Tatuś zawsze niepewny

Tatuś zawsze niepewny

W Niemczech furorę robi genetyczne ustalanie ojcostwa

„Mama’s baby, papa’s maby” (Dzidziuś mamusi i może tatusia), głosi afrykańskie przysłowie. „Pater semper incertus” (ojciec zawsze niepewny), mawiali starożytni Rzymianie. Najwidoczniej Niemcy wzięli sobie podobne głosy do serca. Nad Łabą i Renem niebywały rozkwit przeżywają prywatne firmy, oferujące genetyczne ustalanie ojcostwa.
Takie testy są dokładniejsze i tańsze niż badania krwi. Jednoosobowe przedsiębiorstwo LabTest w Berlinie, prowadzone przez Victorię Koppenwallner, rozwieje wątpliwości (domniemanego) tatusia

za symboliczne 1274 marki.

Wystarczy poślinić duży wacik i przynieść lub przesłać go jako próbkę. Nie trzeba też pytać życiowego partnera o zgodę. Dlaczego bowiem nie ukraść mu szczoteczki do zębów, kilku włosów czy zużytej gumy do żucia? Pewna zdenerwowana niewiasta przyniosła nawet do badań wykorzystaną już prezerwatywę…
„Najwięcej zgłoszeń mam po wakacjach i po okresie Bożego Narodzenia. W tygodniu najlepszym dniem jest poniedziałek. Ludzie stawiają sobie dotyczące rodziny pytania najczęściej w okresie odpoczynku i zadumy”, wyjaśnia szefowa. Jej firma przeprowadza ponad tysiąc testów genetycznych rocznie.
Panie stanowią około 30% klientów LabTestu. Większość spośród nich to żony pragnące dowiedzieć się, czy ojcem pociechy jest mąż, czy kochanek. Nie brakuje też rodzeństwa, niekiedy w podeszłym wieku, nurtowanego przez wątpliwości w rodzaju: „Czy to mój rodzony, czy też przyrodni brat”. Zdarza się, że razem przychodzą zgodnie mąż, żona i „przyjaciel”. Potem omawiają wyniki testów bez najmniejszych emocji: „Gdzie i kiedy mogło się to stać”.
Najczęściej jednak gabinet Frau Koppenwallner odwiedzają rozsierdzeni tatusiowie, którzy „muszą poznać prawdę”. 70-letni Karl-Uwe przyniósł próbki włosów swych dwóch dorosłych synów, krzycząc co sił w płucach: „Czy to naprawdę moje dzieci? Jeśli okaże się, że stara podrzuciła mi kukułcze jaja, to tymi rękami ją uduszę”. Szefowa firmy twierdzi, że w tym przypadku odmówiła wykonania testu, lękając się o los (być może niewiernej) żony. Zazwyczaj w 20% przypadków okazuje się, że ojciec prawny nie jest ojcem biologicznym. Tej „próbki społecznej” nie można jednak uznać za reprezentatywną. Do „firmy genetycznej” zgłaszają się bowiem ludzie mający poważne podstawy, by swe ojcostwo podawać w wątpliwość. Badania naukowe, przeprowadzone w 10 tysiącach rodzin w USA i Skandynawii, doprowadziły do nieco innych rezultatów – „tylko”

co 10 dziecko jest „kukułczym jajem”.

Szokujące wyniki przyniosły natomiast testy w niektórych regionach Anglii. Tu co trzecie dziecko ma biologicznego ojca innego niż ten, który figuruje w akcie urodzenia. Czyżby badania genetyczne potwierdzały dawne stereotypy o żeńskiej płochości i niewierności? Naukowcy natychmiast pospieszyli z wyjaśnieniem: „Kobieta ma niewierność zapisaną w genomie. Dokonując zdrady, szuka lepszego dawcy genów dla swego dziecka”. Austriacki socjolog, Karl Grammer, podczas studiów prowadzonych w wiedeńskich dyskotekach, zauważył, że kobiety decydują się na „spotkanie jednej nocy” najczęściej w swoje dni płodne. Biologowie ewolucyjni nazwali takie zachowanie „gen-shopping”, czyli „zakupy genowe”.
Jak się zdaje, kobiety instynktownie wyczuwają pierwotny strach mężczyzn przed „kukułczym jajem”. Jak dowiodły badania, przeprowadzone w klinikach porodowych przez naukowców z kanadyjskiego McMaster University, niemal każda szczęśliwa matka natychmiast zapewnia męża: „Jakiż ten dzieciak podobny do taty!”.
Prywatne testy na ustalenie ojcostwa, w odróżnieniu ot testów nakazanych przez sąd, nie mają mocy prawnej. W wielu przypadkach przyczyniają się jednak do rozbicia rodzin. Ojcowie odchodzą, stwierdzając, że nie mają zamiaru

łożyć „na cudze bachory”.

W Stanach Zjednoczonych, gdzie boom prywatnych testów nastąpił już w połowie lat 90., jest to poważny orzech do zgryzienia dla prawników. Sądy rozpatrują obecnie wiele spraw w rodzaju: „Czy mąż może odejść i nie płacić alimentów, jeśli okaże się, że dziecko, do którego uprzednio miał stosunek rodzicielski, pod względem biologicznym nie jest jego”. W USA dokonuje się 300 tysięcy prywatnych testów na ustalenie ojcostwa rocznie (w RFN brak statystyk). Amerykańscy lekarze wykrywają także „dzieci z innym ojcem biologicznym” podczas badań genetycznych, którym poddają się całe rodziny w celu wykrycia ewentualnych chorób dziedzicznych.
Lawina procesów może ruszyć także w Europie. Niektórzy, jak Joachim Jacob, pełnomocnik rządu federalnego ds. ochrony danych, uważają więc, że prywatne testy, dokonywane bez zgody partnera, powinny zostać wyjęte spod prawa, podobnie jak nielegalne jest podsłuchiwanie czy nagrywanie cudzych rozmów telefonicznych. Zwłaszcza że analizy genetyczne prowadzą często ludzie niekompetentni. „Zajmują się tym samozwańczy eksperci, często bezrobotni biolodzy, poszukujący łatwego zarobku. Wyników ich pracy nie sprawdza żadna instytucja państwowa. Popełnione pomyłki mogą stać się przyczyną rodzinnych dramatów”, irytuje się Christian Rittner, lekarz sądowy z Moguncji.
Jak tak dalej pójdzie, niezadowolony pracownik ukradnie włos swego szefa i odda do analizy, a potem ogłosi z uciechą: „Geny mówią, że nasz kierownik ma wszelkie szanse, by skonać na raka…”.
Na razie nowa „gałąź gospodarki” przeżywa niesłychany rozkwit. Rośnie popyt, ale jeszcze szybciej zwiększa się podaż. Jak grzyby po deszczu powstają nowe „laboratoria” czy „gabinety badań genetycznych”. Odpowiednio też spadają ceny. Być może w przyszłym roku podejrzliwy tatuś będzie mógł sprawdzić swe ojcostwo za symboliczne 500 marek. „I kto wówczas oprze się pokusie?”, pyta magazyn „Die Zeit”.

 

 

Wydanie: 2001, 44/2001

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy