Dajmy szansę Putinowi – rozmowa z prof. Stanisławem Bieleniem
Zamiast bać się Rosji, powinniśmy bać się o Rosję i zrezygnować ze strategii konfrontacyjnych Prof. Stanisław Bieleń – prodziekan Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, politolog specjalizujący się w tematyce stosunków międzynarodowych, autor, współautor i redaktor książek: „Tożsamość międzynarodowa Federacji Rosyjskiej”, „Rosja w okresie prezydentury Władimira Putina”, „Polityka zagraniczna Rosji”, „Rosja – refleksje o transformacji”, „Wizerunki międzynarodowe Rosji”. Rozmawia Krzysztof Pilawski Putin albo katastrofa – kampanię wyborczą premiera Rosji oparto nie na programie zmian, lecz na strachu przed opozycją manifestującą na placu Błotnym i przed pomarańczową rewolucją. Nie zdziwiło to pana? – Nie zgadzam się z tą tezą. Kampania Władimira Putina oparta była nie na strachu, lecz na diagnozie interesów przygotowanej przez jego ekipę. Opublikowane przed 4 marca artykuły wyborcze w prasie świadczą, że to rozumni ludzie, zdający sobie sprawę z problemów kraju i jego miejsca na arenie międzynarodowej. Eksport rewolucji Sam Władimir Putin mówił o próbach narzucenia Rosji obcej woli. – To pana dziwi? A czy tzw. kolorowe rewolucje na terytorium poradzieckim były jedynie przejawem autentycznego ruchu oddolnego, czy miały także zewnętrzne inspiracje i wsparcie? Istnieje wiele dowodów wskazujących na tę drugą możliwość. Nie bądźmy idealistami ani naiwniakami w ocenie kolorowych rewolucji. Te rewolucje poniosły klęskę wszędzie – nie tylko na Ukrainie, ale i w Gruzji. Choć Micheil Saakaszwili wciąż jest prezydentem, trudno nazwać Gruzję państwem demokratycznym. Mamy w niej do czynienia z jakimiś rodzajem autorytaryzmu. A skoro tak, to czy rewolucja róż jest zwycięstwem gruzińskich demokratów czy może jakichś sił zewnętrznych? Wbrew temu, co się mówi, zimnowojenna konfrontacja w stosunkach międzynarodowych trwa. Hasła wolności i demokracji to proch XXI w.? – Koncepcja, którą Amerykanie nazwali soft power, jest niczym innym jak wykorzystywaniem wartości instrumentalnie, w celach politycznych – oddziaływania, zdobywania i powiększania wpływów, przyciągania na swoją stronę. Polityka wartości jest podporządkowana polityce interesów. Nawracanie na demokrację Bronisław Komorowski leci do Chin z wielką delegacją biznesmenów i zapomina o wartościach, a Donald Tusk ma usta pełne wartości, gdy zwraca się do wrogów Aleksandra Łukaszenki po białorusku… – Tak to mniej więcej wygląda. Politycy wymachują wartościami, gdy jest to dla nich wygodne, a gdy może przeszkodzić, chowają je do kieszeni. Zmieniły się formy walki ideologicznej, ale sama walka się nie skończyła. Strach, który pan przywołał, wynika nie z obsesji Putina, lecz z diagnozy sytuacji. Nie traktujmy ludzi rządzących Rosją jak bandy głupców, która żyje obsesją wroga i rozkręca nacjonalistyczne uprzedzenia. Prometeizm, mesjanizm, nawracanie na demokrację to współczesne formy konfrontacji w stosunkach międzynarodowych. Stany Zjednoczone pod rządami George’a W. Busha otwarcie stawiały na konfrontację ideologiczną z Rosją. To nie Bush – ani senior, ani junior – rządzi Ameryką, lecz demokrata Obama. – A co to ma do rzeczy? Nie bądźmy naiwni, że wraz ze zmianą prezydenta wszystko się zmienia. Ameryka pozostaje Ameryką. Ma swoje instrumenty oddziaływania ideologicznego na świat i używa ich bez względu na to, kto jest gospodarzem Białego Domu. Jakie są źródła tej konfrontacji z Rosją? – Moim zdaniem ani USA, ani Unia Europejska nie mają wykształconej klarownej strategii uwzględniającej Rosję. Nadal mocno się trzymają schematy zimnowojenne, które nakazują widzieć w Rosji rywala, a nie partnera. Aby to zmienić, należałoby na nowo zdefiniować rolę Rosji w stosunkach międzynarodowych. Pokazać miejsce Rosji w „koncercie mocarstw”, w Wielkiej Europie, w gremiach decyzyjnych dzisiejszego świata. „Rosyjskiego niedźwiedzia” warto byłoby omotać siecią powinności i zobowiązań, spowodować, by był współodpowiedzialny za ład światowy. Warto myśleć o Rosji pozytywnie i kreślić pozytywne strategie z jej udziałem. Rosja rozdaje karty Nikt tego nie robi? – Niemcy się starają. Budują z Rosją klimat wzajemnego zaufania. Alexander Rahr, analityk, autor wydanej niedawno książki „Der kalte Freund” („Zimny przyjaciel”), podkreśla, że Berlin jest zainteresowany stabilnością w Rosji nie tylko ze względu na interesy niemieckiej gospodarki, lecz także na przekonanie, że bez stabilnej Rosji nie będzie stabilnej Europy. Z kolei dla Moskwy Niemcy są pomostem na Zachód – wymownym tego symbolem jest Gazociąg Północny. Ta inwestycja jest także symbolem obniżenia prestiżu Polski: nasz główny partner i sojusznik dogadał się, ignorując protesty









