Czekając na Gabriela

Czekając na Gabriela

Wizja sojuszu SPD z Die Linke spotykała się dotąd z krytyką. Tymczasem obie partie przygotowują się do wspólnych rządów po 2017 r. Dorotheenstraße, godz. 12.00. W stolicy Niemiec panuje sierpniowy skwar. Przy małym stoliku w restauracji poselskiej w Bundestagu zasiada spocony Gregor Gysi, szef klubu parlamentarnego Die Linke. Jak zwykle przed obiadem lider Lewicy zamawia mocną herbatę. Te wolne chwile wypełnia załatwianiem spraw spoza katalogu obowiązków zawodowych. Przeważnie telefonuje do siostry lub przekłada prywatne spotkania. O tej porze zwykle może sobie pozwolić na chwilę oddechu. Ale nie tym razem. Gysi jest wyraźnie zdenerwowany, co rusz patrzy na drzwi wejściowe. Osoba, z którą umówił się na obiad, spóźnia się. Mijają minuty, a znajomy z SPD się nie pojawia. – Nie mógł chociaż zadzwonić? – zastanawia się Gysi. Czy Sigmar Gabriel znów go zlekceważył? Dla stołujących się w Bundestagu dziennikarzy spotkanie takich liderów jest wisienką na politycznym torcie, zwłaszcza kiedy ci na co dzień udają skłóconych. Podobne spotkania odbywają się zazwyczaj poza zasięgiem kamer. Chyba że dżentelmeni chcą dostarczyć mediom pożywki do debaty publicznej. Już nieraz publicyści demaskowali pozorność kłótni politycznych. Nikt jednak nie inspirował pogłosek o tajnym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2015, 37/2015

Kategorie: Świat