Decyzja Jerzego Millera, który zlikwidował wzorcowy ośrodek zatrudniający osoby chore psychicznie, zbulwersowała psychiatrów, społeczników, polityków i zwykłych krakowian Władza od czasu do czasu pokazuje, że może wszystko, a my nic. Teraz zrobiła to w Krakowie, gdzie jedna decyzja wojewody Jerzego Millera przekreśliła trzy lata pracy wzorcowej firmy społecznej, która dawała zatrudnienie i zapewniała normalne życie ludziom wyjątkowo potrzebującym jednego i drugiego. Ośrodek Recepcyjno-Szkoleniowy Zielony Dół zatrudniał chorych psychicznie, którzy w Polsce – z jej lękiem przed innością i ignorancją dotyczącą tej problematyki – nie mają łatwego życia. Praca, której zostali pozbawieni, pozwalała im utrzymać się na powierzchni. Wojewoda beztrosko i w wyjątkowo bulwersującym stylu zabawił się z życiem 20 osób, a ze swojej decyzji nie chciał nawet się wytłumaczyć. Wojewoda walczy z bezrobociem Bardzo ostrożne szacunki mówią, że choroby psychiczne to problem ok. 1,5 mln Polaków i ta liczba szybko rośnie. Wśród chorych jest kilkaset tysięcy takich, którzy borykają się z problemami najpoważniejszymi. Większość z nich nie pracuje. Szacuje się np., że stałe zatrudnienie ma zaledwie 2% osób, które cierpią na schizofrenię. Odsetek pracujących – zależnie od rodzaju problemów i miejsca zamieszkania – waha się od kilku do kilkunastu procent. A i te dane nieco zafałszowują rzeczywistość, bo chorych często zatrudnia się fikcyjnie. Na przykład po to, żeby dostać dotację. Pozostali są zdani na łaskę i niełaskę rodzin, które często nie mają świadomości, jak sobie z nimi radzić, oraz ZUS, który wypłaca kilkusetzłotowe renty inwalidzkie. Nic dziwnego, że jedynym ratunkiem bywa szpital, wokół którego zaczyna się organizować życie chorych. Można o tym zresztą usłyszeć w likwidowanym ośrodku, gdzie pacjenci opowiadają o swoim życiu przed Zielonym Dołem i po nim. A także o życiu znajomych, którzy takiego szczęścia jak oni nie mieli. Tych jest zresztą większość, bo w Polsce rehabilitacja społeczno-zawodowa obejmuje zaledwie kilka tysięcy chorych. Dzieje się tak, mimo że praca jest doskonałą metodą trzymania choroby za drzwiami, ponieważ daje poczucie bezpieczeństwa, stabilność, a także parę groszy na w miarę normalne życie. Zysk i odrobina solidarności Zanim ośrodek Zielony Dół trafił w troskliwe ręce Laboratorium Cogito, znajdował się pod zarządem urzędu wojewódzkiego. Jeszcze w 1993 r. miejsce było na tyle atrakcyjne, że tam właśnie zatrzymał się Steven Spielberg, który w Krakowie kręcił „Listę Schindlera”. Urząd jednak tak nim zarządzał, że kilka lat później budynek położony w jednym z najpiękniejszych miejsc Krakowa – w okolicach alei Kasztanowej, którą zwykle przechodzą spacerujący na Kopiec Piłsudskiego – przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Ośrodek regularnie przynosił straty i generował koszty. Brakowało pomysłu (jeżeli pominiemy ideę, by ogród wykorzystać do hodowli lam) i kogoś, kto chciałby zadbać o to miejsce. Sytuacja zmieniła się w 2010 r., gdy ówczesny wojewoda Stanisław Kracik podjął decyzję o wynajęciu ośrodka Laboratorium Cogito. Zamierzano zbudować tam wzorcową firmę społeczną. – Chcieliśmy, żeby zyskowi towarzyszyła odrobina solidarności – mówi dziś dr hab. Andrzej Cechnicki, psychiatra, spiritus movens tej inicjatywy. Czynsz ustalono niski, a umowę podpisano na trzy lata. W Zielonym Dole można jednak usłyszeć, że towarzyszyła jej obietnica, że jak wszystko się uda, to współpraca będzie wieloletnia. Wynajmujący miał płacić 1 tys. zł czynszu miesięcznie. Kwota była niewielka, ponieważ Kracik docenił pomysł i wartość społeczną inicjatywy. Taka jest przynajmniej wersja oficjalna, bo można się domyślać, że powodem było i to, że Zielony Dół wymagał potężnych nakładów finansowych. Bez nich nie sposób było myśleć o tym, by ośrodek mógł zarabiać na siebie i zatrudnionych w nim pracowników. Przedsiębiorstwo wzorcowe Remont przeprowadzono, nie szczędząc sił i środków. Dr Andrzej Cechnicki wylicza, że samo wyposażenie to 240 tys. zł znajdujące pokrycie w fakturach. Koszty inwestycji, znów tylko te mające potwierdzenie w fakturach, to 390 tys. zł. A oprócz tego – podkreśla psychiatra – pozostaje nieopłacona praca organizatorów i wolontariuszy, którzy chcieli pomóc chorym. Wyliczenie uzupełniają jeszcze darowizny od sponsorów. Oraz biznesowe koszty decyzji wojewody Millera, który w połowie roku postanowił nie przedłużać umowy najmu. W ten sposób zburzył plan budżetowy na najbliższy czas. Przeciął negocjację kontraktów, bo jak można
Tagi:
Tomasz Borejza









