Czego nie słychać w Zakopanem?

Czego nie słychać w Zakopanem?

Kiedy Tatry zamknięto dla turystów, w góry ruszyli zakopiańczycy Posterunki policyjne na drogach prowadzących w Tatry zniknęły, można już chodzić w góry, hotele zostały otwarte, przewodnicy mogą pracować, choć nie wiadomo, z iloma osobami. Tak obecnie wygląda życie pod Giewontem w czasie epidemii. • Kolejka do kolejki na Kasprowy ustawiała się codziennie i w godzinach południowych sięgała do drugiej latarni na drodze do Kuźnic. Wagonik zabierał ok. 60 osób, bo w zimie taka liczba jest dopuszczona. Któregoś dnia w tłumie wypełniającym ciasne, wiszące na linie pudełko ktoś kichnął, ktoś inny doznał ataku paniki i urządził awanturę. Obsługujący ruch turystyczny zakopiańczycy nie mieli jednak czasu na analizowanie wiadomości o rozprzestrzeniającym się wirusie. Pytania niektórych gości o zabiegi typu dezynfekcja klamek najczęściej traktowane były jako kolejna uciążliwość związana ze zbytnim natłokiem ludzi. W górach sami znajomi Inaczej sprawy miały się w biurach Tatrzańskiego Parku Narodowego. Tam już dużo wcześniej przychodziły alarmujące mejle o rozprzestrzeniającej się zarazie, a pracownik, który przyjechał z narciarskiego wypadu do Włoch, natychmiast został wysłany na przymusowy urlop. W czwartek, 12 marca, dyrektor parku zdecydował o zamknięciu Tatr dla ludzi spoza rejonu. Wyprzedził tym decyzje

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2020, 22/2020

Kategorie: Kraj