Sprawiedliwość po zielonogórsku

Sprawiedliwość po zielonogórsku

Policjanci CBŚ, którzy zebrali dowody na korupcję prawników, sami zostali oskarżeni na podstawie niewiarygodnych zeznań recydywisty Zdzisław R. wpadł na przemycie kilku tirów papierosów. Został aresztowany. Inni członkowie grupy wskazali go jako organizatora wielkiego przemytu. Wina wydawała się oczywista. Jednak gdy w jego imieniu zaczął działać mecenas Krzysztof S., świadkowie zmienili zeznania. Brat, który wyznał policji, że Zdzisław R. zapłacił łapówkę, został wysłany przez prokuratora do psychiatry. I choć psychiatrzy stwierdzili, że może zeznawać, prokurator sfałszował opinię lekarską i Marka R. pozbawiono takiej możliwości. Gdy dziennikarze ujawnili nieprawidłowości, rzecznik Prokuratury Krajowej oświadczył, że przerobienie dokumentu w tym przypadku to tylko błąd proceduralny. W międzyczasie oskarżony sprzedał sporą część swego majątku. Mógł to zrobić, ponieważ stróże prawa nie zabezpieczyli go na poczet przyszłego odszkodowania. Kara, której prokurator zażądał, sprowadzała się do zawieszenia odsiadki i niewielkiej grzywny. W kolejnej aferze pojawił się ten sam oskarżony. Dzięki fałszywym kartom płatniczym obrabowano banki i prywatnych użytkowników na kilkaset tysięcy złotych. Tym razem wścibscy dziennikarze znaleźli w protokołach zeznań ewidentne zniekształcenia, które mogą wpłynąć na zbagatelizowanie jego udziału w organizowaniu przestępstwa. I tym razem prokuratura tłumaczyła się błędem proceduralnym. Ale w opinii wielu innych zainteresowanych to jawna manipulacja. Ślady przekupstwa Policjanci z biura od dłuższego czasu zbierali materiały w sprawie korupcji w zielonogórskich środowiskach prawnych. Działaniem objęto wielu sędziów, prokuratorów i adwokatów. Teraz sami zasiądą na ławie oskarżonych. Marek Staromłyński, jeden z oskarżonych policjantów, był na tropie korupcyjnych powiązań między adwokatami a prokuratorami. Kilka osób wskazywało, że niektórzy zielonogórscy prokuratorzy w zamian za korzyści materialne decydują się na manipulacje i stronniczość w prowadzonych przez siebie śledztwach. Akta wielu spraw związanych zwykle z uszczupleniem majątku państwowego latami nie opuszczały prokuratorskich gabinetów. Sprawy się przedawniały, a winnych wielomilionowych defraudacji nie pociągano do odpowiedzialności. Zgromadzonego przez Staromłyńskiego materiału operacyjnego pod kryptonimem „Sitwa” nie wykorzystano, tylko opatrzono nagłówkiem „Ściśle tajne” i umieszczono w archiwum policji w Gorzowie. Sprawa przycichła, ale na krótko. W kręgu podejrzeń znaleźli się niektórzy zielonogórscy sędziowie. Śledztwo tym razem trafiło do Poznania. Policjanci z CBŚ zatrzymali Roberta T., byłego sędziego. – Prawnik przyznał się do pośredniczenia w przekazywaniu łapówek sędzi Anieli M. z Sądu Okręgowego w Zielonej Górze – mówi Marek Bartos z CBŚ: – Pieniądze miały zapewniać korzystne postanowienia w sprawach odwoławczych. Jedna z takich kompromitujących sytuacji została nagrana na taśmie magnetofonowej. Kilka miesięcy trwały procedury uchylenia immunitetu Anieli M., żonie byłego prezesa sądu okręgowego. Aresztowano ją pod zarzutem korupcji, ale na krótko. Została zwolniona po wpłaceniu 100 tys. zł kaucji. Świadkowie i agenci Jednym z miejsc, gdzie policjanci pozyskiwali cenne informacje, był nocny lokal Ostoja w Zielonej Górze. – Właściciel współpracował z CBŚ – zapewniał Marek Staromłyński, zanim go aresztowano. Lokal został otoczony i zdobyty w prawdziwie amerykańskim stylu przez miejscowy oddział UOP. Zanim do tego doszło, właścicielowi lokalu, Wiesławowi Łapkowskiemu, postawiono szereg zarzutów, a mecenas Krzysztof S. wskazał go jako inicjatora zamachów na swoje życie. – Tylko on mógł je zorganizować – zapewniał mecenas. Rosła temperatura oskarżeń na kolejnych konferencjach prasowych w Wydziale VI zielonogórskiej prokuratury. Kierował nią Zbigniew Fąfera, zastępca prokuratora okręgowego, który kilka lat wstecz nadzorował śledztwo w sprawie afery papierosowej. W konsekwencji lokalne media obwieściły, że Łapkowski to bandyta nr 1 w regionie. W komunikacie rozesłanym do wszystkich komend policji określono go jako niebezpiecznego przestępcę, podejrzanego o zamachy na życie adwokata. Później rzecznik prokuratury przyznał, że nie było dowodów świadczących o tym, że Łapkowski miał związek z zamachami. Nigdy też nie postawiono mu takich zarzutów. Było to jednak wyznanie post factum. W tym czasie Wiesław Łapkowski już nie żył. Zastrzelono go w czasie próby zatrzymania. Ścigany mężczyzna nie miał przy sobie broni. Kilka miesięcy przed dramatyczną akcją napisał list do poznańskiej prokuratury. Prosił, by śledztwo w jego sprawie poprowadziła inna prokuratura, nie zielonogórska. Tak jednak się nie stało. Tajemniczy świadek Po zajęciu Ostoi wszystkich pracowników zatrzymano. – Traktowali nas brutalnie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2005, 2005

Kategorie: Kraj