Tarcza antyrakietowa wpisuje się znakomicie w to, co można nazwać zalążkiem renesansu wyścigu zbrojeń Ulokowanie w Polsce elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej staje się coraz częściej przedmiotem dyskusji nie tylko w elitach politycznych czy wojskowych. Mając to na uwadze, Fundacja Aleksandra Kwaśniewskiego Amicus Europae zaprosiła do dyskusji parlamentarzystów, wojskowych, naukowców oraz publicystów zajmujących się tą problematyką. Były prezydent RP na wstępie powiedział, że intencja zorganizowania takiego spotkania wynika po części z wyrzutów sumienia wobec obecnych, że w czasie podejmowania decyzji o naszym zaangażowaniu się w misję w Iraku zbyt mało było wymiany poglądów między politykami a ekspertami. – Warto więc teraz współuczestniczyć w debacie, która przyczyni się do tego, że zapadną świadome, przemyślane decyzje dotyczące bezpieczeństwa państwa polskiego, a jednocześnie by były one na tyle wytłumaczone ludziom, by byli gotowi, jeżeli nie zaakceptować, to przynajmniej uznać, że brali udział w debacie niezwykle dla nich i Polski istotnej, i żeby nie czuli się zaskoczeni podjętymi decyzjami. Pragnę jeszcze dodać, że moje wielokrotne rozmowy z politykami amerykańskimi dowodzą, że w sprawie tarczy Amerykanie zajmują spokojne stanowisko i zachowują się mniej emocjonalnie niż my. I właśnie w takiej pozbawionej napięcia emocjonalnego i ideologicznego debacie mówiono o tarczy, stawiano wiele pytań. Podkreślano, że nie powinno się dyskutować o tym, czy mamy budować elementy tarczy antyrakietowej, czy ich nie budować, ale o tym, czy z polskiego punktu widzenia powiększy ona bezpieczeństwo Polski, czy też zwiększy jej zagrożenie. Zdaniem wielu dyskutantów byłoby najlepiej, gdyby tarcza antyrakietowa była wmontowana w system obrony antyrakietowej NATO. Błędne jest myślenie jedynie w kategoriach: co my będziemy z tego mieli, czy to jest opłacalne i jak Amerykanie nam zrekompensują nasze zaangażowanie się w tarczę. Jeżeli miałaby zwiększać zagrożenie naszego terytorium, to mamy prawo domagać się, by było ono dodatkowo chronione. I o to strona polska powinna zabiegać. I chyba już zabiega, bo w mediach pojawiły się informacje, że oczekujemy, by Amerykanie przekazali nam rakiety, które mają wzmocnić naszą obronę powietrzną. Odnosząc się do postawy Rosji w sprawie tarczy, odnotowywano, że Moskwa nie czuje się nią zagrożona, czemu dała wyraz publicznie; zrobił to min. Siergiej Ławrow, szef dyplomacji rosyjskiej. Naiwnością byłoby jednak oczekiwanie, że faktu budowy elementów tarczy w Europie Środkowo-Wschodniej Rosja nie wykorzysta do realizacji celów swojej polityki zagranicznej. Jest to dla rosyjskich specjalistów międzynarodowych zbyt łakomy kąsek. W debacie pojawiały się głosy, że przy budowaniu elementów tarczy nie chodzi o obronę przed rakietami takiego państwa jak Iran, bo jest on, jak do tej pory, partnerem w pewnym sensie obliczalnym, z którym można prowadzić rozmowy. Nieobliczalne są natomiast pozapaństwowe struktury, typu Hezbollah czy Al Kaida. Trzeba pamiętać o tym, co się zdarzyło w ubiegłym roku w Libanie, z którego terytorium wystrzeliwano w stronę Izraela rakiety krótkiego zasięgu – łatwe w produkcji, obsłudze i przenoszeniu. Ta łatwość może niedługo dotyczyć rakiet średniego zasięgu, a pewnie w przyszłości również dalekiego. Taka perspektywa sięga lat 2030-2035. Jeśli więc nie znajdzie się skutecznego sposobu zapobiegania działaniom nieprzewidywalnych struktur, to trzeba się liczyć z atakami na elektrownie jądrowe, gdzie będzie zwielokrotniony efekt Czarnobyla. Dlatego warto rozmawiać z Amerykanami w sprawie tarczy, bo wcześniej czy później ten system powstanie. Jeżeli tak, to lepiej rozmawiać na etapie, kiedy nie jest się zmuszonym do tego i kiedy ma się pole manewru. Przeciwnicy instalacji tarczy antyrakietowej w Polsce mówili, że nie można jej wyjąć z kontekstu techniczno-militarnego, ponieważ militaria i rozwój techniki dyktują rozwiązania dyplomatyczne, te zaś wpływają na technologię i koło się zamyka. I nie ma co pokładać nadziei w kolejnym układzie, kolejnych porozumieniach dyplomatycznych. Rozwój technologii jest tak szybki, zwłaszcza technologii precyzyjnych środków przenoszenia, że to, co kiedyś wydawało się niemożliwe, dzisiaj jest już zupełnie prawdopodobne. To, co dziś obserwujemy, jest paniczną instalacją pewnych elementów obrony terytoriów Stanów Zjednoczonych – nie Europy, nie NATO czy Polski, tylko USA. Jeszcze 10 lat temu nikt sobie nie uświadamiał, że kraje, które dopiero raczkują w technologiach rakietowych, mogą stworzyć rakietę dwustopniową, o zasięgu ok. 5 tys. km. A wkrótce i trzystopniową, która będzie mogła dosięgnąć obiektów oddalonych o 9
Tagi:
Paweł Dybicz









