Co się stało z arabską wiosną?

Co się stało z arabską wiosną?

Kto zyskał, a kto stracił na przemianach w krajach arabskich Polityczna zawierucha, która trzy lata temu rozpoczęła się w Tunezji, aby następnie ogarnąć inne kraje arabskie, przyniosła nadzieję na gruntowne zmiany polityczne i gospodarcze. Masowe bunty ludzi przeciw dyktaturom, biedzie oraz niesprawiedliwemu podziałowi i tak umiarkowanego bogactwa nazwano na Zachodzie arabską wiosną, nawiązując do europejskiej Wiosny Ludów. Arabowie mówią raczej o rewolucjach, które teraz nie przypominają już wiosny, tylko niekończącą się jesień. Najgwałtowniejsze protesty ogarnęły zarówno Tunezję, Egipt i Libię, gdzie udało się obalić dyktatorskie reżimy, jak i Jemen, Syrię oraz Bahrajn, gdzie to się nie powiodło. O ile w Tunezji i Egipcie obyło się bez konfliktów na szerszą skalę, co nie znaczy, że bez ofiar, o tyle w Syrii oraz w Libii wybuchły krwawe wojny domowe. Niespokojnie było w ubogim Jemenie, gdzie wprawdzie pozbawiono Alego Abdullaha Saleha stanowiska szefa państwa, ale ten skrupulatnie odbudowuje dziś swoje wpływy. Na mały Bahrajn w ogóle nie zwracano uwagi. Tam zbuntowali się m.in. szyici, stanowiący większość pozbawioną władzy, państwem rządzą bowiem sunnici wspierani przez Arabię Saudyjską. Egipska kontrrewolucja Pierwsze rewolty wybuchły w Tunezji i w Egipcie. W obu krajach udało się dokonać niemożliwego, czyli zmusić autokratów do dymisji. Na tym sukcesy się kończą, bo zarówno Tunezja, jak i Egipt wkroczyły na ścieżkę niezwykle chaotycznej transformacji. O ile Tunezyjczykom idzie nieco lepiej – w tym sensie, że do władzy nie powrócili jeszcze przedstawiciele dawnego reżimu, o tyle Egipcjanie doświadczyli już wojskowego zamachu stanu. Na początku lipca 2013 r. obalono bowiem pierwszego demokratycznie wybranego prezydenta, umiarkowanego islamistę Mohammeda Mursiego. Był to początek rozprawy z Braćmi Muzułmanami, których opuścili nawet skrajnie konserwatywni salafici. Tych wspiera głównie Arabia Saudyjska, której nie po drodze jest z matecznikiem usuniętego prezydenta. Umiarkowanym islamistom pomagali natomiast Katarczycy – i finansowo, i propagandowo (za pośrednictwem telewizji Al-Dżazira), ponieważ Ad-Dauha walczy o wpływy w regionie z innymi potęgami Bliskiego Wschodu. Obalenie Mursiego oznacza więc osłabienie wpływów Kataru i wzmocnienie Arabii Saudyjskiej. Nie podoba się to Turcji, która także wspierała Braci Muzułmanów i jednoznacznie potępiła pucz. W efekcie aresztowano czołowych przedstawicieli organizacji, którą ponownie zdelegalizowano, a jej sympatyków spotkały represje przypominające czasy Gamala Abdela Nasera. Wojskowi nie przejęli władzy bezpośrednio, lecz powierzyli ją cywilnemu prezydentowi, Adlemu Mansurowi, który do pomocy ma technokratyczny rząd Hazema al-Beblawiego. Zarówno prezydent, jak i premier są jednak całkowicie posłuszni ministrowi obrony narodowej, którym jest architekt zamachu stanu, Abd al-Fattah as-Sisi. W cieniu represji wobec sympatyków obalonego prezydenta oraz buntowników, którzy nie pogodzili się z wojskowym zamachem stanu, obradowała kolejna konstytuanta. Na jej czele stanął Amr Musa, niegdysiejszy szef Ligi Państw Arabskich. Tym razem wystarczyło kilka miesięcy, aby powstał tekst nowego projektu ustawy zasadniczej. Przypomnijmy, że wraz z obaleniem Mursiego anulowano konstytucję, którą Egipcjanie zaaprobowali w referendum z grudnia 2012 r. W międzyczasie pozornie pogorszyły się stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, które w proteście przeciw zamachowi stanu zamroziły część pomocy militarnej, do której przyzwyczajone było egipskie wojsko. Nie należy jednak się spodziewać, że USA pozwolą sobie na utratę tak ważnego sojusznika na Bliskim Wschodzie. Egipskie władze również nie stronią od walecznych gestów i przekonują, że Amerykanie nie są niezastąpieni. Egiptowi chętnie pomogłyby inne państwa (np. Rosja), lecz to Amerykanie mają nad Nilem najwięcej do powiedzenia i to się nie zmieni. Szczególnie że skutkiem obalenia Mursiego jest wzmocnienie Saudyjczyków – lojalnych sojuszników Waszyngtonu, z którymi As-Sisi dogaduje się znakomicie. Nie jest przy tym wykluczone, że najważniejszy człowiek w Egipcie zostanie wkrótce kolejnym prezydentem. Na razie cieszy się niemałym poparciem wśród tych Egipcjan, którym najbardziej zależy na spokoju i porządku. Nie jest wcale powiedziane, że Bracia Muzułmanie przegrali w wyniku zamachu stanu. Za jakiś czas może się okazać, że represje i surowe kary, na jakie najpewniej skazani zostaną przywódcy organizacji, dodadzą umiarkowanym islamistom animuszu. Znów zejdą do podziemia jako ofiary walki o demokrację i będą tworzyć wokół siebie aurę męczeństwa. Gdyby pozwolono im rządzić dłużej, najprawdopodobniej utraciliby tak duże poparcie społeczne,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 01/2014, 2014

Kategorie: Świat
Tagi: Michał Lipa