Czy wiesz, co jesz?

Boimy się szalonych krów i rakotwórczych dodatków. Tymczasem w Polsce ciągle najgroźniejszy jest brud Boimy się gumy Mamba, bo zawiera żelatynę wołową. W Białymstoku już wycofano ją ze sklepów, ale w Sulejówku sprzedawczyni dodawała ją gratis do zrobionych zakupów. Inspektorzy ostrzegają, że w małych sklepikach jeszcze długo mogą być zakazane już w Polsce towary, niepewne z powodu choroby szalonych krów. W całej Polsce trwa kontrola. Zaczęła się w listopadzie, do końca jeszcze daleko, bo w np. w byłym województwie warszawskim jest 40 tys. placówek, a inspektorów niewielu. W samej Warszawie kilkunastu. O prionach i wołowinie mówią wszyscy. – Wiem, że to medialny temat i do tego nowy – komentuje dr Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska z Instytutu Żywności i Żywienia – ale są problemy może i bardziej banalne, ale dzisiaj na pewno groźniejsze dla naszego zdrowia. Podejrzane jogurty W Opolu wycofano salami, w Warszawie jogurty. W całej Polsce z półek zdjęto 2 tys. produktów, 7 tys. czeka na wyjaśnienie, czy nie pochodzą z kraju, w którym pojawiły się już szalone krowy. Każdy produkt zawierający żelatynę, m.in. zupy w proszku, galaretki, jogurty, musi mieć informację, czy jest to “zła” żelatyna wołowa, czy też wieprzowa. Podobnie jest z lekami i kremami. – Zakwestionowaliśmy salami, bo zawierało zachodnią wołowinę – mówi Maria Jeznach z opolskiego sanepidu. – Nie wiemy, czy pochodziła od zarażonych zwierząt. Takie badania można przeprowadzić tylko na fragmentach mózgu. My kierujemy się tylko niebezpiecznym źródłem pochodzenia. – Najpierw kontrolujemy mięso – dodaje Anita Panek z warszawskiego sanepidu. – Ale musimy także sprawdzić wyroby cukiernicze i koncentraty. Nasi inspektorzy weterynaryjni twierdzą, że jedyne zagrożenie to 20 tys. sztuk bydła importowanego, które znajduje się pod obserwacją. A polskim krowom nic nie dolega. Choroba szalonych krów to temat kolejnego tygodnia. Ale jest jeszcze żywność genetycznie zmodyfikowana, są ciągle dla większości z nas tajemnicze dodatki z literą E, są metale, dioksyny i wszechobecny brud. Rolnik, producent, hurtownik, handlowiec – co robią z tym, co później jemy? Lęk. Udo Pollmer, specjalista z Europejskiego Instytutu Wyżywienia, twierdzi, że “my dziś odnosimy się do jedzenia tak jak kiedyś do seksu. Dawniej grzech czaił się za drzwiami sypialni, a dzisiaj za drzwiami lodówki. Nieustannie ostrzega się ludzi przed jedzeniem”. A na pytanie, co ludzie powinni jeść, odpowiada: “Nie można udzielić rady odpowiedniej dla wszystkich. Przewód pokarmowy każdego człowieka jest trochę inny, każdy ma inny system enzymów służących do unieszkodliwiania roślinnych substancji ochronnych”. Czyli każdy z nas po swojemu broni się przed tym, co zje. Woda z azbestowych rur Zdaniem specjalistów z Instytutu Biotechnologii Przemysłu Rolno-Spożywczego, polska żywność, ta rosnąca na polach, nie jest groźna. Przysłużyć się temu miała 50-letnia bieda, brak pestycydów, mało nawozów, które trafiały tylko do PGR-ów. Równie dobrze, w opinii Instytutu Mięsnego w Poznaniu, wypada nasze mięso. O wiele mniejszy entuzjazm panuje w Inicjatywie Konsumenckiej, która tropi niedociągnięcia. – Przed wojną na targu badano, czy mięso nie jest zakażone włośnicą. Dziś inspektorzy weterynarii nie zaręczą, że mięso jest wolne od choroby. Po prostu nie każde jest badane – twierdzi dr Zbigniew Hałat. Zastrzeżenia ma również do nabiału, w którym nie bada się poziomu dioksyn. – Kobieta ze Śląska – tłumaczy – nawet, gdy wyjedzie i urodzi dziecko w najczystszym regionie, to w mleku, którym go karmi, przekaże groźne dioksyny. Niebezpieczna może być woda. – Wiem, że wodociągi zawiesiły badania, bo nie są w stanie sprostać normom – tłumaczy dr Hałat. – A przecież woda jest nie tylko napojem. Opiera się na niej cały przemysł spożywczy. Jeśli najlepszy sok rozcieńczy się skażoną wodą, to nie będzie on zdrowy. W wielu miastach Polski woda ulega skażeniu, bo płynie azbestowymi rurami. Tak jest w warszawskiej gminie Bielany. Samorząd tłumaczy, że jest zbyt biedny, by rury natychmiast wymienić. Na niektórych ulicach zrobi to za pięć lat, na niektórych – nie wiadomo kiedy. Zmodyfikowane geny są wszędzie Danie po meksykańsku z soją. Skład – m.in. kostka sojowa genetycznie zmodyfikowana. Wyraźny, duży druk. – Od kwietnia zeszłego roku mamy obowiązek zamieszczać taką informację i z tego się wywiązujemy – informuje technolog z firmy Polgrunt. – Sprowadzamy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2001, 2001

Kategorie: Społeczeństwo