Cztery kultury na Piotrkowskiej

Cztery kultury na Piotrkowskiej

Przez dziesięć dni na ulicach Łodzi zaprezentowano artystyczna dorobek Żydów, Niemców, Rosjan i Polaków

Centrum Łodzi w zimny sobotni wieczór wyglądało jak w filmie Andrzeja Wajdy „Ziemia obiecana”. Grupki ludzi zmierzały w jednym kierunku. Na kolejnych skrzyżowaniach z bocznych ulic i uliczek wylewały się strugi i potoki głów, zamieniając idące tłumy w rwącą rzekę. Tyle że 5 października celu wędrówki nie wskazywały fabryczne kominy i dźwięki syren. Wszyscy zmierzali na plac przed Teatrem Wielkim, gdzie na potężnej, 22-metrowej, czteropoziomowej konstrukcji prezentowano kantatę sceniczną niemieckiego kompozytora Carla Orffa „Carmina Burana”. Tę samą, którą przed niespełna 40 laty po raz pierwszy w Polsce wystawiła bezdomna wówczas Opera Łódzka.
Teraz, również po raz pierwszy w Polsce, pokazywano ją jako wielkie widowisko plenerowe. Całość zainscenizował uczeń Orffa – Walter Haupt, niemiecki reżyser, dyrygent i kompozytor.

Wskrzesić dawną Łódź

„Carmina Burana” sprowadzono do Łodzi na Festiwal Dialogu Czterech Kultur. Czterech, gdyż festiwal zogniskował się na dorobku twórczym Niemców, Rosjan, Żydów i Polaków. Wymyślił to Witold Knychalski. Dzisiaj przyznaje, że pomysł dojrzewał w nim od dawna. Naprzód jednak skrzyknął ludzi, zajmujących w Łodzi eksponowane stanowiska i przekonał ich do założenia Towarzystwa na rzecz Dialogu Kultur – Łódź Ziemia Przyszłości. To właśnie oni lobbowali za festiwalem, który na dziesięć dni (26.09 – 6.10.) zawładnął życiem Łodzi.
Pomysł był iście piekielny: wskrzesić dawną Łódź. To, co stanowiło jej fenomen. „Leo, wir gehen nach Lodz, wir bau’n ein Haus und eine Fabrik…” („Leo, chodźmy do Łodzi, tam zbudujemy dom i fabrykę”) – śpiewali w XIX wieku Niemcy. Podobną XIX-wieczną piosenką zwoływali się Żydzi: „Itzek, komm mit nach Lodz!” (Icek, chodź z nami do Łodzi). To miał być raj dla wielu nacji i wyznań.
– Stworzyli ją przybysze zjeżdżający z różnych zakątków całej Europy – mówi Knychalski. – Tu, pod wspólnym niebem, gdzie żyli i prowadzili interesy, mieszały się ich języki, religie, obyczaje i kultura. Festiwal odsłania tę mozaikę.
Premier Leszek Miller, honorowy patron festiwalu, poszukuje odniesień do dnia dzisiejszego. – Można powiedzieć, że Wspólna Europa, na progu której jesteśmy, pierwsze kroki stawiała właśnie w Łodzi. Z tamtych doświadczeń miasta płynie przesłanie o potrzebie zrozumienia innych narodowości, wzajemnego zrozumienia i poszanowania.
Artyści nacjonalizmy odrzucają. – W sztuce interesują nas uniwersalia, a nie narodowość czy religia twórcy – zapewnia Marek Janiak z awangardowej grupy Łódź Kaliska. Wtóruje mu izraelski artysta plastyk Jacov Hafetz. Hafetz i Janiak ze swoją grupą w trakcie festiwalu prezentowali instalacje uliczne. Pierwszy wzniósł w pobliżu najbardziej rozpoznawalnego łódzkiego pomnika Kościuszki drewnianą konstrukcję – wieżę. Każdy mógł na nią wejść, poczuć się niczym bohater i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Z kolei Łódź Kaliska zawiesiła nad Piotrkowską bannery z podobiznami czterech kobiet. Wyglądały identycznie. Wszystkie w czepkach kąpielowych i kostiumach bikini spoczywały na gigantycznych lodach włoskich. O tym, że jednak reprezentują różne nacje, informowały wtopione w uliczny bruk kopie ich dokumentów.
Z takimi działaniami ponad podziałami korespondował koncert czterech chórów: Poznańskich Słowików, Jerusalem Great Synagogue Choir z kantorem Benzionem Millerem, Chóru Patriarchatu Moskiewskiego „Drewnierusskij Rasspiew” i obecnie najlepszego niemieckiego chóru męskiego, ewangelickiego Chorknaben Utersten. W swoich językach sławili Boga, ale ich występ wśród murów opustoszałego dziś bawełnianego imperium Izraela K. Poznańskiego przypominał, że ten sam dekalog przez stulecia określał zasady życia członków poszczególnych wspólnot.
Na czołówkach łódzkich gazet znalazło się zapewnienie, że ten dzień „złotymi zgłoskami” zapisze się w dziejach miasta. Tak samo pisano 101 lat temu. Otwierano wówczas w Łodzi Teatr Wielki, największą na ziemiach polskich salę teatralną. Budynek wzniósł Fryderyk Sellin, potomek rodziny niemieckiej z Kalisza. Na inaugurację łodzianie zaprosili wielu znamienitych gości z Warszawy i Galicji, m.in. Henryka Sienkiewicza i Henryka Siemiradzkiego.

