Strach przed obcym wytwarza mur, który dzieli „nas” od „nich”. A w świecie, w którym jesteśmy „my” i są „oni”, zawsze zwyciężą egoizm i obojętność Kard. Crescenzio Sepe, arcybiskup Neapolu Niezbyt lubię purpuratów, ale ten jest wyjątkowy – powiedziała starsza kobieta, którą zapytałam o drogę do kurii. Neapolitańczycy przepadają za nim. Na prowadzone w katedrze „rozmowy z miastem” przychodzą setki ludzi, mimo kryzysu tysiące osób wspiera finansowo organizowane przez niego akcje charytatywne – na początku grudnia otworzył podwoje dom Toni, wieloetniczna przystań dla samotnych matek. Odkąd założył swoje konto w Facebooku, tłumnie kontaktuje się z nim młodzież, każda jego inicjatywa spotyka się z chóralnym odzewem. W od lat źle rządzonym Neapolu kard. Crescenzio Sepe, arcybiskup tego miasta, jest prawdziwym fenomenem. – Święcenia kapłańskie otrzymał ksiądz kardynał w 1967 r., mając 24 lata. Kiedy zdał sobie ksiądz sprawę ze swego powołania? Co to właściwie jest powołanie? – W gruncie rzeczy powołanie apostolskie jest bardzo podobne do każdej innej miłości. Istnieje wiele sposobów na odkrycie, że Bóg cię woła. Czujesz potrzebę zrobienia czegoś ważnego dla siebie, dla całego swego życia, czujesz, że Bóg wymaga od ciebie czegoś więcej, zdajesz sobie sprawę, że widząc cierpienie innych, sam cierpisz, tzw. życie, które prowadzisz, nie satysfakcjonuje cię, czegoś ci brakuje. Od najwcześniejszych lat czułem potrzebę całkowitego poświęcenia się, otwarcia mojego serca i całego mojego życia w kierunku czegoś wielkiego. Dlatego wybrałem kapłaństwo. – We Włoszech pracuje wielu księży emigrantów, w tym dużo Polaków, sporo Afrykańczyków. Dotyczy to nie tylko Włoch, praktycznie cały Zachód przeżywa kryzys powołań, coraz mniej młodych ludzi decyduje się na zostanie kapłanem. Dlaczego? – Myślę, że bardziej niż o kryzysie powołań można mówić o braku odpowiedniego nauczania, o braku nauczycieli, którzy potrafiliby rozmawiać z młodzieżą jej językiem, dotrzeć do młodych ludzi, pokazać im, że istnieje również droga powołania apostolskiego. Choć dzisiaj są bombardowani propozycjami, bardzo kuszącymi, obiecującymi, wielu czuje potrzebę czegoś innego, potrzebę otwarcia swego serca, być może wybraliby kapłaństwo czy śluby zakonne, ale często nie uświadamiają sobie nawet możliwości takiego wyboru. W tym roku do naszego seminarium przyszły 23 osoby, w większości po studiach. Skąd ten wzrost zainteresowania? Wzmogliśmy aktywność pastoralną i są efekty. Trzeba wyjść do młodzieży z propozycją, nie trzeba się bać. Jan Paweł II jest doskonałym przykładem, im większe wymagania stawiał młodym ludziom, tym bardziej go kochali. – Dlaczego w trzecim tysiącleciu tak trudno być chrześcijaninem? – Dobrobyt, aspiracje osobiste, pojmowanie życia jako doświadczenia indywidualistycznego, wystarczającego samemu sobie, wszystko to sprawia, że niełatwo jest zdecydować się na życie zgodne z Ewangelią. Życie inspirowane moralnością i prawem miłości nie jest łatwą drogą, ale nie jest niemożliwe, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę to, co otrzymamy w zamian, nie tylko jako jednostka, ale całe społeczeństwo. Chrześcijaństwo uczy, że prawdziwa miłość polega na negacji samego siebie. Niekiedy wystarczy jedynie odrobina więcej dobrej woli. – W czasach tożsamości gadżetowej, „użyj i wyrzuć” – jak definiuje ją filozof i socjolog Zygmunt Bauman – jaki jest sens wiary? – Wiara jest darem, który nie zna ograniczeń czasem ani przestrzenią, co więcej historia Kościoła wielokrotnie pokazała, że w epokach szczególnie mrocznych wiara nie zanikła, przeciwnie rozkwitła ze szczególną energią. Wystarczy przytoczyć jako przykład narodziny ruchu franciszkańskiego w średniowieczu. Osobiście jestem pełen nadziei, że także w naszych, niełatwych czasach wszyscy razem możemy zapoczątkować odnowę. Izolacja prowadzi do znieczulicy – Kiedy latem ubiegłego roku utonęły dwie rumuńskie dziewczynki, Violetta i Cristina, ich ciała wystające spod krótkawego ręcznika kilka godzin leżały na neapolitańskiej plaży, obok toczyło się normalne życie, ludzie nie przestali wygrzewać się do słońca, mężczyzna jadł kanapkę, jak gdyby nic się nie stało. „Obojętność to nie jest uczucie godne człowieka”, powiedział wtedy ksiądz kardynał. Dlaczego indyferentyzm z taką arogancją szerzy się we współczesnym świecie? – Strach przed obcym, niewiedza często wytwarzają mur, który dzieli „nas”
Tagi:
Małgorzata Brączyk









