Nasze dane to towar jak każdy inny

Nasze dane to towar jak każdy inny

4/3/18 - Washington, DC USA: Facebook Chief Executive Mark Zuckerberg testifies on before The Senate Judiciary Committee in the Senate Hart Building on Capitol Hill.(Christy Bowe/Polaris)

Nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak marnie są chronione informacje o nas Iwona Rajca – specjalistka od bezpieczeństwa danych w firmie Protegrity. Absolwentka kierunku Data Science na University of Dundee w Wielkiej Brytanii. Autorka bloga datawanderings.com Kilkadziesiąt milionów użytkowników Facebooka miało zostać poddanych manipulacji, w efekcie której zagłosowali na Donalda Trumpa. Czy rzeczywiście tak się stało? – Na ile tak faktycznie było, naprawdę nie wiadomo. Ludzie, którzy pracowali wtedy w Cambridge Analytica, mówią, że doszło do tego pod koniec kampanii, kiedy na wykorzystanie tych informacji na dużą skalę nie było już czasu. Kontrowersyjne są nie skutki, tylko to, czy był taki zamiar i możliwość. Skandal był wielki, bo w ciągu jednego tylko dnia od wypłynięcia sprawy Facebook stracił 16 mld dol. wartości swoich akcji. Uruchomiono też akcję #deletefacebook, w którą zaangażowali się celebryci. To niezwykle ciekawa reakcja, bo o tym, że politycy wykorzystują każdą dostępną informację na nasz temat, wiemy od dekad. Myślę jednak, że zadziałało przede wszystkim to, że mamy do czynienia z Trumpem, postacią, która polaryzuje społeczeństwo, i z Facebookiem, czyli miejscem, gdzie żyjemy online. Właśnie poprzez połączenie tych dwóch elementów sprawa staje się tak osobista dla komentujących. Zwłaszcza że Facebook kojarzy się z wartościami, które Trump potępia: jest dla wszystkich, nie uznaje podziałów, znosi granice. – Z jednej strony tak, ale z drugiej musimy oddzielić to, kto jest kreatorem Facebooka, od tego, kto z niego korzysta. Bo facebookowe społeczeństwo także jest spolaryzowane. Doświadczamy tego również w Polsce, gdzie tworzą się tzw. bańki społecznościowe, w których użytkownicy przerzucają się takimi samymi materiałami. Te bańki się nie przenikają, przez co tworzy się zaburzony obraz świata, a ludzie z lenistwa i z niemożności sprawdzania każdej informacji biorą go za jedyny właściwy. Każdy ma swoją bańkę: prawicowiec, lewicowiec, ogrodnik, miłośnik zwierząt, fan rocka. Podczas kampanii Trumpa docierano do ludzi w tych bańkach ze spersonalizowanym przekazem – jeśli ktoś jest aktywistą, dostarczało mu się treści, które zmuszą do realnego działania. Taki przynajmniej był plan. Czyli po prostu sprzedawano pewne treści i komunikaty. – Sprzedawano to dobre słowo, bo tak samo działa marketing. Nadal niektóre firmy wysyłają newsletter na cały świat, do wszystkich. Ale jeśli jesteśmy firmą, która sprzedaje pączki, to adresując kampanię do ludzi nielubiących pączków, tracimy pieniądze. Musimy więc najpierw konsumentów „stargetować”. Kojarzysz takie aplikacje na Facebooku jak quizy w stylu „Do kogo jesteś podobny?” albo gry jak „Candy Crush”, w których możesz sobie dokupować gadżety i akcesoria? Za te drugie płacisz, za to z tych pierwszych korzystasz za darmo, o ile się zgodzisz na udostępnienie pewnych danych o sobie. To może być imię i nazwisko, adres mejlowy czy lista kontaktów. Nowoczesny barter. O dostęp do tych danych proszą też dostawcy publicznego internetu, choćby na lotniskach czy w lobby hoteli. – W 2015 r. polityka prywatności na Facebooku była inna niż teraz, zdecydowanie mniej restrykcyjna. Kiedy myślimy o naszych danych w internecie, nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak marnie są chronione. Ucieka nam również to, jak działa kapitalizm i jaki wpływ ma Dolina Krzemowa na kształtowanie gospodarki, społeczeństwa i naszego życia. W 2015 r. programiści mieli więcej swobody w korzystaniu z naszych danych zamieszczonych na Facebooku. Wtedy można było poprosić użytkowników o udostępnienie informacji nie tylko o nich, ale także z profili ich znajomych. I to się stało w przypadku Cambridge Analytica. Tak naprawdę to wszystko wynika z jednej aplikacji, która była testem osobowościowym. Na podstawie naszych lajków, zainteresowań i generalnie aktywności na Facebooku można było dostać profil osobowości, który określał, czy jest się pozytywnym, negatywnym czy neurotykiem. Lubimy takie rzeczy. – Bardzo lubimy. Nie możemy dziś osądzać użytkowników tej aplikacji, czy zrobili dobrze, czy źle, bo to była rozrywka. Na ten test zapisało się 270 tys. ludzi, co już jest imponującym wynikiem. A za sprawą ówczesnej polityki prywatności aplikacja uzyskała dostęp do 50 mln kont. Właśnie przez to, że zgodziliśmy się na dostęp do profili naszych znajomych, tak po prostu? – Tak jest. My możemy się obwarowywać prywatnością i być naprawdę bardzo świadomi tego, gdzie się dostają nasze dane, ale jesteśmy bezpieczni tylko do tego stopnia, jak naiwni

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2018, 2018

Kategorie: Wywiady