Byle szmondak, który ma kumpli w telewizji, nazwie się producentem i umiejętnie podpisze umowę z dobrymi aktorami, tak naprawdę może z nimi robić co chce Paweł Królikowski – Powiedział pan kiedyś o sobie, że jest dusza człowiek, ale z nożem w kieszeni. Interesuje mnie ten nóż… – Tak przy śniadaniu? – A co, spojrzenie wyostrza się panu dopiero przy obiedzie? – Rano, i do tego w ładną pogodę, nie miewam ostrych myśli. Ale jeśli już je mam, to wynikają one, że tak powiem, ze świadomości społecznej. Tak zostałem wychowany, by ją mieć. Są takie momenty, że chce mi się o tym mówić, choć najczęściej wychodzi z tego coś na kształt krzyku rozpaczy. – No to proszę krzyczeć… – Wie pan, ale naprawdę jest lepiej, kiedy to jest krzyk rozpaczy, ponieważ zanika wówczas poczucie, że jest się jakimś autorytetem albo że ma się kompletnego świra. Krzyk jest bardziej szczery. Jest ludzki. Upadek mediów – Jaka jest więc pana świadomość społeczna? – Taka, że żyję w kraju, który funduje nam sytuacje, których nie da się załatwić po dżentelmeńsku, a tym bardziej według litery prawa. – Jakie to sytuacje? – Na przykład takie, że jakiś tabloidowy męt robi mojej żonie zdjęcia w sklepie, potem piszą pod tym zdjęciem brednie, a na koniec uchylają się od odpowiedzialności. Ale to jest szerszy problem, który dotyczy funkcjonowania mediów w Polsce, nie tylko brukowców. Zawód dziennikarza do dziś nie odbudował u nas swojego pozytywnego wizerunku. Mam prawo tak mówić, ponieważ przez lata sam wykonywałem ten zawód i wiem, jak to wygląda od środka. – I jak wygląda? – Dziennikarze jak byli na sznurku, tak nadal są. Za komuny byli w komitecie, dziś są u wydawcy, na przykład niemieckiego. Nie zrobili nic, by to zmienić. Ci, którzy działają w stowarzyszeniach dziennikarskich, to są najczęściej mocno starsi koledzy. Często mówią tak, jakby byli jakimiś antycznymi trybunami, którzy opowiadają pierdoły. A tak naprawdę ich głos jest cenny, tylko że nie przekłada się na rzeczywistość. – Dziennikarstwo jest sprostytuowane, pańskim zdaniem? – Wie pan, w naszym kraju najmniej sprostytuowała się prostytucja. Jest coraz piękniejsza i pokładamy w niej ogromne nadzieje… Co się zaś tyczy dziennikarzy, to ich kłopot sprowadza się do tego, że po prostu wciąż nie są niezależni. – Jak to, przecież ciągle mówią, że są? – Ale kto? Chyba tylko jeden Urban jest naprawdę niezależny. On od nikogo nie zależy. – Jacek Żakowski? – To jest Don Kichot polskiego dziennikarstwa, dlatego że próbuje wojować z czymś, do czego nie jest stworzony, czyli z codziennością. Dla niego dziennikarstwo jest prowadzeniem łodzi ratunkowej w sytuacji, gdy Titanic już dawno utonął. To jest facet z klasą, z ogromnym talentem literackim, który zachowuje się jak dowódca kajaka, bo nie może być kapitanem statku, gdyż ten leży już na dnie. Nie ma w tym niczego złego, ale tacy ludzie jak Jacek powinni natchnionym głosem opowiadać swoje prawdy w jakichś poważnych programach publicystycznych, a nie zajmować się ratowaniem podupadłego etosu dziennikarskiego. – Nie dałby rady? – Może by i dał. Tylko po co marnować talent? To jest tak, jakbym ja nagle powiedział, że chcę grać takie role jak jeden z moich guru, czyli Daniel Olbrychski, a przecież najlepiej wychodzi mi granie w serialach. Mam pracę i staram się robić to jak najlepiej. Prawdopodobnie tak samo jest w przypadku Żakowskiego. Lepiej więc, żeby zajmował się tym, co dobrze mu wychodzi. Kwestia sprostytuowania dziennikarstwa wymaga rewolucji, a nie donkiszoterii. – Kiedy pan był dziennikarzem, to o co panu chodziło? – Chciałem robić dobre programy dla młodzieży, takie, które by się podobały moim dzieciom. Zależało mi na tym, żeby nie były to programy, jakie robiły stare baby w kieckach za kolano i w rozczłapanych czółenkach. Z brzydkimi zwierzakami, z głupimi tekstami, infantylną atmosferą, pozbawione nadziei, wdzięku i mądrej zabawy. Przez dziesięć lat pracowałem w TVP, ale w pewnym momencie straciłem złudzenia. Miałem już 40 lat i nie chciałem dalej wymyślać choreografii i pisać piosenek dla dzieci. Wolałem zatrudnić do tej pracy młodych ludzi, ale okazało się, że telewizja publiczna nie ma na to pieniędzy. Interesy szefów były ważniejsze. – Interesy? – Szmal, po prostu. Ta przygoda z telewizją, z tą wielką instytucją udowodniła mi, że jesteśmy słabi. My, ludzie mediów, twórcy, artyści,
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