Festiwal to początek

Kto był festiwalowym Sienkiewiczem Anno Domini 2002? Lew Dodin i jego Mały Teatr Dramatyczny z Petersburga? A może Kronos Quartet? Albo Borys Ejfman z Sanktpetersburskim Teatrem Baletu? W każdym razie honorowe miejsce jest zajęte. Tak jak przy otwarciu teatru Sellina łódzcy potentaci gościli w swoich pałacach autora „Quo vadis”, a po spektaklu sfinansowali wielki bankiet, tak przyjazd Ejfmana zafundował urodzony w Łodzi Aleksander Gudzowaty. – Borys jest moim przyjacielem – zdradził biznesmen.
W ciągu dekady odbyło się w Łodzi ok. 70 imprez adresowanych do bardzo zróżnicowanych odbiorców. Krzysztof Jagiełło, prezydent Łodzi, w festiwalu dostrzega szansę promocji miasta. Oczami wyobraźni widzi, jak w ślad za artystami napływa tłum inwestorów gotowych tworzyć nowe miejsca pracy. Zapełnią się hotele i restauracje. Łódź rozkwitnie.
Młodzi ludzie już dostrzegli w festiwalu szansę dla siebie. Maciej Rędzikowski i Łukasz Wojdyła, studenci Centrum Kształcenia Międzynarodowego Politechniki Łódzkiej, pomagali organizatorom jako wolontariusze. – To się przyda przy poszukiwaniu pracy – zwierza się Maciej. Piotr Piotrowski, inny wolontariusz, przyjechał z Warszawy. Znajomi udostępnili mu kawałek podłogi, na której co noc rozkładał śpiwór. Piotra znają już za kulisami Warszawskiej Opery Kameralnej i Opery Narodowej. Za rok zamierza zdawać na reżyserię, a w trakcie festiwalu podgląda teatr „od środka”.
Publiczność spiesząca 6 października na zamykający festiwal benefis polskiego kompozytora Henryka Mikołaja Góreckiego budziła skojarzenia z łodzianami, którzy również 6 października, ale 1888 r. uczestniczyli w inauguracji działalności stałej sceny polskiej w Łodzi. Wówczas powątpiewano w powodzenie tego przedsięwzięcia. Przez kolejne lata łódzki teatr borykał się z wieloma przeciwnościami, głównie finansowymi, ale przetrwał. A zdarzało się też, że to on właśnie określał puls teatralnej Polski. Leon Schiller uznał nawet Łódź za „dobre miasto dla teatru”. Czy będzie też dobrym miastem dla festiwalu?
Witold Knychalski już zapowiedział jego drugą edycję.

 

Wydanie: 2002, 41/2002

Kategorie: Kultura
Tagi: Jan Skąpski

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy