Orbán bardzo świadomie gra historycznymi kartami i obiecuje naprawę dawnych krzywd
Węgry – w najnowszej historii stosunkowo niewielkie terytorialnie, choć to kraj z wielkimi ambicjami – przechodziły przez burzliwe czasy. Zazwyczaj doświadczały ich pod wodzą silnych, bardziej lub mniej charyzmatycznych liderów, prawdziwych „ojców narodu”, tytułowych Ojczulków. (…) W tym kontekście krótka (1990-2010) faza demokracji liberalnej okazała się jedynie epizodem. Viktor Orbán, który rozpoczynał polityczną karierę jako przekonany liberał, szybko wszedł w buty swoich despotycznych poprzedników, korzystając z bogatego na Węgrzech arsenału politycznych narzędzi autorytaryzmu, a nawet samowładztwa.
Czterej bohaterowie, którzy rządzili długo i dlatego odcisnęli swoje piętno na losach kraju, byli oczywiście różni. Franciszek Józef to Habsburg, przedstawiciel jednego z najbardziej wyrazistych rodów panujących w całej Europie i naturalnie Austriak, nie Węgier, co mocno zaznaczył w pierwszych latach swego panowania, gdy był nawet dla Madziarów oprawcą. A jednak Węgrzy i tak go pokochali. Miklós Horthy, ziemianin z pochodzenia, arystokrata z ambicji i zachowań, a wojskowy z kariery i charakteru, też cieszył się wielką popularnością, bo obiecywał, a częściowo spełnił – niestety z poręki Mussoliniego i Hitlera – Wielką Rewizję niesprawiedliwego i bolesnego traktatu z Trianon. Do dziś jednak jego osobowość i rola w historii dzielą, bo odszedł w niesławie i zmarł na wygnaniu. János Kádár wjechał w listopadzie 1956 r. do Budapesztu na sowieckim czołgu, a jednak i jego po dekadach Węgrzy pokochali, gdyż był „dobrotliwym autokratą”, a w ramach „miękkiej dyktatury”, jaką z czasem zaprowadził, „dawał żyć”: uprawiać działkę, dorabiać się, nawet wzbogacić – pod warunkiem, że zwykły obywatel nie kwestionował jego polityki.
Viktor Orbán, jak Kádár człowiek z ludu, też „daje żyć”, a nawet rozwinął system i umowę społeczną systemu kadarowskiego w tym sensie, że nie tylko powiada: ja rządzę, wy się moim rządom spokojnie podporządkowujecie, ale też w niepisany sposób daje do zrozumienia, z czego Węgrzy otwarcie żartują: ja kradnę i wy też możecie kraść, stosownie do pozycji i możliwości. Franciszek Józef nie musiał tego robić, bo był bogaty z rodowodu. Miklós Horthy bardziej zważał na protokół i wojskowe ceremoniały niż majątek; ważniejsze były dla niego symbole i rękojmie władzy niż gromadzenie dóbr. János Kádár w wymiarze prywatnym był prawdziwym dzieckiem proletariatu – i takim purytaninem pozostał do końca swych dni. Ci trzej Ojczulkowie kochali władzę, pieniądze były dla nich wtórne, bo i tak były jej efektem.
Viktor Orbán, klasyczny kuruc, krnąbrny i niepokorny, tym się różni od poprzedników, że równie jak władzę kocha pieniądze. Cała jego, już długa, kariera to gromadzenie dóbr, uwłaszczanie swoich najbliższych i totumfackich, czego symbolami fenomen Felcsút, a ostatnio Hatvanpuszta, jak też takie osoby jak córka Ráhel z mężem Istvanem Tiborczem czy Lőrincz Mészáros. W przeciwieństwie do poprzedników stworzył on System skorumpowany, mało transparentny, mocno oligarchiczny, no i wyraźnie populistyczny, w stylu Kádára. (…)
Ten System jest korupcjogenny, a więc podatny na skandale. Było ich co najmniej kilka: plagiatowy pierwszego prezydenta z nadania Fideszu Pála Schmitta (2012), brutalny o podział majątku z Lajosem Simicską (2015), bulwarowo-dekadencki w Brukseli w wykonaniu jednego z ojców założycieli Fideszu, Józsefa Szájera (2020) oraz pedofilski wraz z rezygnacją drugiego prezydenta z nadania Fideszu, pani Katalin Nova (2024). Wymieniam tylko te najważniejsze i najgłośniejsze. A przecież, co istotne, wiele z nich, począwszy od „fenomenu Felcsút”, wiąże się też bezpośrednio z Viktorem Orbánem, jego rodziną i osobami mu najbliższymi. To nie był i nie jest dobry prognostyk na przyszłość. Historia raczej oceni Orbána surowo.
Z aktualnym Ojczulkiem problem jest ten, że osiągnął on dosłownie wszystko, co sobie jako dziecko w skromnym wiejskim domu wymarzył: nie tylko odrestaurował dom, w którym się wychował, a przed jego progami (o 56 kroków!) postawił stadion piłkarski z krytą widownią, zraszanym boiskiem i wyściełaną lożą; nie tylko ma obszerny dom z dużą działką na Wzgórzach Budańskich; nie tylko przeniósł – zresztą wbrew opinii i oporowi kuratora zabytków – swą siedzibę premiera z gmachu parlamentu do dawnego klasztoru karmelitów; nie tylko wykreował bliskiego przyjaciela z Felcsút, dawnego inkasenta gazowego, a potem sołtysa, na pozycję jednego z najbogatszych, o ile nie najbogatszego obywatela w państwie, podobnie jak wywindował materialnie swoją najstarszą córkę i jedynego, jak dotąd, zięcia; ale wybudował też przecież kolejkę wąskotorową łączącą Felcsút z Alcsútdoboz, czyli miejsce, gdzie się wychował
Fragmenty książki Bogdana Góralczyka Ojczulkowie. Filary czy przekleństwo Węgrów?, Wydawnictwo Akademickie Dialog, Warszawa 2024










