Dlaczego nie można dojść do prawdy

Dlaczego nie można dojść do prawdy

Nikt filmu o śmierci Blidy nie widział, a już o nim piszą i mówią! Film nie był jeszcze zmontowany, fizycznie go nie było, a już krzyczano, że jesteśmy hienami Sylwester Latkowski, współautor, razem z Piotrem Pytlakowskim, filmu „Wszystkie ręce umyte. Sprawa Barbary Blidy” – Dlaczego zdecydowaliście się kręcić taki film? – Rozmawialiśmy kiedyś z Piotrem Pytlakowskim o naszych planach, o tym, czym warto się zająć. I wtedy mu powiedziałem, że ze wszystkich spraw, którymi się zajmujemy, które omawiamy, ta pokazuje najmocniej, jak zdegenerowany i zdeprawowany może być wymiar sprawiedliwości, prokuratura, służby specjalne… I jakie mogą być tego skutki. Ci ludzie mogą być tak zdemoralizowani, że politycy, którzy mają pewne ciągotki, mogą spokojnie ich wykorzystywać. – Bo zgadują ich myśli i nie mają skrupułów? – Na tacy im przynoszą! Gdyby wymiar sprawiedliwości był normalny, to nawet zdeprawowany polityk nic by nie zrobił, nie mógłby krzywdzić innych, bo zderzyłby się ze ścianą. Bo prokurator czy oficer powiedziałby mu: tak robić nie można. – Tu tej ściany nie było. Przeciwnie. – Ano właśnie… Nie ma innej sprawy, która by to mocniej pokazywała. Owszem, były sprawy warte kamery, ale nie były naznaczone śmiercią. Wielu ludzi niesłusznie trafia do aresztu, kończy się to zniszczonym życiem, zniszczoną karierą. Ale tutaj nie ma człowieka! Bali się filmu o Blidzie – Skąd wiedzieliście, że sprawa Barbary Blidy jest przykładem na zdeprawowanie aparatu ścigania? Że nie jest tak, jak mówił Zbigniew Ziobro i jak powtarzano po jej śmierci? – Pamięta pan, w 2007 r., tuż przed zatrzymaniem, był u mnie w domu Janusz Kaczmarek. Opowiadał o wielu sprawach, m.in. o sprawie Barbary Blidy. Był zaprzyjaźniony z prezydentem Lechem Kaczyńskim, jego rodziną, i opowiadał, że pani Kaczyńska w ogóle nie mogła zrozumieć, jak można było tak postępować. Tam prawie do łez doszło, co ten Ziobro zrobił, co on wyrabia. Prezydent i jego żona byli zaszokowani sprawą. Kaczmarek opowiadał, że bardzo to przeżyli. Mówił nam też o tym, że w sprawie śmierci Blidy spotkał się tajnie, jako minister, z posłem Grabarczykiem. Podchodziliśmy do jego słów z dystansem, ale okazało się, że rzeczywiście Grabarczyk z nim się spotkał. Potwierdziły się też inne jego opowieści. – Także te, w jaki sposób osaczano Blidę… – Dlatego zdecydowaliśmy: chcemy taki film robić. Złożyliśmy do Agencji Filmowej TVP jego projekt. Pół roku był blokowany! I powiem panu ciekawą rzecz – w tym samym czasie ukazał się, podpisany przez stu dziennikarzy, z nazwiskami, protest w sprawie filmu „Generał”. Że jest wolność twórcza, więc taki film telewizja ma prawo puścić. I tak dalej. A w tym samym czasie – ci dziennikarze o tym wiedzieli – blokowany był w Agencji Filmowej projekt filmu o Barbarze Blidzie. – Wiedzieli i milczeli… – Okazało się, że oni mogą robić filmy, jakie chcą, bo to jest wolność twórcza, bo jak nie – to są protesty. A naszemu filmowi to prawo zostało odebrane. Funkcjonariusze dają odpór – Nie złości pana reakcja części mediów na ten film? – To jest dla mnie szokujące. Nikt filmu nie widział, a już o nim piszą i mówią! Film nie był jeszcze zmontowany, fizycznie go nie było, a już krzyczano, że jesteśmy hienami. – To objaw strachu, że film się ukaże. – Ale jak można nazwać kogoś hieną, nie widząc filmu? A środowisko na to nie zareagowało. Setka obrońców wolności twórczej milczała. Osoba przedstawiająca się jako szanujący się dziennikarz, nie oglądając filmu, mówi to samo. Mam więc prośbę do Michała Karnowskiego, niech już od tej pory nigdy nie opowiada o etyce. Bo on to napisał jeszcze przed obejrzeniem filmu i to go dyskwalifikuje jako dziennikarza. – Próbował pan dociec, dlaczego tak duża grupa was zaatakowała? Prewencyjnie? Żeby bronić PiS, czy raczej mają wyrzuty sumienia, bo trzy lata temu o Barbarze Blidzie pisali świństwa? – Coś takiego się stało w Polsce, że dziennikarze przeszli na opcje polityczne. Niech więc nie mówią, że są apolityczni! Niech przynajmniej noszą etykietki partyjne na swoich marynarkach, kiedy występują w telewizji i kłamią. Jeżeli pan miłośnik piosenek rosyjskich porównuje aktorkę, która grała rolę, do gestapówki… To niech pan Skwieciński ma odwagę pisać, gdy się przedstawia, że był finansowany przez szefa NBP, który był związany

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 48/2010

Kategorie: Wywiady