Co tam śledztwa, zażądać Smoleńska!

Co tam śledztwa, zażądać Smoleńska!

Partia, której nazwa powstała wedle metody opisanej w prologu do „Kordiana” („dajmy mu na pośmiewisko, sprzeczne z naturą nazwisko…”), chciała, by Sejm przyjął rezolucję wzywającą premiera, by ten z kolei wystąpił do Rosji z żądaniem przekazania polskiej prokuraturze całego śledztwa w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Na szczęście Sejm projekt ten odrzucił ogromną większością głosów.
Propozycja posłów partii o przewrotnej nazwie była niemądra i prowokacyjna zarazem. Przede wszystkim zarówno polscy prokuratorzy, jak i członkowie komisji badania wypadków lotniczych nie tylko nie zgłaszali takiej potrzeby, ale przeciwnie, wielokrotnie potwierdzali, że współpraca z ich rosyjskimi odpowiednikami układa się znakomicie. Poza tym zgodnie z konwencją, na której miało się opierać żądanie przekazania śledztwa, takie przekazanie rzeczywiście byłoby teoretycznie możliwe, ale tylko w ramach dwustronnej umowy. Krótko mówiąc, przekazanie to musiałoby nastąpić za zgodną wolą obu stron. Rosjanie mieliby prawo na taką propozycję po prostu się nie zgodzić. Sama zaś propozycja byłaby swoistym wotum nieufności dla Rosji i jej organów, które dotąd, jak wszystko na to wskazuje, nie tylko działają bez zarzutu, ale ponad swój obowiązek dopuszczają do swoich czynności polskich prokuratorów i ekspertów. Pomijam już fakt, że znaczna część śledztwa z samej natury rzeczy musi się toczyć w Rosji. To w Rosji zdarzyła się katastrofa, w Rosji trzeba dokonać oględzin, a może jeszcze badania jej miejsca. Na terytorium Rosji są szczątki samolotu, w Rosji wykonywane były badania zwłok, w Rosji trzeba przesłuchać świadków katastrofy, i tych przygodnych, i tych z obsługi lotniska. Krótko mówiąc, większość czynności śledztwa trzeba tam właśnie wykonać. Nie wiem, jak wnioskodawcy wyobrażali sobie samodzielne polskie śledztwo w Rosji. Tak więc żądanie przekazania śledztwa w całości polskiej prokuraturze byłoby nie tylko żądaniem czegoś nierealnego, wyjaśnieniu katastrofy niesprzyjającego, ale nadto miałoby negatywne konsekwencje polityczne.
Złośliwi komentowali, że żądania PiS i tak są dość umiarkowane. Mogli przecież domagać się od rządu, aby zażądał od Rosji zwrotu Smoleńska wraz z województwem, które to Polska na rzecz Rosji utraciła w XVII w. Żądanie przyłączenia Smoleńska do Polski nie tylko byłoby zgodne z historyczną racją, zmierzało do naprawienia wielowiekowych krzywd, ale przede wszystkim byłoby klasycznym przykładem praktycznego wykorzystania polityki historycznej. Przy okazji załatwiałoby problem właściwości prokuratury prowadzącej śledztwo. Na zasadzie właściwości miejscowej śledztwo prowadziłaby, to oczywiste, prokuratura polska.
Można by zapytać, po co PiS się wygłupia? Otóż nie wygłupia się. Podtrzymywanie napięcia w sprawie katastrofy, w dodatku podtrzymywanie przekonania, że w tej sprawie nie wszystko, łącznie z intencjami śledczych, a może nawet rządu, jest jasne, leży w żywotnym interesie tej partii i jej kandydata na prezydenta. Wpisuje się to idealnie w obłędną politykę medialną prowadzoną w tej sprawie zwłaszcza przez TVP i niektóre inne prawicowe media, sugerujące jeśli nie ruski spisek, to co najmniej brak chęci wyjaśnienia prawdy.
Przy okazji ożywia się w ten sposób rusofobię, która, jak można było sądzić w pierwszej dekadzie kwietnia, została przełamana.
Tymczasem na jak najbardziej słuszny apel abp. Życińskiego, by w dowód wdzięczności za pomoc, jaką Rosjanie okazali nam w tragicznych dniach kwietnia, dla podtrzymania dobrej tendencji poprawiania stosunków dwustronnych uporządkować groby żołnierzy radzieckich w Polsce, odpowiedziano, że groby i cmentarze radzieckie są przecież w Polsce uporządkowane.
Z kolei na podobnie motywowany apel Andrzeja Wajdy, aby 9 maja na cmentarzach tych zapalić znicze, odezwał się pewien redaktor naczelny jednego z kolorowych brukowców, że zniczy palić nie będzie, bo przecież nie pali się zniczy na grobach okupantów. Rzeczywiście trudno, dysponując małym rozumkiem, dostrzec i zrozumieć różnicę między tymi, którzy obóz Auschwitz zakładali, więzili tam i wymordowali setki tysięcy ludzi, a tymi, którzy obóz ten wyzwolili. Jeszcze trudniej przyjąć do wiadomości, że w cywilizowanym świecie cmentarze wojenne są pod szczególną opieką i nie ma różnicy, czy spoczywają na nich swoi, czy nieprzyjaciele. W cywilizowanej części świata uznaje się bowiem, że żołnierzowi poległemu w walce, bez względu na to, po której stronie walczył, należy się szacunek i cześć. Szacunek i cześć za to, że spełnił swój żołnierski obowiązek do końca.
Rzecz ciekawa, osoby, które jak redaktor brukowca nie chcą palić zniczy na grobach „okupantów” (nie dostrzegając nawet i tego, że ten żołnierz radziecki, który poległ na ziemiach polskich, nawet gdyby tego bardzo chciał, nie zdążył być okupantem), żądają utrzymywania polskich cmentarzy wojskowych w krajach, w których nasi żołnierze mogą równie dobrze (słusznie lub niesłusznie) być postrzegani jako „okupanci”. Przekonanie, że tylko Polska ma prawo do swojej polityki historycznej, a żaden z jej sąsiadów nie, doprowadzić może nas kiedyś do nieszczęścia, a na pewno jest w stanie zepsuć stosunki z wszystkimi naszymi sąsiadami.

Wydanie: 19/2010, 2010

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy