Cztery reformy i pogrzeb

Twórcy “wielkich reform” rządu Buzka odeszli. Rachunek zapłaci kto inny Minister Handke podał się do dymisji. Powód tego kroku jest powszechnie znany – Ministerstwo Edukacji źle wyliczyło kwotę, którą otrzymać mieli nauczyciele w wyniku nowelizacji Karty Nauczyciela. Ministerstwo pomyliło się, bagatela, o około 800 mln złotych. Okazało się więc, że reforma edukacji, którą Handke przeprowadził, opierała się na błędnych wyliczeniach i że budżet państwa musi znaleźć setki milionów na zobowiązania zaciągnięte przez ministra-optymistę. Losy Mirosława Handkego i jego reformy (jak twierdzą fachowcy, najlepiej przygotowanej ze wszystkich czterech) są prawidłowością ostatnich lat. “Cztery wielkie reformy”, które miały być wizytówką gabinetu Jerzego Buzka, kolejno okazywały się porażkami. Dziś większość Polaków uważa, że przyniosły one więcej szkody niż pożytku. Odczucie Polaków potwierdzają liczby – cztery reformy przyniosły finansowe porażki. Wreszcie – ich inicjatorzy skończyli marnie. Minister zdrowia, Wojciech Maksymowicz, został odwołany już półtora roku temu, rozpłynęli się w niebycie twórcy reformy administracyjnej – Michał Kulesza i Jerzy Stępień, symbol reformy ubezpieczeń społecznych, były prezes ZUS-u, Stanisław Alot, stał się symbolem niekompetencji i nieudacznictwa. Cztery reformy – cztery dymisje. Dziś nikt przytomny nie mówi o ich sukcesach, ale raczej o tym, jak naprawić bałagan, który wywołali. Odchudzanie administracji? Stosunkowo najlepiej oceniana jest reforma administracyjna. 20% Polaków uważa, że po jej wprowadzeniu władze samorządowe pracują lepiej, 23% zaś twierdzi, że pracują gorzej. Najwięcej osób uważa, że nic się nie zmieniło (35%). Ale na pytanie, czy reforma przyniosła coś dobrego mieszkańcom jego miejscowości czy gminy, tylko 9% ankietowanych odpowiada twierdząco, 52% zaś jest przeciwnego zdania. Tak więc Polacy na temat reformy administracji mają dość umiarkowaną opinię. Czy zmieniliby ją, gdyby poznali, tak jak prezes NIK, Janusz Wojciechowski, jej rzeczywiste osiągnięcia? Prezes NIK mówił o tym w Sejmie w ubiegłym tygodniu: “Jeśli chodzi o reformę administracyjną, to rzuca się w oczy zjawisko bardzo istotnego wzrostu zatrudnienia w administracji publicznej. Dane Głównego Urzędu Statystycznego wskazują, że zatrudnienie w administracji publicznej wzrosło o 11,7%, tj. o 46 tys. osób. Liczba ta oznacza, że w ciągu minionego roku w Polsce do akcji wyruszyły cztery dywizje nowych urzędników”. A przecież, jak pamiętamy z zapowiedzi architektów reformy samorządowej, miało być dokładnie odwrotnie – tzn. liczba urzędników miała zmaleć, zwłaszcza w administracji centralnej. Tymczasem liczba urzędników pracujących w instytucjach centralnych rośnie. Podobnie jak urzędników w administracji wojewódzkiej (tu nastąpił wzrost ze 110 tys. do 118 tys., mimo że mamy 16 województw, a nie 49). Do tego dorzućmy powiaty, których środki w większości są przeznaczane na utrzymanie administracji powiatowej, oraz gminy, którym z kolei wciąż dorzucane są nowe zadania, bez dodatkowych pieniędzy. W tej chwili mamy więc taką sytuację, że reforma administracji wymaga pilnych poprawek. W Sejmie są już zresztą stosowne projekty ustaw. Niestety, ci, którzy będą nad nimi pracować, nie będą mieli okazji omawiania ich z twórcami obecnej reformy. Wicepremier Janusz Tomaszewski odszedł w wyniku lustracyjnego skandalu, gdzieś zniknęli architekci obecnych rozwiązań – Michał Kulesza i Jerzy Stępień, do Wiednia na stanowisko ambasadora wyjechała Irena Lipowicz, swego czasu szefowa sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego. Kto inny piwo warzył, kto inny je będzie pił. Cnota Alota Podobnie sytuacja wygląda z inną “wielką reformą” – ubezpieczeń społecznych. Jej efekty prezentują się w dwóch płaszczyznach. Pierwszą dojrzymy za kilkanaście, kilkadziesiąt lat, kiedy będziemy przechodzić na emeryturę. I wtedy przekonamy się, ile warte będą pieniądze, które składaliśmy do funduszy emerytalnych. De facto więc przez lata całe będzie można opowiadać, jak znakomite efekty przyniesie tzw. drugi filar, bo i tak nikt tego nie zweryfikuje. Drugą płaszczyzną są natomiast sprawy bieżące, związane z funkcjonowaniem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Tu wiedza przeciętnego Polaka jest wystarczająca, a bohaterem jest Stanisław Alot – do października 1999 roku prezes ZUS-u. O szefie ZUS-u napisano już wiele, więc tylko gwoli przypomnienia. Stanisław Alot,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 30/2000

Kategorie: Wydarzenia