Prof. David Ost Prawica zaczęła mówić robotnikom, że ich gniew jest słuszny. Ale mówiła, że im jest źle tylko z powodu komunistów, ateistów, agentów – nie z powodu kapitalizmu! – Panie profesorze, przyjeżdża pan do Polski od lat 70. – czy obecna sytuacja w Polsce zaskoczyła pana, czy też nie? – Z jednej strony, gdy przypomnę sobie, jak wyglądała Polska 30 lat temu, a jak wygląda teraz, to zmiany są zaskakujące. Ale z drugiej strony… Pamiętam, jak przyjechałem do Polski w roku 1984, pamiętam tamto poczucie marazmu. A ja byłem przekonany, że tzw. realny socjalizm musi upaść. – Pewnie wówczas Polacy panu nie wierzyli? – Zgadza się. Mówili: „Pan nic nie rozumie, pan nie zna realiów systemu komunistycznego”. Jednak moja opinia brała się właśnie z analizy systemu komunistycznego. System umierał. W mojej pierwszej książce pisałem, że pod żadnym względem stan wojenny się nie sprawdzał. Rząd nie dostał tego, co chciał, a chciał uzyskać jakieś poparcie społeczne za to, że nie jest aż tak krwawy. Bo pomimo tego, co dzisiaj czytamy w gazetach o pacyfikacji Wujka – był to rzeczywiście wyjątek. Widać było, że władza chce zostawić sobie margines umożliwiający porozumienie z opozycją, że zabiega o względy Kościoła, próbuje zmieniać gospodarkę. – Nie zdziwił więc pana upadek tzw. realnego socjalizmu. A co zaskoczyło? – Zaskoczył mnie fakt, z jaką szybkością przywódcy, którzy znaleźli się u władzy, liberalna elita „Solidarności”, przede wszystkim środowiska związane z dawną Unią Demokratyczną, starali się odepchnąć swoją bazę społeczną. Bali się swojej bazy społecznej. Bali się robotników. Tego się nie spodziewałem. – Ten strach mógł wynikać z obawy, że władza nie ma wiele ludziom do zaoferowania… – Ludzie wiedzieli, że gospodarka jest w złym stanie, i nie mieli wygórowanych żądań. Po prostu czuli się częścią tej zmiany i tak chcieli być traktowani. A nie byli! Już wtedy zacząłem się obawiać, że to wszystko może się źle skończyć… W 1990 i 1992 r. jeżdżąc po Polsce, widziałem, że ludzie czują się odepchnięci przez swoich przywódców. Nie od razu od nich uciekli. Najpierw myśleli, że coś jest nie tak z komunikacją, że to nieporozumienia, wierzyli, że liderzy wrócą na stronę robotników. Nie wrócili. – Dlaczego? Dlaczego przywódcy opozycji nagle odepchnęli robotników? – Wcale nie stało się to tak nagle. Moim zdaniem, to środowisko przeszło na pozycje liberalne już w okresie stanu wojennego. Wcześniej deklarowali się jako lewica. – A czy byli lewicą w rzeczywistości? – Nie można z góry zakładać, co znaczy lewicowość „w ogóle”, bo zawsze zależy to od sytuacji i kontekstu. Gdy zestawimy ich z grupami wyznającymi światopogląd katolicki lub narodowy, to niewątpliwie byli lewicą. Czyli według podziałów premodernistycznych, owszem. Natomiast w świetle współczesnych podziałów już nie. Swego czasu tłumaczyłem książkę Michnika „Kościół, lewica, dialog”, napisaną w roku 1976, a wydaną rok później. Wtedy Michnik po raz pierwszy określił swoją grupę polityczną mianem tzw. lewicy laickiej. Jednak w tej książce trudno jest znaleźć jakąś lewicowość poza liberalizmem. Bohaterem tej książki przecież jest John Stuart Mill. – W latach 90. Michnik przesunął się jeszcze bardziej na prawo. Czym tłumaczyć ten zwrot? Czy tylko przesunięciem się na prawo całej debaty publicznej na Zachodzie? – Z pewnością to był ważny element. Na początku lat 70. Richard Nixon deklarował: „wszyscy jesteśmy keynesistami”. W latach 80. nastąpił radykalny zwrot na prawo w kierunku neoliberalizmu. Zmiana ta zaszła w dziedzinie gospodarki, ale również w dziedzinie polityki. W latach 60. lewica atakowała liberalizm z lewej strony. Istniały ruchy partyzanckie w krajach Trzeciego Świata, które miały własną dynamikę. Według mnie, przełomowym momentem okazało się zwycięstwo Czerwonych Khmerów, którzy stworzyli niezwykle zbrodniczy system. Wtedy ludzie uświadomili sobie, że zwycięstwo lewicowej partyzantki niekoniecznie musi oznaczać coś dobrego. I wyciągnęli z tego wniosek: demokracja liberalna jest wartością, której należy bronić. – Jak wpłynęło to na polską opozycję? – Gdy przyjechałem do Polski w 1984 r., wszyscy czytali wydawanego w drugim obiegu Hayeka i twierdzili, że fundamentem demokracji jest własność prywatna. – Zmieniał się stosunek opozycji do robotników? – W 1985 r. Michnik opublikował książkę, w której przypuścił bardzo ostry atak
Share this:
- Click to share on Facebook (Opens in new window) Facebook
- Click to share on X (Opens in new window) X
- Click to share on X (Opens in new window) X
- Click to share on Telegram (Opens in new window) Telegram
- Click to share on WhatsApp (Opens in new window) WhatsApp
- Click to email a link to a friend (Opens in new window) Email
- Click to print (Opens in new window) Print
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety