W zeszłym roku w Polsce było 91 789 ofiar przemocy w rodzinie W więziennej gwarze nazywają ich peżotami. To dlatego, że są skazani z artykułu 207 dotyczącego znęcania się nad osobą bliską, a właśnie peugeot 207 to najpopularniejszy model samochodu tej marki. Niektórzy mają niemałe wyroki, bo za znęcanie się fizyczne lub psychiczne nad najbliższą osobą można dostać karę więzienia do lat pięciu, a w przypadku szczególnego okrucieństwa do lat 10. Kiedy dręczona i bita ofiara targnie się na życie, domowy kat może trafić do więzienia nawet na 15 lat. Mężowie Iwony i Urszuli nie trafili do więzienia. Kobiety nie złożyły do prokuratury doniesienia o tym, że partnerzy znęcali się nad nimi. Nie miały też założonej Niebieskiej Karty-A, chociaż co roku policja wypełnia ponad 70 tys. takich dokumentów. Po prostu rozstały się z mężami. Bycie ofiarą wciąż jest traktowane jako fakt na tyle wstydliwy, że Iwona i Urszula nie zgodziły się na podanie do druku swoich nazwisk. Nie pozwoliły mi nawet ujawnić swoich prawdziwych imion. Zauroczenie Iwona i Urszula są po trzydziestce. Iwona wyszła za mąż 10 lat temu. – Najpierw było dużo pięknych deklaracji, okazywania uczuć – wspomina. – Tym przyszły mąż mnie ujął. Ale z biegiem czasu przerodziło się to w zaborczość. On oczekiwał, że poświęcę mu cały mój czas. Wszystko miało być podporządkowane jego grafikowi, jego nastrojom. Nie miałam czasu dla dawnych przyjaciół. Do moich rodziców jeździliśmy rzadko. Mężowi nie podobało się nawet to, że rozmawiałam z nimi przez telefon. Urszula i jej mąż znali się kilka lat, zanim zdecydowali się na ślub. Ona była przekonana, że doskonale poznała partnera. Myliła się. – Tworzyliśmy nieformalny związek. Pracowaliśmy, urządzaliśmy mieszkanie, odwiedzaliśmy rodzinę, wyjeżdżaliśmy na wycieczki. Można powiedzieć, że wszystko było fajne i wszystko było znane – wspomina Urszula. – Ale po ślubie zupełnie inne rzeczy nabrały znaczenia. Owszem, przed ślubem zdarzało się, że mój partner zachował się wobec mnie nie w porządku, ale to były drobne przykrości czy nieoczekiwane zmiany planów bez konsultacji ze mną. Kiedy coś przeskrobał, na przeprosiny obsypywał mnie prezentami. Słyszałam: „Przepraszam”, a chodziło o to, żebyśmy nie rozmawiali o tym, żeby życie toczyło się dalej. Gdyby przed ślubem zachowywał się tak jak potem, nigdy nie zostałabym jego żoną. Huśtawka Iwona skończyła studia, jest ekonomistką, zajmuje odpowiedzialne stanowisko. Takiej kobiecie trudno zaakceptować irracjonalny wymóg męża, by była na jego usługach i jego „własnością”. – Nasze życie było jak huśtawka – wspomina Iwona. – Mąż niemal nosił mnie na rękach, a za moment wykrzykiwał, że jestem beznadziejną żoną, która nic nie potrafi. Potem znów mnie chwalił, mówił, że jestem fantastyczna, że tak bardzo mu pomagam. Faktycznie doradzałam mu w pracy zawodowej, sugerowałam, jak pewne sprawy rozwiązać. Dla mnie było to zupełnie naturalne, bo przecież małżeństwo powinno się wspierać. Ale z czasem mąż uznał tę moją pomoc za coś oczywistego i zadań dla mnie było coraz więcej. A jednocześnie te dodatkowe obowiązki stały się przedmiotem krytyki. Tłumaczyłam sobie, że przecież to normalne, że małżeństwa się kłócą, bo ludzie muszą się dotrzeć. Bagatelizowałam drobne – jak mi się wówczas wydawało – nieporozumienia, bo mąż cały czas mnie zapewniał, że bardzo mnie kocha mimo moich wad. No właśnie – mimo moich wad! Wytykał mi, że nie co dzień gotuję obiad, że nie utrzymuję porządku, że czegoś nie robię, a co innego robię zbyt często. A na koniec mówił: „Ale i tak cię kocham”. I to była pułapka, bo we mnie rosło poczucie winy, że jestem złą żoną, która nie spełniała jego oczekiwań. Z czasem tych pretensji, drobnych krytycznych uwag było coraz więcej. Czułam się jak osoba nieporadna, która niczego nie umie, wszystko zawdzięcza mężowi, nie potrafi poradzić sobie bez niego, nic nie znaczy. A przecież w pracy zajmowałam odpowiedzialne stanowisko i świetnie sobie radziłam. Mąż Urszuli był menedżerem. Ona pracowała w kilku firmach, brała dodatkowe zlecenia. Mieli dla siebie niewiele czasu, ale za to nie martwili się problemami finansowymi. Ich życie powinno być usłane różami. Nie było. – Już pół roku po ślubie, zanim urodziłam dziecko, zaczęły się awantury










