A może zmienić coś naprawdę?

A może zmienić coś naprawdę?

Miałem nadzieję, że po wyborach i stworzeniu nowego rządu cokolwiek uwolnię się (podobnie jak my wszyscy) od opresyjnej wszechobecności PiS, że odpoczną oczy, uszy i głowa. Partia odsunięta od władzy jednak nie daje o sobie zapomnieć, generuje wielki wir, który musi się kręcić coraz mocniej i wyraziściej. Przypomina to skierowaną na boczny tor lokomotywę, w której maszynista z palaczem wciąż i wciąż dorzucają węgla, żeby pędzić szybciej i szybciej, nie bacząc na to, że wkrótce tor się kończy. Tę lokomotywę niesie irracjonalne przekonanie, że tak gnając i gnając, w pewnym momencie, szast-prast, w jakiś bliżej niesprecyzowany sposób przeskoczy ona na tor główny. Maszynista, który jest owym metafizycznym popychaczem, to rzecz jasna Jarosław Kaczyński, palacz to aparat partyjny, w tym tzw. prezydent, węglem zaś jest co chwila coś innego (przeciąganie powstania rządu, bo „wygrało się wybory”, płacz i zgrzytanie zębów w obliczu pierwszych prób rozliczenia pozaprawnych lub przestępczych działań oraz odwoływania pozornie zabetonowanych struktur prokuratorskich i posad w spółkach skarbu państwa). Styczeń upłynął nam pod znakiem węgla wysokokalorycznego – skazania (jeszcze w grudniu) posłów Kamińskiego i Wąsika prawomocnym wyrokiem sądu, zatrzymania ich przez policję w dziupli prezydenckiej, osadzenia na krótko w zakładach karnych i, co najważniejsze, z mocy konstytucji pozbawienia ich mandatów poselskich. W charakterystycznym nowomyśleniu o prawie rozszalał się chór obrońców poselskości przestępców. A to, że ogłoszenie wygaszenia mandatów przez marszałka Sejmu jest bezprawne (to ruch proceduralny, nie on ma prawną sprawczość, tylko art. 99 ust. 3 konstytucji, który nie wymaga wygibasów interpretacyjnych: „Wybraną do Sejmu lub do Senatu nie może być osoba skazana prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego”). A to, że izba Sądu Najwyższego (marionetkowa, stworzona przez PiS, złożona z samych neo/niesędziów) coś tam oświadcza. Prezydentowi znowuż się wydaje, że jest monarchą wszechmogącym, którego długopis ma moc boskiej, niczym nieograniczonej sprawczości. Dojmującym symbolem destrukcyjnych działań PiS, które bez zmiany konstytucji de facto zmieniało ustrój polityczny, nie respektując niewygodnych dla siebie rozwiązań prawnych czy instytucji, są niezrozumiałe dla większości obywateli chaos i niespójność prawa: zdemolowanie Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego, KRS i w konsekwencji wpuszczenie do wymiaru sprawiedliwości ok. 2,5 tys. neosędziów, którzy po prostu sędziami nie są. Ale to pozór, konstytucję mamy wciąż niezmienną, mimo gniotków paraprawnych wytworzonych przez PiS. Za dużo myślimy o trwałości i wadze prowizorek Kaczyńskiego. Oprócz węglowego pyłu, dymów z paleniska i huku rozpędzonej lokomotywy politycznej, która gna na oślep, nie przyjmując do wiadomości, że teraz czas na stop – owiewa nas nieustannie, niby proroczy obłok pytyjskich sądów, enigmatyczna wizja celów, metod i środków niezbędnych do odzyskania władzy, którą dzięki stojakowo-mikrofonowej stałej dyspozycji mediów rozsnuwa Jarosław Kaczyński. Co mówi, często nie wiadomo, co przez to rozumie – tym bardziej, jak to interpretować – nie ma mądrego, ale i po co miałby być? W kotle ma się kłębić, mieszać, wszak nie idzie o uczciwą komunikację. Codzienna glątwa zatem płynie, a nas zmusza do scholastycznej ekwilibrystyki interpretacyjnej. Może nie powinniśmy jej poświęcać tyle uwagi? Jestem przekonany, że nie powinniśmy. Ale czym wypełnić te portale, szpalty w miejsce domysłów, rozkmin i rozczytywań ciemnej mowy żoliborskiego pustelnika? Podam przykład polityczno-systemowy. Otóż od lat krąży nad Europą i światem widmo naprawiania naszej smętnej (nic od nas nie zależy tak naprawdę, na nic wpływu nie mamy) demokracji elekcyjnej. Są wybory – jest demokracja. To mało. Owo widmo to projekt włączenia do systemu politycznego w jego filarze ustawodawczym instytucji panelu obywatelskiego (również jako trzeciej izby parlamentu). O panelach rozpiszę się wkrótce, na razie zasieję ziarno zainteresowania i zostawię z niedosytem. O takiej systemowej drodze przemiany struktur demokratycznych rządów warto dyskutować, a nie o tym, że „idziemy wciąż w stronę prawdy, a to, co robią inni – to niebywałe i złe”. Panele obywatelskie (uruchamiane także w Polsce) nie są czarodziejską różdżką, za dotknięciem której odrodzi się przywiędłe drzewo zrutynizowanej, biurokratycznej demokracji. Ale są dobrze opracowaną metodą pokojowej, dyskursywnej zmiany systemowej, do której nie są konieczne podporządkowane autokracie instytucje (trybunały, sądy, sędziowie). Niezbędni są za to obywatele i obywatelki. Wszyscy.  Ciąg dalszy nastąpi.   Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2024, 2024

Kategorie: Felietony, Roman Kurkiewicz