczni. W końcu od kiedy Świebodzin jest Świebodzinem, a nie Schwiebusem, to znaczy już ponad pół wieku, okolica oszczędzana była od klęsk, tłumaczy ksiądz. Dzięki Bogu. Więc za tę nieustanną opiekę należy Chrystusowi podziękować. – Przygotowywałem do intronizacji moich parafian, jeździłem po sąsiednich parafiach, rozmawiałem. Na koniec wszyscy byli przekonani. 26 listopada 2000 r. świebodzinianie pod przewodnictwem bp. Adama Dyczkowskiego z Zielonej Góry Jezusa intronizowali. Potem jeszcze radni wpadli na pomysł, by Chrystusa uczynić patronem miasta. Zapał radnych ukrócił dopiero Watykan. Patron ma pośredniczyć w kontaktach z Trójcą, a Syn Boży sam do Trójcy należy, przekazała Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. Patrona Świebodzin nie zyskał, ale historia się nie skończyła. O. Sylwester usłyszał wewnętrzny głos. Nie do niezauważenia – Intronizacja nie może być jednorazowa – mówi kapłan. – Musi się dokonywać codziennie, w naszym sercu. Wpadł na pomysł, jak ludziom o tym przypominać. – To musiał być znak, taki nie do niezauważenia. Parafianie nazywają Sylwestra Zawadzkiego księdzem budowniczym. Od 60 lat jest duchownym. W każdej parafii coś po sobie pozostawiał: kościół, plebanię, drogę krzyżową. W Świebodzinie zbudował sanktuarium Miłosierdzia Bożego. Bogata świątynia, z ogrodem i wieloma budynkami.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 47/2010

Kategorie: Kraj