Niemcy byli spragnieni męża stanu, ale obdarzyli tym mianem skończonego dewianta Prof. Guido Knopp – historyk i dziennikarz, wieloletni publicysta telewizji ZDF. Autor książek i programów o III Rzeszy. Doradca naukowy i współproducent filmów historycznych, w tym serialu „Nasze matki, nasi ojcowie”. Panie profesorze, z okazji 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej telewizja publiczna wyemitowała wiele filmów dokumentalnych. Mimo tylu informacji (a może właśnie dlatego) wciąż nie jestem pewien, czy 8 maja 1945 r. był dla Niemców zwycięstwem czy klęską. Wyczekiwanym wyzwoleniem czy nową okupacją. – Trzeba to jasno powiedzieć: dla olbrzymiej części narodu 8 maja nie był dniem wyzwolenia. Gros Niemców wspierało Hitlera do samego końca, wierząc w ostateczne zwycięstwo. Owszem, nie zabrakło ludzi będących na wewnętrznej emigracji lub nawet w jawnej opozycji do nazistów, ale wiosną 1945 r. była to mniejszość. Zdecydowana większość odczuła ulgę lub zmieniła zdanie dopiero kilka miesięcy później, uświadomiwszy sobie poniewczasie, co przez te 12 lat się wydarzyło. Dlaczego Niemcy tak długo i fanatycznie wielbili führera, wiedząc, że wojna jest już przegrana? – Większość była mu oddana bezwarunkowo, ubóstwiała go, jednocześnie buntując się przeciw postanowieniom wersalskim. To, że Amerykanie i Brytyjczycy mają nam, Niemcom, więcej do powiedzenia na ten temat niż my sami, daje do myślenia. Ian Kershaw jest jednym z niewielu historyków, którzy potrafili się wczuć w psychikę niemieckiego obywatela Republiki Weimarskiej. Kult jednostki i identyfikacja całego narodu z osobą Hitlera były patologiczną pomyłką społeczeństwa, które wskutek klęski poniesionej w 1918 r. poczuło się głęboko upokorzone. Niestety, to właśnie niedoszły artysta z Braunau am Inn ośmielił się sprzeciwić paryskim dekretom, co w oczach wielu ludzi czyniło go politykiem godnym wyboru. Niemcy byli spragnieni męża stanu, ale obdarzyli tym mianem skończonego dewianta. Sam czasem nie mogę sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego jeszcze przez dwa lata po bitwie stalingradzkiej ludzie tak lgnęli do przywódcy III Rzeszy, który zresztą zawsze cieszył się większym poparciem niż jego partia. Mogę tylko przypuszczać… Czym Hitler ich uwiódł? – Głównie tym, że udawało mu się przez te lata podtrzymywać atmosferę strachu przed zagrożeniem ze wschodu. ZSRR istniał wtedy dobre dwie dekady, już w 1917 r. Moskwa sięgała rękami niemieckich komunistów po Berlin. Hitler w tym okresie znany był głównie z charyzmy i umiejętności retorycznych, które pozwalały mu na budowanie coraz silniejszej pozycji. Jednocześnie stworzył w Niemczech klimat tak dalece sprzyjający antykomunistom, że w 1939 r. wybaczono mu nawet pakt z „czerwonym diabłem”. Później i tak go zaatakował, a przegrana pod Stalingradem stała się potwierdzeniem zagrożenia potęgowanego wcześniej przez nazistowskich propagandystów. Po czym została skrzętnie wykorzystana, aby w Niemczech te nastroje utrwalić. Ale wróćmy do 1933 r. Już wówczas Hitler trzymał Niemców w garści nie tyle siłą, ile straszeniem komunistami. Dlatego naród niemiecki pokładał tak wielkie nadzieje w rządzie zjednoczonej prawicy. Hitler został co prawda kanclerzem, lecz poza nim w nowym gabinecie było zaledwie dwóch ministrów z NSDAP. Początkowo wydawało się więc, że rządem sterują von Papen i Hugenberg, którzy obiecywali, że nie oddadzą ani guzika, dopóki oczywiście nie pogubili całych spodni. Radykalność Hitlera była długo lekceważona. Trudno uwierzyć, że Hitler zyskał sympatię jedynie straszeniem komunistami. – Nie tylko tym. Narodowi socjaliści wzbudzali w społeczeństwie powszechny entuzjazm, bo odwoływali się do klęski parlamentaryzmu i obiecywali koniec systemu partyjnego. Umiejętnie apelowali o zatracone poczucie wspólnoty, nawet jeśli zarazem okazywali pogardę mniejszościom narodowym. Z dzisiejszą wiedzą nie mamy trudności w podsumowaniu tego zbrodniczego systemu, ale w latach 20., na tle wypalonych Hindenburgów i „dziadków” z SPD (oskarżanych zresztą o zdradę i obarczonych współwiną za klęskę w 1918 r.) energiczny Hitler był zjawiskiem nowoczesnym, zwłaszcza dla młodszych i wykształconych. Dla nich bowiem weimarski eksperyment demokracji okazał się chybiony, bo sprowadzał się do nudnej gadaniny starszych panów. W 1933 r. wśród studentów było już zdumiewająco wielu antykomunistów i antysemitów. Jeszcze przed objęciem władzy przez NSDAP dochodziło na uniwersytetach do ataków na żydowskich profesorów. Związki młodzieżowe i kluby sportowe, w tym najważniejszy i do dziś istniejący Niemiecki Związek
Tagi:
Wojciech Osiński









