Naczelny architekt stolicy broni się przed zarzutami pomocy prywatnym deweloperom w robieniu interesów Ruszyły właśnie prace budowlane w ruinach Banku Polskiego przy ul. Bielańskiej w Warszawie, kierowcy musieli opuścić urządzony na tym terenie parking. Jeszcze nie do końca wiadomo, kiedy i jaki budynek tu powstanie. Ale właśnie powstanie (warszawskie) jest źródłem zażartych sporów, również politycznych, o tę działkę, oraz tajemniczych decyzji dotyczących jej losów. A także przyczyną pretensji do związanego z PiS Michała Borowskiego (naczelnego architekta i koordynatora stolicy, czyli faktycznego wiceprezydenta) o nadzwyczajne sprzyjanie dwóm inwestorom – belgijskiemu, który rozpoczął teraz budowę przy banku na Bielańskiej, i polskiemu, który na swej części działki postawił już budynek. W obronie Michała Borowskiego wystąpił Lech Kaczyński: – To przypomina „Dramat w trzech aktach”, kompletnie fałszywy atak na mojego brata i na mnie. Tutaj robiona jest wielka rozróba wokół sprawy, której po prostu nie ma – powiedział. Przeklinam ten dzień Ta „rozróba” ma swe korzenie w koncepcji, by właśnie przy pozostałościach Banku Polskiego, jednej z redut walczącej Warszawy, stanęło Muzeum Powstania Warszawskiego. – Dziś przeklinam dzień, w którym postanowiłem włączyć się w realizację tego pomysłu – mówi Antoni Feldon, prezes i główny właściciel spółki Reduta (drugim właścicielem jest Wiesław Gwiazda). W 1993 r. za ok. 2 mln dol. Reduta kupiła od państwowego Polcoloru użytkowanie wieczyste działki, na której stały resztki Banku Polskiego. Teren był atrakcyjny, róg al. Solidarności i ul. Bielańskiej, wymarzone miejsce na biurowiec. Ale od kilku lat stołeczne władze obiecywały organizacjom kombatanckim, że właśnie tam będzie muzeum powstania… Antoni Feldon twierdzi, że bezinteresownie postanowił „wykonać patriotyczny gest”. – Mój dziadek zginął w powstaniu warszawskim. Pomyślałem więc, że oddam wojewodzie i władzom miasta część nieruchomości za darmo, by zbudowano tam muzeum – mówi. Urzędnicy pamiętający tę sprawę wspominają jednak, iż Feldon otrzymał coś w rodzaju propozycji nie do odrzucenia – przychylność ówczesnych decydentów w zamian za postawienie muzeum. W każdym razie w 1996 r. Reduta otrzymała pozwolenie na budowę w tym miejscu biurowca, potem zaś zawarta została formalna umowa między prezesem Feldonem a wojewodą warszawskim, Zdzisławem Tokarskim: spółka Reduta odda w stanie surowym budynek o powierzchni użytkowej 2,5 tys. m kw. na siedzibę muzeum, a w zamian za to jej użytkowanie wieczyste działki o powierzchni ponad 6,5 tys. m kw. zostanie przekształcone w pełną własność notarialną. – Nie zależało mi na własności notarialnej, to była propozycja wojewody, by nie wyglądało tak, że miasto bierze coś zupełnie za nic – podkreśla prezes Reduty. Dawałem, nie brali Budynek, zaprojektowany przez Michała Borowskiego (który wtedy nie był jeszcze naczelnym architektem stolicy), został postawiony, ale władze miasta nie chciały go odebrać. Podobno uznano, że nie bardzo nadaje się na siedzibę muzeum – miał za niskie sale i zbyt mało węzłów sanitarnych. Oficjalnej przyczyny rezygnacji jednak nie podano. Antoni Feldon widzi to inaczej. – Nie chcieli go wziąć nawet za darmo, bo bali się, że spadnie na nich obowiązek ukończenia i zagospodarowania tego budynku, woleli nic nie robić i mieć spokój. A mnie ta budowa kosztowała prawie półtora miliona dolarów – twierdzi. Michał Borowski, autor projektu, uważa, że zadecydowała zmiana koncepcji przyszłej siedziby muzeum powstania. – Warszawa skorzystałaby na realizacji tego porozumienia. Było ono bardzo przejrzyste, bardzo fair. Feldon chciał zrobić coś dla Warszawy, ale nie zostało to docenione – podkreśla naczelny architekt i koordynator stolicy. – Antoni Feldon zignorował zalecenia konserwatora zabytków, a także pomysł znakomitego architekta Konrada Kuczyńskiego, by przystosować dawny bank do celów muzealnych (Kuczyński wygrał konkurs ogłoszony w tym celu). Feldon dobudował do ruin coś budzącego wiele wątpliwości, część rozebrał na parking i czekał na odkupienie całości przez miasto – oświadczył pisarz i dziennikarz Olgierd Budrewicz, który nie całkiem podzielał pogląd, że prezes Feldon chciał zrobić coś bezinteresownie dla Warszawy. Ówczesny prezydent miasta, Wojciech Kozak, rozważał pomysł zakupu budynku od Reduty. Spółce nie odpowiadała jednak cena (10 mln zł). – Były tylko wstępne rozmowy, nie padła żadna formalna propozycja kupna ze strony miasta – zaprzecza
Tagi:
Andrzej Dryszel









