Jaśminowy sukces

Jaśminowy sukces

W Tunezji jest coraz bezpieczniej, co daje szansę na ożywienie turystyki Mija trzy i pół roku od samospalenia, którego młody tunezyjski handlarz Mohammed Bouazizi dokonał w geście rozpaczy – po kłótni z policjantką uosabiającą znienawidzony reżim Ben Alego. Jakkolwiek by to brzmiało, Bouazizi podpalił nie tylko siebie – podpalił niemalże cały arabski świat. Uciskany przez mniej lub bardziej autorytarnych władców, praktykujących korzystny dla nich, ale zabójczy dla większości mariaż dyktatury politycznej z ekonomicznym neoliberalizmem. W Tunezji wszystko się zaczęło i wygląda na to, że jedynie tam może się udać zbudowanie sprawniejszego, sprawiedliwszego i w miarę demokratycznego państwa. Co wcale nie oznacza, że transformacja ustrojowa – zapoczątkowana jaśminową rewolucją z przełomu lat 2010-2011 – jest pasmem sukcesów. O tym, że nie jest, świadczy zeszłoroczny kryzys polityczny, z którego ledwie udało się wykaraskać. W kryzysie gospodarczym Tunezyjczycy nadal tkwią, choć w nowy rok weszli z nadzieją na lepsze jutro. Uczciwie należy powiedzieć, że podstawy obecnego wzrostu są kruche. Jednak sam fakt, że można mówić o postępie, wyróżnia Tunezję na tle innych krajów arabskiej wiosny – Egiptu, Syrii, Jemenu czy Libii. Co takiego sprawia, że jaśminowa rewolucja ma realne szanse przerodzić się w jaśminowy sukces? Ciekawej odpowiedzi udziela Mohammed Kerrou z Carnegie Endowment for International Peace w artykule „Tunisia’s Historic Step Toward Democracy” („Historyczny krok Tunezji w stronę demokracji”). Podkreśla on, że mimo politycznych zawirowań Tunezyjczykom udało się wytrwać na kursie ku demokracji, a także przyjąć ustawę zasadniczą, która jest najbardziej liberalną konstytucją świata arabskiego. Nie powiodłoby się to, gdyby nie kilka ważnych czynników – iście tunezyjskich – do których należy dodać tzw. lekcję egipską. Tunezyjscy umiarkowani islamiści w porę wyciągnęli wnioski z zamachu stanu w Egipcie, którego skutkiem jest bezpardonowa walka z Braćmi Muzułmanami. ARMIA TRZYMA SIĘ Z BOKU Jak twierdzi Kerrou, armia tunezyjska znacząco różni się od swoich odpowiedników w innych krajach arabskich. Przede wszystkim jest w dużym stopniu apolityczna. Gwoli ścisłości należy podkreślić, że także niezbyt liczna, co sprawia, że nie odgrywa istotnej roli politycznej czy ekonomicznej. Można wręcz powiedzieć, że charakter armii tunezyjskiej jest bliski specyfice profesjonalnych wojsk europejskich. Wynika to z obawy poprzednich prezydentów Tunezji, zarówno Habiba Burgiby, jak i Ben Alego, przed utratą kontroli nad siłami zbrojnymi. Lęk ten sprawiał, że inwestowali oni raczej w siły policyjne niż w wojsko. Co za tym idzie, nie posyłano armii do tłumienia niezadowolenia społecznego – z wyjątkiem kryzysu w połowie lat 80., kiedy wybuchły gwałtowne zamieszki spowodowane złą sytuacją ekonomiczną. Również w momencie wybuchu jaśminowej rewolucji tunezyjskie siły zbrojne stały z boku, czym zyskały uznanie wśród Tunezyjczyków. Nie wykorzystały go jednak politycznie. Wojsko zajmuje się tym, co do niego należy. Pilnowaniem granic i ewentualnym wspieraniem sił policyjnych w walce z ekstremistami, którzy zagrażają bezpieczeństwu wewnętrznemu. Doskonałym tego przykładem jest, jak twierdzi Kerrou, głównodowodzący tunezyjską armią za prezydentury Ben Alego – gen. Raszid Ammar. Nie zważając na presję ze strony dyktatora, odmówił on wydania rozkazu strzelania do protestujących, dzięki czemu zdobył uznanie zbuntowanego narodu. Wielu Tunezyjczyków uważało nawet, że to on powinien przejąć stery państwa, jednak Ammar odmówił, wyrażając poparcie dla cywilnych sił politycznych, którym przyszło się zmierzyć z wyzwaniem przeprowadzenia kraju przez trudny etap przeobrażeń. ZWIĄZKI JAKO MEDIATOR Apolityczność armii to jednak za mało, aby proces demokratyzacji się powiódł. Szczególnie w obliczu kryzysu politycznego. Najgorszy okres Tunezja przeżywała pod koniec roku 2012 oraz w 2013, kiedy doszło do trzech zabójstw na tle politycznym, a państwo było w rozsypce spowodowanej nie tylko pogarszającą się sytuacją ekonomiczną, lecz również wzmożoną aktywnością ekstremistów religijnych (salafitów), którzy coraz chętniej sięgali po metody terrorystyczne. Salafitom na wiele pozwalała współrządząca krajem umiarkowanie islamistyczna Partia Odrodzenia (Hizb an-Nahda), co spotykało się z coraz ostrzejszą krytyką ze strony opozycji. Należy nadmienić, że większa część spektrum politycznego jest raczej świecka, mocno zanurzona we francuskich tradycjach politycznych, co sprawia, że konflikt na linii islamiści-sekularyści stanowi ważne tło transformacji ustrojowej. W tym momencie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2014, 25/2014

Kategorie: Świat
Tagi: Michał Lipa