Aby zaspokoić roszczenia różnych grup do odszkodowań za skutki drugiej wojny światowej, takie jak zmiana granic i ustrojów, państwo polskie musiałoby wydać 150 miliardów zł. Porównajmy tę sumę z kwotami, o jakie partie toczą zażarte spory w Sejmie między sobą i z rządem. Gdy dotychczas zgłoszone roszczenia okażą się choćby częściowo skuteczne, pojawią się nowe. Ponieważ państwo samo dóbr nie tworzy, musiałoby ono 150 miliardów zł (liczba bardzo zaniżona) odebrać obywatelom w takiej czy innej formie. Politycy prawicowi, z powodów, których nie pojmuję, nie mówią narodowi prawdy na ten temat, a lewicowi jak zwykle oportunistycznie w ogóle nic nie mówią. Na razie wypowiedziały się sądy, a to, co orzekają, jest zadziwiające. Sądownictwo polskie w tej sprawie tak działa, jakby nie było częścią państwa i mogło się nie troszczyć o jego dobro i dobro całego kraju. Jeśli kierunek wyrokowania w sprawach o odszkodowania za skutki wojny się nie zmieni, Polska nie uniknie katastrofy finansów publicznych, a skutki polityczne, socjalne i gospodarcze tego załamania będą opłakane. „Przeszło 4 tys. zabużan i ich spadkobierców ma już w ręku zaświadczenia bądź decyzje potwierdzające prawo do ekwiwalentu. Ich łączna wartość przekracza 3 mld zł (średnio po mniej więcej 730 tys. zł)”. W samym tylko powiecie wieluńskim wydano decyzje opiewającą aż na 116 mln zł. (Powtarzam za „Gazetą Wyborczą”). Tych zabużan, którzy już się zgłosili po odszkodowania, jest 80 tysięcy. Niech zginie świat – oby sprawiedliwości stało się zadość. Niech będzie i tak, ale tam, gdzie chodzi o sprawiedliwość. Tu chodzi o zaspokojenie rozpętanych egoizmów, wykorzystujących koniunkturę, jaką tworzy postępujący rozkład państwa polskiego. Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że państwo polskie naruszyło prawo człowieka do własności w stosunku do pana Broniowskiego, jest zatem obowiązane wypłacić mu odszkodowanie za dom, jaki jego babka posiadała przed wojną we Lwowie. Dawno nie było w mediach tak podniosłego nastroju jak w dniu ogłoszenia tego salomonowego wyroku. Nie wiem, ile dywizji ma Trybunał w Strasburgu. Polskie sądy, zaczynając od najwyższego, są wystarczająco niebezpieczne. Roszczenia zabużan są oparte na tzw. umowach republikańskich zawartych przez PKWN z władzami radzieckich republik Ukrainy, Białorusi i Litwy w roku 1944. Żadna z umawiających się stron nie była suwerenna, ale nie mnóżmy niuansów1). Te umowy nie zostały opublikowane w Dzienniku Ustaw i trzeba było odpowiedzieć na zagadnienie, czy zostały ratyfikowane. Dowodów ratyfikacji nie było. Naczelny Sąd Administracyjny zgodnie z życzeniami zabużan wspieranych przez Rzecznika Praw Obywatelskich, który przeważnie jest rzecznikiem tych, co żądają, a nie tych, co ponoszą koszty, jednak je znalazł. Wartość tego znaleziska przedstawia prof. Stanisław Gebethner w znakomitej ekspertyzie opublikowanej w „Rzeczpospolitej” (z dni 5,7, i 11 lutego br.). Naczelny Sąd Administracyjny sięgnął po protokół z posiedzenia Krajowej Rady Narodowej, w którym zanotowany był temat „Ratyfikacja umów międzynarodowych”. Protokół nie notuje jednak, że umowy republikańskie zostały ratyfikowane. Naczelny Sąd Administracyjny tłumaczy to pomyłką, „nieporadnością protokolanta”. Za pomocą domniemania „nieporadności protokolanta” można zmienić sens wszystkich protokołów, jakie zostały sporządzone na świecie. Dwa sądy w Gdańsku – grodzki i apelacyjny – odmówiły (powtarzam za „Gazetą Wyborczą”) dwojgu zabużanom blisko półmilionowego odszkodowania za nieruchomość pozostawioną pod Wilnem. Sądy oparły się na argumencie, że umowa PKWN z Litewską Socjalistyczną Republiką Radziecką nie była ratyfikowana, a więc nie ma mocy prawnej. Sąd Najwyższy uchylił wyrok sądu gdańskiego, ale świadom słabości domniemań o „nieporadności protokolanta” KRN powołał się na inne podstawy: na 14 różnych aktów normatywnych, których – dodajmy – by nie było, gdyby nie owe umowy republikańskie z 1944 r. Mamy wiele przykładów na to, że najwyższe instancje sądowe dobierają sobie przepisy prawne odpowiednie do z góry przyjętego założenia (zakorzenionego mocno w polskiej irracjonalności politycznej), że zabużanie pozostawili na Kresach wielkie szczęście i państwo powinno im za to zapłacić odszkodowanie. Profesor Gebethner słusznie zwraca uwagę, że polskie państwo wyświadczyło im dobrodziejstwo, „stwarzając Polakom na Białorusi, Ukrainie i Litwie możliwość opuszczenia Kraju Rad – i to nie tylko dlatego, że ich ťza granicą Ukraińcy wyrzynająŤ. Groziła im także deportacja w głąb Rosji, do Kazachstanu, bądź zesłanie do łagrów”. Nie dokonało się to bez kosztów finansowych: „w latach pięćdziesiątych musieliśmy jeszcze zapłacić okup za ewakuowanych do Polski rodaków
Tagi:
Bronisław Łagowski









