Dom wariatów

Dom wariatów

Pamiętam wykład z psychiatrii sądowej, na którym profesor demonstrował przypadek chorego na schizofrenię. Chory był przekonany, że atakują go mikroszczury („Co, nie wie pan doktor, co to są mikroszczury? To szczury, tylko takie malutkie jak owady, niech pan doktor nie udaje, że nie wie, przecież pan widzi”). Nieszczęśnik był przekonany, że mikroszczury obłażą całe jego ciało, wpychają się pod odzież i bieliznę. Wpychają mu się do uszu, do nosa, łażą po oczach, zaraz zaczną go gryźć. W jego wzroku widać było ogromne przerażenie, wykonywał gwałtowne, rozpaczliwe ruchy, próbował strącić z siebie stworzenia, których nie było, rozpaczliwie się otrzepywał…

Inny przypadek: alkoholik w stanie delirium walczył z nieistniejącym przeciwnikiem. Próbował zadawać mu ciosy, robił uniki…

Cierpiący na paranoję podejrzewał sąsiada, że chce go zabić, naświetlając przez ścianę promieniami atomowymi. Tak je nazywał. Zawiadomił o tym policję i prokuraturę, ale perfidny sąsiad wszędzie miał wpływy. Policja z prokuraturą nic nie zrobiły. Pisał do prezydenta, a nawet do papieża. Bez skutku. Macki sąsiada sięgały wszędzie, najął nawet ludzi, którzy stali na wszystkich rogach ulic, którymi chory przechodził, i przedrzeźniali jego gesty. Pacjent zakleił okna w mieszkaniu folią aluminiową, folię nalepił też na ścianę dzielącą go od okrutnego sąsiada. Nie pomogło. To znaczy pomogło, ale na krótko. Sąsiad wzmocnił siłę promieniowania i znowu przechodziło ono przez ścianę i przez folię. Chory próbował znaleźć skuteczny sposób ochrony przed radiacją. W bibliotece szukał odpowiednich książek. Gdyby mógł, z pewnością powołałby komisję niezależnych (o ile jeszcze tacy są) ekspertów do rozwiązania tego problemu, ale nie miał na to pieniędzy. Koniecznie chciał wiedzieć, jak jest zbudowany schron przeciwatomowy, bo zamierzał taki mały schronik zbudować w swojej garsonierze. Zasięgał też porady u innego sąsiada, emerytowanego wojskowego. Ten zrazu coś mu doradzał, ale wkrótce najwyraźniej przeszedł na stronę przeciwnika, wszedł z nim ewidentnie w zmowę czy też układ. Zaczął unikać naszego bohatera, a później już jawnie demonstrował, po czyjej jest stronie. Na jego widok pukał się w czoło i uśmiechał.

Wszyscy trzej opisani przeze mnie ludzie byli chorzy i głęboko nieszczęśliwi. Wszyscy wierzyli, że tak jest naprawdę. Pierwszy wierzył, że obłażą go mikroszczury, i przeżywał ogromny, paniczny strach. Drugi, walcząc z powietrzem, był pewien, że się broni i zadaje ciosy, że walczy. Trzeci był święcie przekonany, że sąsiad go napromieniowuje, a jemu nikt nie chce pomóc, bo spisek przeciw niemu obejmuje coraz szersze kręgi. Żył w ciągłym, narastającym strachu, w poczuciu bezsilności i beznadziei.

Tak wygląda świat ludzi chorych psychicznie. Ludzi, o których swego czasu pisał Antoni Kępiński, że są bardziej od nas wrażliwi, a przez to cierpią więcej.

A w świecie ludzi podobno zdrowych? Obojętne, czy otwieram gazetę, telewizor czy internet, natykam się na polityków nawołujących do dekomunizacji i lustracji. Widzących wszędzie komunistów, agentów i ubeków, choć komunizm skończył się w Polsce – jak ogłosiła pewna aktorka – 4 czerwca 1989 r. Nic to. Ich obłażą mikroszczury komunistów, agentów i ubeków. Oni z nimi wciąż rozpaczliwie walczą. Widzę młodych ludzi spod znaku ONR wykrzykujących antysemickie hasła albo skandujących, że „na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści” i „raz sierpem, raz młotem w czerwoną hołotę”. Skąd dziś, A.D. 2017, weźmiecie tylu komunistów do wieszania? Gdzie ta „czerwona hołota”? Sierp i młot to symbole nieistniejącego już od dość dawna ZSRR, skąd je weźmiecie? Gdzie ci Żydzi, których kukły trzeba palić? Czym to się różni od walki alkoholika w stanie delirium z nieistniejącym przeciwnikiem? A czy ten paranoik, który próbuje rozwiązać problemy techniczne, wszędzie węsząc spiski, kogoś nie przypomina?

Ale wśród najciekawszych przypadków jest niewątpliwie pewien bard o zdartej krtani, żartujący z estrady o wieszaniu komunistów. (Zapomniał, że sam był członkiem PZPR? Teraz namawia, aby go ktoś powiesił? Ma myśli samobójcze, tylko mu brak odwagi?). Albo pewien poseł skandujący z sejmowej trybuny: „Precz z komuną”. (Forma autoagresji? Sam wszak był aktywnym członkiem partii komunistycznej, i to nawet w stanie wojennym). Albo pewien profesor antykomunista, który cierpi na wyraźną amnezję, nie pamiętając, że gdy powstawała Solidarność, agitował przeciw niej, swoje nadzieje na przyszłość jednoznacznie wiążąc z partią komunistyczną.

Ano żyjemy w domu wariatów.

Wydanie: 2017, 47/2017

Kategorie: Felietony, Jan Widacki

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy