Na prawach przechodnia, który może zatrzymać się przy grupce wyrozumiałych dyskutantów i wtrącić swoje trzy grosze, chcę tu przedstawić kilka uwag odnoszących się luźno do wywiadu z profesorem Adamem D. Rotfeldem zamieszczonego w poprzednim numerze „Przeglądu”. Profesor Rotfeld, znakomity znawca stosunków międzynarodowych, wypowiedział wiele rozumnych opinii, w kilku miejscach miałem jednak wrażenie, że czegoś nie dopowiedział, może dlatego, że nie był przecież o wszystko pytany. Na początek panowie redaktorzy przypisują Putinowi powiedzenie, „że największą katastrofą XX w. był rozpad Związku Radzieckiego”. Nie zmyślili sobie tego, wszyscy tak już mówią i piszą, zarówno dziennikarze, jak prawdziwi i rzekomi znawcy polityki rosyjskiej, Zbigniewa Brzezińskiego nie wyłączając. Jak to? W wieku dwu wojen światowych, Gułagu, Holokaustu największą katastrofą miałby być rozpad Związku Radzieckiego, po którym cały świat odetchnął z ulgą? Musiałby mieć źle w głowie człowiek, który by tak twierdził. W rzeczywistości Putin mówił o katastrofie geopolitycznej, a obozy koncentracyjne czy Holokaust były niesłychanymi katastrofami, ale przecież nie geopolitycznymi. Nie odbiegajmy za daleko od właściwego znaczenia słów. Ale nawet w takim dokładnie brzmieniu, w jakim zostało rzeczywiście powiedziane, zdanie to nie jest oczywiste. Zdarzyły się bowiem w tym wieku dwie wielkie katastrofy geopolityczne: rosyjska i niemiecka, i niełatwo powiedzieć, która była większa. Jednego tylko jesteśmy pewni: ani Niemcom, ani Rosjanom nie wolno z tego powodu się skarżyć. Mają w milczeniu przełykać gorzkie łzy, i to tak dyskretnie, aby się nikt tego nie domyślił. Od czasu, gdy polskie życie stało się ciekawe jak tabloid, przestałem czytywać zachodnie gazety i nie dostrzegam w porę zachodzących tam procesów. Byłem więc trochę zaskoczony słowami prof. Rotfelda, że „Na Zachodzie nastawienie do Rosji jest w ostatnich latach bardzo pozytywne. Dominuje fascynacja Rosją – nigdy tak życzliwego podejścia nie było. W środowiskach opiniotwórczych przeważa pogląd, że Rosję trzeba włączyć do euroatlantyckiego systemu bezpieczeństwa – z Rosją trzeba współpracować”. Czytam zarazem, że „w Rosji jest głęboko zakorzeniona postawa nieufności wobec Zachodu”. Sądzę, że te spostrzeżenia Rotfelda są słuszne w odniesieniu do rządów i sfer okołorządowych (niewątpliwie potwierdza je treść programowego przemówienia sekretarza generalnego NATO Rasmussena), ale na to, co obejmujemy słowami „polityka Zachodu”, składa się nie tylko wola rządów, ale również tendencje „amerykańskiego neokominternu”, jak Patrick Buchanan nazwał siatkę pozarządowych instytucji, stowarzyszeń i fundacji w rodzaju Freedom House czy National Endowment for Democracy. Mają one więcej swobody działania niż rząd i dzięki temu w pewnych dziedzinach i przypadkach są skuteczniejsze. Do ich sukcesów Buchanan zalicza m.in. obalenie Milosevica, usunięcie prorosyjskich rządów Ukrainy i Gruzji i zastąpienie ich rządami proamerykańskimi. Nie można zdać sobie sprawy z rzeczywistej treści polityki Stanów Zjednoczonych czy w ogóle Zachodu, nie uwzględniając dążeń tego „neokominternu”. W dużej części jest on antyrosyjski czy wprost rusofobiczny. Nie można się dziwić Rosjanom, że często nie wiedzą, co jest ważniejsze: polityka ostrożnych rządów czy jawnie deklarujących swoje cele instytucji „neokominternowskich”. Patrick Buchanan, którego poglądy przedstawię w miarę możliwości dosłownie, reprezentuje amerykański konserwatyzm starej szkoły, zwalczany zarówno przez liberałów, jak i neokonserwatystów. Nie jest on ulubieńcem amerykańskich mediów; należał do ekipy prezydenta Reagana, pisał niektóre jego przemówienia i nadal wypowiada się o nim i jego polityce w tonie niemalże uwielbienia. Politykę młodego Busha zwalczał, widząc w niej zaprzeczenie reaganowskiej linii. Znajdował się w kręgu możliwych republikańskich kandydatur do prezydentury, ale jego starty były nieudane. Dlaczego sięgam do książek Buchanana w tym miejscu? Dlatego, że on w sposób dobitny i zwięzły pokazuje błędy Waszyngtonu popełnione wobec Rosji, które teraz Ameryka rządowa chce naprawić. „Dlaczego – pisze Buchanan w książce „Dzień sądu” – wtrącamy się w wewnętrzne polityczne rozgrywki w Rosji; czy to jest nasza sprawa? Skoro nam się nie podoba sposób, w jaki Putin traktuje Michaiła Chodorkowskiego i Borysa Bierezowskiego oraz innych oligarchów, którzy w latach dziewięćdziesiątych rozkradali Rosję, Putinowi może nie podobać się, jak potraktowaliśmy Marthę Stewart”. (Telewizyjna wyrocznia w sprawach kuchni, milionerka oskarżona o nadużycia finansowe i skazana na więzienie za utrudnianie śledztwa. Można dać lepsze przykłady – milionerów skazanych na sto i więcej lat więzienia). Same gniewy
Tagi:
Bronisław Łagowski









