Donoszę panie naczelniku

“Donoszę panie naczelniku, że w naszym mieście student Bresz czesze się bardzo ekscentrycznie, przedziałek z tyłu robiąc też”. Student z wiersza Gałczyńskiego wprowadził niezdrową modę na antypolski przedziałek, dlatego czujny obywatel złożył nań doniesienie do władz. Wydawałoby się, że w wolnym kraju donos ma sens, jeśli jest na ten przykład donosem obywatelskim: student Bresz prowadzi wyszynk nowego rodzaju ekstazy, zwanego UFO, po zażyciu którego człowiek ma superodlot, ale potem jest niekoniecznie żywy. Jeden z posłów, niejaki Karwowski, niedawno zaczął medialną karierę, donosząc na “Gazetę Wyborczą”, że dołączone do świątecznego numeru siano pewnie pochodzi spod Czarnobyla. Skąd poseł czerpał wiedzę na temat felerności siana? Otóż przeprowadził on, nieskażonym umysłem poselskim, wywód, logiką bijący nie tylko samego Sherlocka Holmesa, ale również doktora Watsona. Po nerkach zresztą. “Gazeta”, według posła, jest “znana z oszczędności”, a oszczędność to cecha wiadomo kogo (prócz Szkotów, oczywiście), eo ipso “Gazeta” kupiła tańsze czarnobylskie siano, nie oglądając się na jego szkodliwość. Naczelnikiem, do którego poseł skierował donos, jest odpowiedni organ ścigania, zobligowany do badania siana. Bywają także inne donosy w lekkiej jak styropian, niezobowiązującej postaci. Ich adresatem, czyli naczelnikiem, jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 05/2001, 2001

Kategorie: Felietony