Druga strona lustra(cji)

Druga strona lustra(cji)

Po 20 latach sąd prawomocnie stwierdził, że poseł Eugeniusz Czykwin nie jest kłamcą lustracyjnym. O moralnych kosztach zacietrzewienia IPN-owskich prokuratorów pisze jego żona Właśnie prawomocnie zakończył się proces lustracyjny mojego męża, Eugeniusza Czykwina. Sąd stwierdził, że nie jest on kłamcą lustracyjnym. Formalne lustrowanie męża trwało 20 lat – od kiedy Sąd Wojewódzki w Warszawie nakazał ówczesnemu ministrowi spraw wewnętrznych, który „nie wykazał, by posiadane przez niego materiały potwierdzały fakt współpracy powoda Eugeniusza Czykwina z Urzędem Bezpieczeństwa i Służbą Bezpieczeństwa”, przeproszenie na łamach centralnej i lokalnej prasy za naruszenie jego dóbr osobistych. Ponieważ mąż jest ciągle wybierany na posła – obecna kadencja jest jego siódmą – bardzo wnikliwie lustrował go także Rzecznik Interesu Publicznego. Dwuletnie postępowanie (2002-2004) sędzia Bogusław Nizieński zakończył stwierdzeniem: „Zgromadzony materiał nie dostarcza wystarczających podstaw do wystąpienia przez rzecznika do sądu z wnioskiem o wszczęcie postępowania lustracyjnego”. Mimo że w sprawie nie pojawiły się żadne nowe okoliczności, w 2009 r. prokuratorzy oddziału IPN w Białymstoku złożyli wniosek do sądu. Przez cztery lata trwały rozprawy – sądy w trzyosobowym składzie wydały cztery wyroki – korzystne dla męża orzeczenie z 2011 r. zaskarżył IPN, a sąd apelacyjny wyrok

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2013, 35/2013

Kategorie: Opinie