W wędkarstwie nie ma profesorów Krzysztof Szymański – wędkarz z 50-letnim stażem Gdzie najlepiej się wędkuje? – Zaraz, zaraz. Nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Najpierw trzeba określić, co rozumiemy przez wędkowanie. Są tacy, którzy np. polują tylko na karpie, i tacy, którzy łowią ryby na sztuczną muszkę, czyli w naszej gwarze muszkarze. Inaczej też wygląda nasza pasja, gdy się łowi spinningiem, a inaczej przy wyczynowych połowach kilkunastometrową tyczką – tych nazywamy tyczkarzami. Wyobrażałem sobie, że wędkarz to zwykły hobbysta, który ma jakiś długi kij, żyłkę, spławik i haczyk z robakiem na końcu. – Taka odmiana naszego hobby występuje coraz rzadziej. Łowienie „na bata” ze spławikiem jest najtańszym sposobem spędzania czasu nad wodą. Ale to raczej dla początkujących młodzików. Czyli kiedy chcemy zacząć tę przygodę? – Może nawet nie za bardzo chcemy, ale traktujemy to całkiem zwyczajnie, bez szczególnego zaangażowania, jako formę odpoczynku nad wodą. Wycinamy jakiś kij z leszczyny. To jest ów bat. Nie kupujemy żadnego kołowrotka, tylko żyłkę, do tego spławik, ale można go wykonać samemu. I oczywiście haczyk. Wykopujemy w ogródku jakieś czerwone robaki albo bierzemy gotowane płatki owsiane lub pęczak. Zaczepiamy na haczyku i czekamy. Wydatki nie muszą przekraczać 100 zł. A bardziej zaawansowani? – To zależy od wielu czynników. Ludzie mają coraz mniej czasu na przygotowanie sprzętu, ale też na siedzenie nad wodą, więc kiedy wędkarz wygospodaruje sobie dwie godziny w ciągu dnia, może zabrać sztuczne przynęty w pudełku z gumkami i błystkami albo sztuczną muchę i z marszu może łowić spinningiem. Sądzę, że takich wędkarzy jest najwięcej, choć nie wszyscy są dobrze przygotowani do połowów spinningiem. Bardzo młodzi ludzie ruszają nad wodę wyposażeni w teleskopową składaną wędkę z włókna szklanego z kołowrotkiem super hiper z wolnym biegiem za 2 tys. zł, a powinni zaczynać od „bata”. Ale są też inne, bardziej wyspecjalizowane odmiany wędkarstwa. – Kiedy wędkarz nastawia się np. na karpie, potrzebny jest mu raczej samochód dostawczy, do którego pakuje specjalny namiot, łóżeczko, stolik, matę do położenia ryb, worek do ważenia ryb, wagę itd. Na co łowi się karpie? – Najczęściej na kulki proteinowe z różnymi dodatkami zapachowymi. Są kulki o smaku kraba i pomarańczy, kulki czekoladowe, waniliowe, kokosowe. To autentyczna alchemia wędkarska, którą zajmują się prawdziwi pasjonaci. A tyczkarze? – To już wyczynowcy, profesjonaliści, którzy występują głównie na zawodach. Ich 11-metrowe wędki kosztują po kilkanaście tysięcy złotych. Nawet na siedzisko dla takiego tyczkarza trzeba wydać tysiąc albo i dwa. Czy wędkarz musi mieć jakieś pozwolenie, kartę wędkarza? – To coś jak prawo jazdy. Nie trzeba należeć do Polskiego Związku Wędkarskiego. Kartę ze zdjęciem trzeba sobie wykupić w starostwie powiatowym po zdanym egzaminie w kole PZW. Uprawnia ona do łowienia w zbiornikach wodnych dzierżawionych przez związek lub w wodach gminnych, np. w Warszawie w parku na Moczydle. Ale są też miejsca na Pojezierzu Mazurskim, Warmińskim czy Pomorskim, gdzie pozwolenia wykupuje się w tamtejszych gospodarstwach rybackich. Wtedy nawet nie jest potrzebna karta wędkarska. A nad morzem? – Tam pozwolenia wydają urzędy morskie. Aby łowić przez cały rok, płaci się niecałe 50 zł. Można wędkować na kutrze, na łodzi, na plaży, na molo, w akwenie portowym, np. w Porcie Północnym w Gdańsku biorą śledzie. Siadamy z wędką, gdzie się tylko chce. Ale nie łowimy wszystkiego, co chcemy? – Oczywiście. Trzeba przestrzegać wymiarów ochronnych ryb. Zbyt małe należy wypuszczać na wolność. Wszystko jest zapisane w regulaminach PZW. Wymiary ochronne ryb reguluje ustawa o rybołówstwie. W przypadku szczupaka, w zależności od miejsca, wymiar ochronny wynosi 45 cm, ale może to być także 50 cm. Dla niektórych ryb mamy okresy ochronne, ale istnieją również ryby, które po wyłowieniu należy zabić, bo są gatunkami inwazyjnymi, np. karłowaty sumik amerykański czy trawianka. Zostały sprowadzone do naszych wód z zagranicy i niszczą faunę. Karp też jest obcym gatunkiem, sprowadzonym z południa przez cystersów, ale dobrze się u nas rozmnaża, nie jest rybą drapieżną. Obce są także amur i pstrąg tęczowy. Czy ryba złowiona na haczyk, poraniona, ma szansę przeżyć? – Najczęściej tak. Trudności mają te, którym haczyk uszkodził skrzela. Teraz zresztą pojawiły się haczyki bezpieczniejsze, bez zadziora. Zdarza się jednak, że ryba po wyłowieniu