Dowódca morderców

Dowódca morderców

Dla Hitlera „zwycięzcą Warszawy” w 1944 roku był Oskar Dirlewanger Werdykt Hitlera był jednoznaczny: rzeczywistym poskromicielem powstania warszawskiego był nie kto inny, tylko SS-Oberführer Oskar Dirlewanger, twórca i dowódca jednostki utworzonej z zawodowych przestępców niemieckich, który w Warszawie, jak wiadomo, zasłynął z niebywałego okrucieństwa wobec ludności. Führer w ten sposób zerwał (wpływ zamachu płk. Stauffenberga?) ze starannie uprzednio reżyserowaną poprawnością w manifestowaniu łask okazywanych swoim militarnym sługom, czego znakiem firmowym miało być odznaczenie już samą swoją nazwą nawiązujące do cnót rycerskich. Dokonał tego manifestacyjnie, osobiście wręczając zbrodniarzowi Dirlewangerowi Krzyż Rycerski i polecając nagłośnienie propagandowe tego aktu. Uroczystym obiadem na Wawelu podjął oprawcę gubernator Hans Frank. W wirtemberskim mieście Esslingen została zorganizowana wielka „uroczystość na cześć zwycięzcy z Warszawy”. Tak zatytułował organ NSDAP, „Völkischer Beobachter”, relację z manifestacji, podczas której „partia, państwo i Wehrmacht – pisano – wyraziły podziękowanie ojczyzny za jego godną przykładu gotowość do poświęceń”, zaprezentowano „wybitne żołnierskie czyny” Dirlewangera, cytując słowa Hitlera skierowane do SS-Oberführera w kwaterze głównej: „Z uzasadnioną dumą może pan się tytułować jako rzeczywisty zwycięzca z Warszawy”… Namaszczony został herszt zgrai opryszków powyciąganych z więzień. Po niedawnym zamachu Hitler nie dbał już o pozory. Liczyły się wierność i ślepe posłuszeństwo, odstraszająca bezwzględność w wykonywaniu rozkazów. A w tym mistrzem był właśnie Dirlewanger. Hitler dobrze wiedział, co robi. Znał Dirlewangera poprzez Himmlera i szefa jego kadr, SS-Gruppenführera Gottloba Bergera, frontowego kumpla SS-Oberführera spod Verdun w czasie I wojny światowej. Wiedział, że jest to człowiek zdeprawowany, ale urodzony nazista, ktoś, kto ma za nic normy moralne, ale ma ambicje dokonania „wielkich czynów” w imieniu Niemiec. Już sama biografia Dirlewangera, urodzonego 26 września 1895 r. w Würzburgu, a więc człowieka w 1944 r. 49-letniego, wiele mówiła, do czego jest on zdolny. Najpierw jako ochotnik, dosłużył się stopnia oberlejtnanta podczas I wojny światowej. Po klęsce cesarskich Niemiec przystąpił do skrajnie nacjonalistycznych związków wojskowych, tzw. Freikorpsów, z którymi uczestniczył w dławieniu zrywu rewolucyjnego – na początku 1921 r. w składzie załogi pociągu pancernego w Sangerhausen (Anhalt), w czerwcu zaś walczył przeciwko powstańcom polskim na Górnym Śląsku (Freikorps Holz)… Równocześnie (!) studiował w Wyższej Szkole Handlowej w Mannheimie, skąd został relegowany za organizowanie zajść antysemickich. Przyjął go wtedy pod swój patronat Uniwersytet Frankfurcki, gdzie Dirlewanger w przyśpieszonym trybie uzyskał tytuł doktora nauk politycznych… Dwa razy jest więziony za udział w przestępczych operacjach z bronią. Od 1923 r. jest członkiem NSDAP, a od 1932 r. – führerem jednostki SA (Sturmbann I/122) w Esslingen. W lipcu 1934 r. stał się bohaterem głośnego skandalu obyczajowego – za uwiedzenie uzależnionej od siebie nieletniej został skazany na dwa lata więzienia… W 1937 r. udał się do Hiszpanii, by tam walczyć z „czerwonymi” – najpierw był w jednostkach gen. Franco, potem przeszedł do niemieckiego legionu „Condor”, z którym po upadku rządu republikańskiego powrócił, triumfalnie witany, do Rzeszy. Odnowił starą przyjaźń z Gottlobem Bergerem, a ten otworzył mu drogę do kariery, przyjmując do SS w randze SS-Obersturmführera. Wybucha wojna – Dirlewanger występuje do Himmlera o włączenie go do akcji bojowych. A nie przychodzi z pustymi rękoma: przedstawia propozycję utworzenia jednostki, która, jak obiecuje, przewyższy wszystkich oddaniem i walecznością. Kto bardziej nadaje się na dobrego żołnierza – głosi – jak nie ten, kto kocha przygodę, kto chce żyć i żyje, ciągle ze zwiększoną dawką adrenaliny, dla kogo ryzyko i niebezpieczeństwo są niezbędnym elementem istnienia, pasją i uatrakcyjnieniem egzystencji. A takich jest krocie. Kim są? To profesjonalni złodzieje i paserzy, oszuści i sutenerzy, gwałciciele i hazardziści, a nade wszystko kłusownicy, którzy do tego wszystkiego świetnie strzelają, najczęściej znakomicie i po mistrzowsku poruszają się w terenie. Niemcy potrzebują dobrych żołnierzy, tymczasem najlepsi kandydaci gnuśnieją w więzieniach, obozach i aresztach. Zaakceptujcie mój plan – raportował Dirlewanger – a ja sformuję wzorową jednostkę, zdecydowaną na wszystko i delektującą się prawdziwym życiem tylko w ogniu walk. I pójdą oni na teren najtrudniejszy, tam, gdzie wszelkie dylematy moralne, tak bardzo osłabiające ducha walki, są zbędnym balastem,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 47/2004

Kategorie: Historia