17 najważniejszych urzędników państwowych ma razem majątek większy niż 30% społeczeństwa Gdy w wydanym w 1859 r. „Przyczynku do krytyki ekonomii politycznej” Karol Marks pisał, że „byt społeczny ludzi określa ich świadomość”, Stany Zjednoczone dopiero wkraczały w czasy niebywałego rozwoju gospodarczego, który niewielkiej grupie Amerykanów, zwanych robber barons, dał zupełnie nieprawdopodobne fortuny – majątek najbogatszego, Johna D. Rockefellera, właściciela Standard Oil, szacuje się na ponad 600 mld dzisiejszych dolarów. Ludzie ci bez wahania używali środków, którymi dysponowali, do wpływania na kształt amerykańskiej polityki. Zwykle wystarczało im pośrednie kontrolowanie sytuacji. Relatywnie rzadko angażowali się w bezpośrednie sprawowanie władzy. Jednym z wyjątków był Andrew Mellon, po Johnie D. Rockefellerze i Henrym Fordzie trzeci najbogatszy człowiek w USA swoich czasów, który przez prawie 11 lat był sekretarzem skarbu. Z reguły jednak po prostu kupowali polityków, tak jak wszystko inne, na co mieli ochotę. Mawiano wtedy, że amerykański rząd to najlepszy rząd, jaki można mieć za pieniądze, a uczciwy polityk to taki, który gdy zostanie już kupiony, pozostaje kupiony. Ameryką rządzili najbogatsi przedsiębiorcy, których dziś nazwalibyśmy oligarchami. Z biegiem czasu sytuacja się zmieniła, co bynajmniej nie oznacza, że najbogatsi stracili wpływ na władzę, został on tylko ograniczony, ukrócono najgorsze ekscesy, a forma wpływania na politykę prowadzoną przez władze federalne stała się subtelniejsza. Nominacje ministerialne Donalda Trumpa wskazują, że przed Ameryką kolejna zmiana – takiego zaciągu milionerów i miliarderów do gabinetu ten kraj jeszcze nie widział. Nieśmiałe początki Pierwszym amerykańskim prezydentem, któremu przypisywano skłonność do otaczania się milionerami, był gen. Dwight D. Eisenhower. Gdy w styczniu 1953 r. objął urząd, sekretarze stanowiący jego gabinet – ministrowie nadzorujący w jego imieniu i prowadzący politykę rządu federalnego w wybranych dziedzinach – stali się znani jako „dziewięciu milionerów i hydraulik”. Nie bez przyczyny – w gabinecie faktycznie zasiadało dziewięciu milionerów, a Martin Patrick Durkin, szef Departamentu Pracy, był działaczem związkowym i przewodniczącym związku zawodowego hydraulików. Łączny majątek tej grupy szacowano na 8 mln ówczesnych dolarów, co przy dzisiejszym kursie dolara odpowiadałoby 81 mln. Gdy niespełna pół wieku później prezydentem został inny republikanin, George W. Bush, łączną wartość majątku sekretarzy wchodzących w skład jego gabinetu oceniano na ok. 250 mln dol. Jak się okazało, to również nie było wiele. Barack Obama był pierwszym prezydentem, który wprowadził do swojego gabinetu miliardera, a właściwie miliarderkę – Penny Pritzker. Jej ojciec i brat byli jednymi z twórców sieci hoteli Hyatt, której majątek szacuje się na 2,4 mld dol. Wszystko to jednak blednie w porównaniu z decyzjami Trumpa. Jeżeli Senat zatwierdzi ogół jego nominacji, łączna wartość majątków najbliższych doradców oraz członków gabinetu może przekroczyć nawet 35 mld dol., choć według innych obliczeń będzie to zaledwie 6, 9 lub 14 mld. Witajcie w nowej Ameryce, w której 17 najważniejszych urzędników państwowych ma razem majątek większy niż 30% społeczeństwa lub łączne PKB 70 krajów, tyle że małych. Chociaż to pierwsze nie jest specjalnym osiągnięciem, bo – jak podkreślają złośliwi – jedna trzecia Amerykanów nie ma żadnego majątku poza gigantycznymi długami. Gabinet miliarderów Nominatów nowego prezydenta na najważniejsze funkcje w państwie można podzielić na trzy kategorie: byłych wojskowych, aktywnych polityków i waszyngtońskich outsiderów. To w tej ostatniej grupie znajdziemy najwięcej bogaczy. Ranking zamożności otwiera wyznaczona na sekretarz edukacji Betsy DeVos, która do tej pory nie sprawowała żadnej funkcji publicznej, co nie znaczy, że nie była aktywna politycznie. Przeciwnie, wraz z rodziną zaliczała się do najhojniejszych darczyńców wspierających Partię Republikańską. Znana jest z konserwatywnych poglądów i niechęci do dotychczasowego systemu edukacji oraz szkół publicznych, które chce zastąpić systemem voucherów i szkół prywatnych. Tylko że wiedzę o szkolnictwie publicznym i systemie edukacji ma wyłącznie teoretyczną, nigdy nie pracowała w edukacji, a zarówno ona, jak i jej dzieci uczęszczały do ekskluzywnych szkół prywatnych. Majątek rodziny DeVosów, założycieli Amwaya, szacowany jest na 5,1 mld dol., a osobisty majątek Betsy na 130 mln. Smaczku tej nominacji dodaje fakt, że Betsy jest siostrą Erika









