Wpieniony plankton, wnerwione szachy

Obowiązujące prawo to: „Oko za oko, ząb za ząb”. „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie” i Fidelowi Castro, a trafiło się mu jak ślepej kurze ziarno, Papieża przyjął osobiście, nic też dziwnego, że jako dyktator cieszy się teraz chłopak powszechnym szacunkiem, o kondycji nie wspominając; mimo iż leciwy, sześciogodzinną mowę trawę do narodu wygłosić to dla niego jak dla Ziobry, bułka z masłem, czyli siedem godzin przesłuchań. Nawet nasze wojska ułańskie nie myślą o tym, by u Castro porządek zaprowadzić. Nie to, co Saddam Husajn, o którym nikt nie wie, czy jeszcze żyje, czy już ziemię przegryza, naftą popijając. Marzenia dawnej LIGI się spełniły, nareszcie mamy kolonię. Nie tylko letnią dla dzieci. Zostaliśmy mocarstwem, zamiast być, jak sądzili poeci, pawiem narodów i papugą. W Niemczech, u sąsiada przez płot, porównano nas do osła trojańskiego, Chirac – bezczelny Francuz – pouczać zaczął, co nam wolno, a o co powinniśmy zapytać. Prezydent musiał wszystkie swoje talenty dyplomatyczne rozwinąć, żeby spotkać się z tymi dwoma facetami, ze sfrustrowanym Jackiem oraz kanclerzem Schröderem pieniaczem. Wytoczył proces dziennikarzom za pomówienie w sprawie fryzury. Jest farbowanym lisem czy nie jest, zastanawiały się gazety. Przywódcy zawsze zajmują się najistotniejszymi dla państwa sprawami, zrobił li balejaż czy nie? Hak mu w kłak, farbowany czy naturalny. Dlaczego facet tak się zapienił, nie wie nikt. W naszej sprawie, jak go Prezydent Kwaśniewski we Wrocławiu podszedł, spuścił z tonu o co najmniej oktawę. Prócz Prezydenta cała ferajna pieni się jak piwo lane z góry, a nie po ściance, albo zgoła co innego. Wpieniają się politycy makro i mikro. Wpienia się plankton oraz szychy, co jedzą z michy. Nie ustąpią o milimetr, żadnego konsensusu, my chcemy komisji, wołają jedni i drudzy. Jak ty komu, tak on tobie, a więc jak Manicki kiedyś, tak Pęk teraz. Z szelestem zasmarowanych poprawkami kartek wchodzą do historii parlamentaryzmu. Posłowie, zgrzytając zębami, rozpatrzyli Pękową inicjatywę, nie rozsadzając ram, nikogo nie trzeba było wynosić. Najśmieszniej było, gdy prowadzący obrady Ryszard Kalisz nie chciał zgodzić się na długą przerwę obiadową, na co poseł Pęk zakrzyknął: „Mnie nie można zastąpić!”. A kolega Pęka z Ligi wszedł ostro jak nóż pod ziobro, szantażując komisję, że w przypadku zasłabnięcia z głodu nieustraszony Pęk może zostać odesłany na badania, a wtedy adieu Fruziu, możesz obywatelu pożegnać się z decyzją. W świecie przestępczym, inaczej niż na arenie politycznej, gdzie tylko psy na sobie wieszają, nastała plaga samowieszania. Najpierw „Sasza”, teraz „Baranina”. W komentarzach można było wyczuć delikatną nutkę triumfu, że nie tylko u nas, proszę – Austria, cywilizowany kraj, a bardzo ważny oskarżony na pasku się powiesił. Po cichu mówi się, że służby specjalne maczały w tym palce, powołując się na rozmowę „Baraniny” z żoną, która to pogawędka nie zapowiadała autodestrukcji. Otóż znam osobiście, niestety, przynajmniej trzy osoby, które strzeliły samobója, mimo że rozmawiały dzień wcześniej z żoną. Jedna z tych osób targnęła się właśnie dlatego. Dwie pozostałe widziano w bardzo dobrych humorach. Jest nawet określenie psychiatryczne na takie zjawisko, nazywa się ono smiling depression, śmiejąca się depresja. Kolejne Wysokie Komisje Śledcze wiszą nad nami jak podcięty kłos. Jarosław Kaczyński, mózg bliźniaków, nazwał SLD organizacją przestępczą. Może liczy na to, że jak posadzi członków w celi, to się powywieszają. Na co lider Dyduch złożył do prokuratury doniesienie. A tu nagle jak z nieba spadł Anatol Lawina z rewelacjami na temat dawnego PC, czyli obecnego PiS, i pieniędzy FOZZ, z których ów twór był ponoć finansowany. „Tworzyć komisje!”, wołają politycy ze wszystkich stron. Pewnie, każdy by chciał puszyć się w telewizorni jak paw lub papuga, przemawiać przez siedem godzin jak Fidel Ziobro, uśmiechać się i sztorcować jak profesor Nałęcz, ale rozsądny głos Marszałka Borowskiego przywołał rozrabiające dzieciaki sejmowe do porządku: żadnej nowej komisji nie będzie, dopóki nie zakończy działalności ta, którą mamy. Inaczej nastąpi kolejny paraliż sejmu. Paraliż może być postępowy, może to jest jakieś wyjście? Śmiesznie było w Sejmie, tyle że w tym czasie można by trochę popracować nad ruiną, jaką jest mocarstwo

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 21/2003

Kategorie: Felietony