Stowarzyszenie Habitat pomaga w wybudowaniu taniego mieszkania Roman Turczyn spędza urlop na placu budowy. Uczestniczy we wznoszeniu domu dla 12 rodzin, także swojej. Nie wie, które mieszkanie będzie jego. Nie ma to znaczenia, wszyscy ramię w ramię zgodnie wykonują polecenia kierownika budowy i dwóch murarzy. Roman stoi na dachu i przygotowuje się do zalewania stropu. – Nie mam o tym zielonego pojęcia – wyznaje. – Robię pod dyktando majstra. Roman z wykształcenia jest chemikiem. Od dziewięciu lat mieszka z żoną i dziećmi w hotelu asystenckim. Nie mają na Śląsku żadnej rodziny, która mogłaby im pomóc. Teraz, gdy urodził się młodszy syn, mieszkanie w hotelu stało się nie do wytrzymania: – Składaliśmy wniosek do Habitatu trzykrotnie, wymogi udało się spełnić dopiero, gdy pojawiło się drugie dziecko. Nie możemy już się doczekać chwili, gdy będzie można szykować się do przeprowadzki. Roman przychodził budować domy już podczas poprzednich wakacji. Mimo że ich wniosek został wtedy odrzucony. Dziś na placu budowy jest kilka osób. Izabela Wolińska także zasiedli jedno z powstających mieszkań. Z mężem i 14-letnim synem. Wszyscy pracują na budowie, gdy tylko mają czas. Spieszy im się, bo od dwóch lat mieszkają bez ciepłej wody i gazu. – Nasze obecne mieszkanie zostało sprzedane wraz z nami i 140 innymi rodzinami osobie prywatnej. Mimo że mieliśmy uregulowane wszystkie rachunki ze starym właścicielem, którym było przedsiębiorstwo państwowe, nowy kwestionuje wysokość wpłat i stara się wykurzyć mieszkańców różnymi złośliwymi działaniami. Wyłącza ciepłą wodę, zakręca gaz, żąda wpłaty niebotycznej kaucji, nalicza nieuzasadnione opłaty za wodę z poprzednich lat. Dostajemy ciągle obelżywe w treści pisma. Próbowali wynieść się stamtąd. Przed dwoma laty zapisali się na mieszkanie do remontu, ale otrzymali numer ponadpiętnastotysięczny… – Gdyby nie Habitat – mówi pani Izabela, ubrana do roboty w firmowy żółty kombinezon i koszulkę z logo Habitatu – nie mielibyśmy żadnych szans na zmianę mieszkania. Kalifornijczyk na budowie Wśród góry desek ostro uwija się Steve Grabianowski. Mierzy, przycina, hebluje. Steve przyjechał z Kalifornii. Już po raz drugi poświęca swój urlop, aby bezinteresownie pracować na budowie w Gliwicach. Nie zna nikogo z przyszłych mieszkańców. W Stanach prowadzi własną firmę budowlaną, przerabia stare domy. Przyjeżdża zawsze ze swoimi narzędziami, zazwyczaj zostawia je potem budującym. Uczy ich sztuki budowlanej. Jest też tłumaczem i przewodnikiem grup wolontariuszy przyjeżdżających tu z całego świata. – Moja rodzina pochodzi z Polski, chociaż ja urodziłem się już w Stanach – opowiada. – Gdy byłem mały, dziadek przekonał moich rodziców, że powinienem znać język polski i na sześć lat sprowadził mnie tu do szkoły. Teraz mam okazję oddać krajowi, który mnie kształcił, swoje umiejętności i czas. Dla mnie pomóc innym to wspaniała rzecz. Pracowałem też przy budowie domów habitatowskich w Stanach. Często towarzyszyli mi żona i starszy syn. Tym razem nie mogli ze mną przylecieć, ale za to ściągnąłem na budowę kuzyna z Chorzowa. Jeszcze kilka dni temu budujących wspomagali wolontariusze z Irlandii. Pod okiem tegorocznego sponsora budowy, firmy Ytong, dokonali wyczynu godnego stachanowców – w ciągu jednego dnia kilkanaście osób postawiło 400 metrów kwadratowych ścian. W pięć osób na 30 metrach Judyta Tańczyk wraz z rodziną mieszka na osiedlu Habitatu od półtora roku. Wówczas budowano domki szeregowe – jeden dla rodziny. Pięcioosobowa rodzina wcześniej gnieździła się na 32 metrach, bez ciepłej wody i gazu. Judyta dostała to mieszkanie, gdy rozpoczynała pracę w jednym z dużych gliwickich przedsiębiorstw. W takim M-3 przychodziły na świat jej dzieci. Gdy przedsiębiorstwo upadło, sprzedało osiedle wraz z mieszkańcami prywatnemu właścicielowi, a ten po kolei odcinał ciepłą wodę, ograniczał dostawy prądu i gazu, nie chciał nawet wydać zgody na remont łazienki czy założenie telefonu. Kupno mieszkania na wolnym rynku było dla nich ze względu na cenę niemożliwe. Judyta, po studiach budowlanych, uczy w technikum, jej mąż pracuje jako naukowiec w PAN. – 22 rodziny, które już tu mieszkają, to głównie pracownicy budżetówki – wyjaśnia Judyta. – Są wśród nas nauczyciele, inżynierowie, nawet lekarka na stażu,









