Do ostatniej kropli…

Do ostatniej kropli…

12.05.2016 LUBLIN PARTIA KUKIZ 15 CHCE WPROWADZIC USTAWE POZWALAJACA NA SPOZYWANIE ALKOHOLU W MIEJSCACH PUBLICZNYCH, TERENACH ZIELONYCH USTAWA MLODZIEZ PLENER PIWO ALKOHOL PICIE FOT. MALGORZATA GENCA / POLSKA PRESS

Sierpień miesiącem trzeźwości. A pozostałe? Kościół propagował sierpniowe akcje trzeźwości hasłem „W Stoczni nie pili”. Tak duchowieństwo i różne organizacje co roku w sierpniu, miesiącu trzeźwości, nawoływały do umiaru. Podobne kampanie trwają od kilku dekad. Przypomnijmy nieco doniesień z frontu antyalkoholowego. Lata 50. Nasz kapral abstynent Gazety puchły od donosów na bimbrowników. W „Zielonym Sztandarze” żalił się czytelnik: „W Łysowie i Wodyniach (powiat siedlecki) rzadko można kupić w gminnych spółdzielniach naftę, cukier czy sól i papierosy. Za to półki aż gną się pod wódką”. Skandaliczne incydenty notowała prasa kobieca: „Na ostatniej zabawie tanecznej w Skrzyńsku (powiat opoczyński) mało kto był trzeźwy. Liga Kobiet urządziła bowiem bufet z ogromną ilością wódki i stosowała swoistą progresję. Kto chciał nabyć 20 dkg wędliny, musiał kupić »na dokładkę« ćwierć litra wódki”. Walka z pijaństwem szła szerokim frontem. Najpierw propagandowym. W 1952 r. PCK na terenie powiatu wrocławskiego ogłosił dwa konkursy: „Najlepsza zabawa bez wódki” i „Opis zabawy wiejskiej bez wódki”. Czytelnicy gazet nadsyłali hasła do wykorzystania w kampaniach antyalkoholowych, np. „Pijąc ponad trzy kieliszki, wykluczasz się sam z dalszej zabawy”. Za propagandą postępowały sankcje. Milicja urządzała „naloty dywanowe” na wsie znane z bimbrownictwa. Notowano, że w niektórych bieszczadzkich wioskach nie było ani jednego obejścia, gdzie nie produkowano by alkoholu domowym sposobem. A skoro zgadało się o alkoholu i służbach mundurowych… Eugeniusz Banaszczyk w poradniku „Grzeczność w mundurze” instruował, jak nie dopuścić do alkoholowych ekscesów: „Do potraw, których nie znajdziemy w wykazach żywienia żołnierskiego, a z którymi mimo to mamy okazję się spotkać, należą wódka i wino. Pić albo nie pić? Gdy czujemy, że coś się święci i ktoś z naszego grona wykazuje podejrzaną aktywność, tzn. chce zorganizować butelkę w koszarach, starajmy się pohamować go w tej niemądrej aktywności. Można wybrnąć z opresji żartem: – Nasz kapral jest przewodniczącym koła abstynentów. Ładna byłaby historia, gdybym go poczęstował wódką. Nawet do golenia używa bezalkoholowej wody kolońskiej”. No to przekartkujmy jeszcze prasę milicyjną. „Zaszczytnego wyróżnienia ze strony szczecińskiej Izby Wytrzeźwień doczekała się Gizela R., która ostatnio po raz setny korzystała z usług tego zakładu – donosiło pismo „W Służbie Narodu”. – Podczas jubileuszowego pobytu została ona ze szczególną troską – a przy tym bezpłatnie – doprowadzona do stanu trzeźwości, obmyta i oprana. Ten wspaniałomyślny gest nie był bynajmniej obliczony na to, by zachęcić pacjentkę do częstszego korzystania z usług Izby. Zadłużenia panny Gizeli z tytułu wizyt złożonych w Izbie sięgają bowiem kilkunastu tysięcy złotych i – jak dotąd – są nieściągalne”. Lata 60. Samotność długodystansowca W latach 60. prasa zaczęła publikować wyliczanki, które do dziś regularnie spotykamy na łamach: „W 1967 r. statystyczny Polak wypijał rocznie 2,6 litra czystego spirytusu, wydając na ten cel 222 zł – co najmniej 1/8 średniej pensji”. Z jednej strony statystyka, a z drugiej folklor. Przeglądamy pożółkłe gazety. Plon? Latem 1967 r. koło Głogówka śpieszący do pożaru samochód straży pożarnej uderzył w barierę mostu i wpadł do rzeki. Pogorzelcy rzucili wiadra i wyłowili z toni siedmiu kompletnie pijanych strażaków oraz kierowcę. MO w Koszalinie aresztowała 18-letnich Zdzisława T. i Józefa R. – będąc w stanie nietrzeźwym, usiłowali rozebrać drewniany most. W czasie występów na scenie dolnośląskiego domu kultury Jarema Stępowski wezwał milicję. Pijany dyrektor placówki głośno deklarował, gdzie ma pana Stępowskiego i towarzyszących mu artystów. Lucjan P. ze Świętochłowic wygrał poważną sumę w totolotka. Urządził duże przyjęcie, na którym sam wypił 5 litrów wódki. Właśnie wyszedł ze szpitala po sześciotygodniowej kuracji, z trwałą ślepotą i głuchotą. Jak zwykle „oko i ucho na pulsie spraw” trzymało pismo „W Służbie Narodu”. Użalała się czytelniczka: „W restauracji (w Chorzowie), gdzie bufetową jest Jadwiga W., nie można się upić. Choćbyś chciał, choćbyś wypił nie wiadomo ile, wyjdziesz trzeźwy. Nawet mojemu chłopakowi podała dwukrotnie po 100 gramów czystej z 25-gramową domieszką wyborowej studziennej i niespeszona odparła: »Jak mniej wypije, będzie z panią rozsądniej gadał. Trzeba walczyć z alkoholizmem«”. Lata 70. Przepijemy naszej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2017, 33/2017

Kategorie: Obserwacje