Lewica ciągle przeprasza, że żyje, albo pod coś się podszywa Prof. Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa – Spodziewał się pan takiego upadku SLD? – Każda partia rządząca musi tracić, zawsze tak było. Jednak nie spodziewałem się tak wysokiego spadku zaufania opinii publicznej dla SLD. – A wynik SLD w sondażach – 9-10% poparcia? – Sondaże nie są do końca miarodajne. Wiele razy przekonywaliśmy się w Polsce, że sondaże były naciągane. Poza tym, co też należy do specyfiki naszych rodaków, inaczej myślą, a mówią co innego. Przekonałem się o tym na własnej skórze, na dwa dni przed wyborami prezydenckimi w Krakowie w sondażach moją kandydaturę popierało 38% mieszkańców, mojego przeciwnika – 62%. A jednak okazało się, że jest inaczej. Nie sądzę, żeby w tak krótkim czasie proporcje w sondażach aż tak bardzo mogły się zmienić. – Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego inne są sondaże, inny ton mediów, a potem mamy zaskoczenie? – To, co powiem, jest niepopularne, ale uważam, że media w Polsce w większości są nieobiektywne. Do tego dochodzą niemiarodajne sondaże. I dlatego kiedyś na pytanie „Przeglądu”: „Co pan robi, żeby oderwać się od rzeczywistości?”, odpowiedziałem, że czytam prasę codzienną. Bo to jest zupełnie inny świat niż ten, z którym się stykam. – Dlaczego SLD tak dołuje? – Fundamentalnym błędem SLD było to, że chciał wejść na salony czy raczej pseudosalony, upodabniając się do Unii Demokratycznej i Unii Wolności. – Patrząc na sondaże, to już się spełniło… – Sojusz odszedł od swojego programu, a tym samym od swojego elektoratu. SLD w tej chwili jest partią o charakterze liberalnym. Takich partii jest w Polsce kilka. A elektorat SLD nie chce liberalizmu w polskim wydaniu. Już raz się sparzył, na początku lat 90., po reformach Leszka Balcerowicza. – Ale wie pan, że co innego chcieć, a co innego móc. Pan, jako praktyk, który rządzi w wielkim mieście, wie, że chciałby pan więcej, niż może, że są ograniczenia. – Mógłbym więcej, gdyby nie bardzo poważna przeszkoda w postaci źle skonstruowanego ustroju samorządów. Bezpośrednie wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów nie wpłynęły na zmianę filozofii ustawy samorządowej, która niedostatecznie dostrzega, że organy te mają demokratyczną legitymację do rządzenia niezależnie od rady. W efekcie wybrany w bezpośrednich wyborach prezydent czy burmistrz nie ma pełnej możliwości realizacji swojego programu wyborczego. W wyniku takiej sytuacji często dochodzi do wzajemnego „boksowania się” między radą a prezydentem, a według mnie, powinniśmy współdziałać dla dobra miasta. – A panu co się udało załatwić lewicowego dla Krakowa? – To jest pytanie, co to znaczy „lewicowego”… Pracuję dla wszystkich i nie załatwiam niczego dla lewej czy prawej strony. Natomiast jeżeli ktoś chciałby realizować ideały lewicowe, powinien się skupić głównie na działalności o charakterze socjalnym. To pozwala na niwelowanie niektórych efektów liberalnej gospodarki. W Krakowie na przykład większość budynków jest w prywatnych rękach. Wielu osób nie stać na mieszkanie. W tej chwili około 3 tys. krakowian ubiega się o pomoc mieszkaniową od gminy, przydział mieszkania komunalnego albo socjalnego. Znalazłem sposób na to, żeby zaradzić tej sytuacji. Obecnie udało się oddać więcej mieszkań aniżeli na przestrzeni ostatnich kilku lat. Zaproponowałem też nowe, dotąd niestosowane rozwiązania, które pozwolą budować więcej mieszkań komunalnych. Ciągle nadrabiam zaległości. Wspiera mnie w tym część rady, także ta prawicowa. – Jak pan pozyskuje zwolenników? – Staram się odejść od jakichkolwiek konotacji politycznych. Samorządy powinny załatwiać konkretne sprawy dla konkretnych ludzi. W politykę niech się bawią w Sejmie. – A jak się bawią? – Czasem się zastanawiam, jak powstają pewne ustawy. Czy są wynikiem zwyczajnego niedouczenia, a może wręcz głupoty, czy stoją za tym czyjeś interesy. – Rok temu napisał pan artykuł krytykujący wojnę z Irakiem. Wtedy ambasada amerykańska zażądała, żeby odsunięto pana od delegacji witającej prezydenta Busha w Krakowie… Jak pan to przeżył? – Ze spokojem. Oprócz kilku niewybrednych krytykujących mnie artykułów w prasie ogólnopolskiej spotkałem się z wieloma wyrazami sympatii i poparciem ze strony bardzo wielu osób. Zresztą już teraz kolejni podkreślają, że to ja miałem rację. – Nie marzy się panu silna partia lewicy? – Marzy
Tagi:
Robert Walenciak









