W Niemczech lewicowa alternatywa wobec socjaldemokracji staje się coraz silniejsza Partia Lewicy triumfuje. Przywódcy socjaldemokracji reagują nerwowo. W krajobrazie politycznym Niemiec mogą nastąpić poważne zmiany. Oto Partia Lewicy (Linkspartei), reprezentująca „tradycyjny” lewicowy program, zdobyła aż 8,4% głosów w wyborach do władz kraju związkowego Brema. Tym samym politycy Linkspartei po raz pierwszy zasiądą w parlamencie landu „starej” Republiki Federalnej. „Przez lata próbowaliśmy sforsować ten chiński mur i wreszcie nam się udało”, deklarował z satysfakcją jeden z przywódców Partii Lewicy, Lothar Bisky. Charyzmatyczny lider Linkspartei, były federalny minister finansów i przewodniczący SPD, Oskar Lafontaine, ogłosił historyczny przełom. Lewicowy dziennik „taz” napisał: „W Bremie zagrała lewicowa muzyka”. Konserwatywna „Frankfurter Allgemeine” stwierdziła: „Oskar w Alei Zwycięstwa”. Linkspartei wywodzi się z Partii Demokratycznego Socjalizmu (PDS), ta zaś ma swe korzenie w NSPJ Ericha Honeckera, która przez dziesięciolecia żelazną ręką sprawowała władzę w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Od czasu zjednoczenia Niemiec PDS odnosiła błyskotliwe sukcesy wyborcze na terenie dawnej NRD, odgrywa poważną rolę w landtagach wszystkich nowych krajów federalnych, współtworzyła gabinet Meklemburgii-Pomorza Przedniego, a obecnie, w koalicji z SPD, rządzi Berlinem. PDS stała się „partią ludową” Niemczech Wschodnich (w RFN określenie partia ludowa, Volkspartei, nadawane jest tylko masowym ugrupowaniom politycznym – CDU i SPD). Ale PDS pozostała partią regionalną, nie miała wpływów w zachodniej części kraju, inne formacje oskarżały ją o populizm i hołdowanie „postkomunistycznej” doktrynie. Sytuacja zmieniła się w 2005 r. Kiedy kanclerz Gerhard Schröder ogłosił przedterminowe wybory do Bundestagu, do polityki postanowił wrócić Lafontaine. Wymowny i utalentowany „Czerwony Oskar” był najpierw sojusznikiem, a potem zaciętym wrogiem Schrödera, którego oskarżał o wyprzedaż ideałów lewicy i kłanianie się żądnym zysku koncernom. Lafontaine formalnie wystąpił z SPD i doprowadził do połączenia PDS z niewielkim zachodnioniemieckim ugrupowaniem niezależnej lewicy – Wyborczą Alternatywą Praca i Sprawiedliwość Socjalna (WASG). Wyborcza Alternatywa nie miała poważnych wpływów w elektoracie, ale fuzja sprawiła, że w oczach wielu zachodnioniemieckich wyborców PDS pozbyła się postkomunistycznej aury. Połączenie odbywało się żmudnie – przywykli do partyjnej dyscypliny aparatczycy PDS długo nie mogli znaleźć wspólnego języka ze swawolnymi i kochającymi niekończące się dyskusje trockistami, pacyfistami i rozczarowanymi ekssocjaldemokratami tworzącymi WASG. Formalne zjednoczenie obu ugrupowań dokona się dopiero 19 czerwca br., przy czym partia, która będzie działać na terenie całej republiki, wybierze nazwę Die Linke (Lewica). Ale już w wyborach 2005 r. oba ugrupowania wystąpiły pod jednym sztandarem. Sytuacja dla „tradycyjnej lewicy” była pomyślna. Koalicja rządowa Gerharda Schrödera, złożona z socjaldemokratów i Zielonych, prowadziła program reform ekonomicznych Agenda 2010, oznaczający dla bezrobotnych i korzystających z zasiłków socjalnych zaciskanie pasa. Już sama nazwa nowego, zredukowanego systemu zasiłków, Hartz IV, doprowadzała tradycyjnie nastawionych socjaldemokratów do białej gorączki. W tej atmosferze Linkspartei zdobyła aż 8,7% poparcia i weszła do Bundestagu. W wyniku wyborów w Berlinie powstała lewicowa większość. SPD, Zieloni i Partia Lewicy mogliby wspólnie utworzyć gabinet. Wielu socjaldemokratów nienawidzi jednak Lafontaine’a, uważanego za populistycznego renegata. Przede wszystkim z przyczyn personalnych o porozumieniu nie mogło być mowy. Socjaldemokraci zdecydowali się utworzyć razem z chadekami „małżeństwo słoni”, czyli Wielką Koalicję. Dla „alternatywnej lewicy” powstała znakomita atmosfera. Prawie całe zasługi za sukcesy Berlina na polu polityki zagranicznej oraz za ożywienie gospodarcze opinia publiczna przypisuje konserwatywnej kanclerce Angeli Merkel. Socjaldemokracja musi natomiast dokonywać niepopularnych w swym tradycyjnym elektoracie posunięć, takich jak podwyższenie wieku emerytalnego do 67 lat, zredukowanie podatków dla przedsiębiorstw czy wysłanie samolotów Bundeswehry do Afganistanu. Linkspartei nie pomija żadnej okazji, aby dopiec SPD, o której Lafontaine mówi z pogardą „partia socjalnego demontażu”. „Czerwony Oskar” twierdzi: „Socjaldemokracja nie ma strategii ani treści. Opowiada się za obniżaniem emerytur i sprzecznymi z prawem międzynarodowym wojnami”. Oświadczył, że jeśli socjaldemokraci pragną współpracować z Linkspartei, muszą wycofać wojska z Afganistanu, zrezygnować z reformy emerytalnej i zlikwidować system Hartz IV. Są to oczywiście warunki nie do przyjęcia. Ale strategom Partii Lewicy
Tagi:
Krzysztof Kęciek









