Marynarze z zatopionego okrętu rozpaczliwie walczyli o życie Rosja znów żyje tragedią okrętu podwodnego “Kursk”. Okazało się bowiem, że 23 ludzi przeżyło potężną eksplozję, która 12 sierpnia posłała atomowego lewiatana na dno Morza Barentsa. Marynarze schronili się w ostatnim, rufowym przedziale. W absolutnych ciemnościach, w przenikliwym zimnie i coraz bardziej gęstym powietrzu czekali na pomoc. Daremnie. W dwa i pół miesiąca po katastrofie do wraku, spoczywającego na głębokości 108 metrów, zdołali wejść rosyjscy nurkowie, wspomagani przez norweskich specjalistów. Trwającą już tydzień operację wydobycia zwłok 118 członków załogi “atomochoda” zorganizowała wynajęta przez Rosjan firma Halliburton, będąca norweską filią amerykańskiego koncernu z Dallas. Norwegowie dostarczyli platformę “Regalia” i nowoczesny sprzęt. Z platformy spuszczano do “Kurska” dzwony nurkowe. Nurkowie wycięli najpierw otwór w zewnętrznym kadłubie okrętu. Potem roboty przebiły dwumetrową warstwę gumy, dzielącej dwa kadłuby (guma miała “wyciszyć” pracę urządzeń okrętowych). Wreszcie wycięto otwór w drugim, sztywnym kadłubie. Krawędzie otworu oszlifowano i wyłożono miękkimi materiałami, by ostra stal nie rozdarła kombinezonów i przewodów tlenowych nurków. Zanim do “Kurska” weszli ludzie, z przedziałów “wymieciono” pod wysokim ciśnieniem mulistą wodę. Nurkowie spuścili do środka także kamerę wideo i sondę, która sprawdziła poziom promieniowania. Okazało się, że radiacja we wraku jest w normie – oba reaktory podwodnego kolosa zostały prawdopodobnie automatycznie wyłączone zaraz po katastrofie. Na mocy zawartego kontraktu do okrętu weszli tylko rosyjscy specjaliści. Moskwa skrupulatnie ukrywa przed obcymi swe tajemnice wojskowe. Z przedziałów ósmego i dziewiątego wydobyto ciała czterech marynarzy. Do piątku, 27 października tylko jednego z martwych podwodniaków udało się zidentyfikować – był nim kapitan Dmitrij Kolesnikow, dowódca siódmego, turbinowego, przedziału “Kurska”. W kieszeni munduru Kolesnikowa znaleziono notatkę, którą marynarz sporządził wodoodpornym ołówkiem na krótko przed śmiercią. 27-letni kapitan napisał ostatnie pozdrowienia dla żony, którą poślubił zaledwie przed kilkoma miesiącami. Skreślił też kilka słów o dramacie marynarzy ‘‘Kurska’’: “Godzina 13.15. Cała załoga przedziałów szóstego, siódmego i ósmego przeszła do dziewiątego. Jest nas tu 23. Podjęliśmy tę decyzję na skutek katastrofy. Żaden z nas nie może wydostać się na powierzchnię”. I potem jeszcze bardzo niewyraźnymi literami: “13.5… Piszę po omacku”. W ostatnim, rufowym przedziale leżącego na dnie okrętu zgasły nawet awaryjne światła. Dowództwo rosyjskie nie ujawniło całej treści notatki. Szef sztabu Floty Północnej, wiceadmirał Michaił Mocak, powiedział wszakże, że marynarze schronili się w przedziale rufowym o godzinie 12.58, 12 sierpnia, czyli w dniu katastrofy. Kolesnikow sporządził swe notatki między 13.34 a 15.15. Dwóch lub trzech marynarzy usiłowało wydostać się z okrętu przez luk awaryjny w dziewiątym przedziale, nie zdołali jednak tego dokonać, zapewne dlatego, że śluza między dwiema pokrywami luku była już zalana wodą. Zachodni komentatorzy dziwią się, że władze i admiralicja ujawnili treść notatki kapitana, która jest przecież dla rządzących niezwykle kłopotliwa. Według oficjalnej wersji Floty Północnej, kontakt radiowy z “Kurskiem” utracono w sobotę, 12 sierpnia, dopiero o godzinie 23.30, czyli w wiele godzin po tym, gdy Kolesnikow sporządzał swe zapiski. Zachodni eksperci i tak byli zresztą pewni, że los “atomochoda” dopełnił się około godziny 11.30, kiedy sejsmografy norweskie zarejestrowały dwie eksplozje – jedną o mocy 100 kg trotylu – drugą, w 135 sekund później – o sile wybuchu co najmniej tony, może nawet 10 ton TNT. Przypuszczalnie wtedy rozerwały się głowice torped w przedziale dziobowym “Kurska”, a straszliwy impet eksplozji rozerwał kadłub i zniszczył co najmniej cztery z dziewięciu przedziałów, zabijając większość załogi. Po katastrofie władze rosyjskie twierdziły początkowo, że wielu marynarzy “Kurska” ocalało. Słyszano jakoby, jak uwięzieni w stalowym sarkofagu uderzali o kadłub nadając sygnały: “SOS, nadchodzi woda”, ostatni raz we wtorek, 15 sierpnia. Potem jednak admiralicja zapewniała, że wszyscy zginęli tuż po katastrofie. Władze zamierzały zapewne złagodzić gniew społeczeństwa oburzonego, że akcję ratowniczą zorganizowano skandalicznie późno. “Kursk” poszedł na dno 12 sierpnia, poinformowano o tym
Tagi:
Krzysztof Kęciek