Dwie torpedy w burtę „Dantona”

Dwie torpedy w burtę „Dantona”

Na Morzu Śródziemnym odkryto doskonale zachowany wrak francuskiego pancernika z I wojny światowej

Stalowy kolos spoczywa na głębokości ponad tysiąca metrów. Wbity w dno stoi na równej stępce. Kadłub jest cały, rdza nie przeżarła stalowych burt. Wieże działowe wciąż tkwią na swoich miejscach. To francuski pancernik „Danton”, największa wojenna jednostka zatopiona przez okręt podwodny podczas I wojny światowej. 19 marca 1917 r. dwie torpedy rozerwały mu burty i okręt poszedł na dno 35 km na południowy zachód od Sardynii. Wrak jest wojennym grobem. Wraz z „Dantonem” zginęło 296 marynarzy.
W lutym podczas konferencji prasowej w Muzeum Nauki i Technologii w Mediolanie poinformowano, że pancernik został odnaleziony. Odkrycia dokonano przypadkowo podczas badań dna morskiego przed budową gazociągu z Algierii do Włoch. To zapewne najtrudniejsza inwestycja tego rodzaju. Rury o średnicy 66 cm zostaną położone na stromym stoku szelfu kontynentalnego. 20% instalacji znajdzie się na głębokości 2850 m. Ten najgłębiej na świecie położony gazociąg będzie prawdopodobnie gotowy w 2012 r. Projekt realizuje konsorcjum Gasdotto Algeria Sardegna Italia (Galsi), które zleciło zbadanie dna morskiego mającej siedzibę w Rzymie firmie Fugro Geoconsulting. Fugro wysłała na dno morskie dwa bezzałogowe batyskafy, jeden zdalnie sterowany, drugi operujący autonomicznie. W grudniu 2007 r. pracownicy Fugro na podstawie danych zebranych przez podwodne automaty odtwarzali

trójwymiarowy kształt dna

morskiego. W pewnym miejscu spostrzegli ze zdumieniem dziwną strukturę, przypominającą wielki okręt. Sprawdzili w książkach historycznych i archiwach i doszli do wniosku, że to może być „Danton”. Pewność uzyskali po analizie planów konstrukcyjnych, dostarczonych przez dowództwo francuskiej marynarki wojennej. Eksperci z francuskiej admiralicji byli jednak sceptyczni. Podkreślali, że dramat „Dantona” rozegrał się o kilka mil morskich dalej. „Musieliśmy im przypomnieć, że obecna technologia satelitarna jest znacznie dokładniejsza niż sekstansy używane do określenia pozycji statku w tamtym czasie”, opowiada Rob Hawkins, dyrektor projektu gazociągowego w firmie Fugro.
Hawkins zwraca uwagę, że wrak jest w doskonałym stanie: „Kiedy ťDantonŤ został trafiony torpedami, przewrócił się do góry dnem, a gdy już tonął, kilkakrotnie obrócił się wokół własnej osi. Wtedy od kadłuba oderwały się niektóre struktury pokładowe, ale część wież artyleryjskich wciąż tkwi na swoich miejscach”. Właśnie rozmieszczenie wież dział kalibru 240 mm pozwoliło ustalić, że tajemniczy okręt to „Danton”.
Pancernik został zwodowany w 1910 r. w Breście. Wszedł do służby w roku następnym i od razu wysłano go do Wielkiej Brytanii na uroczystości koronacyjne nowego króla, Jerzego V. Był pierwszym z serii okrętów liniowych, które zostały nazwane imionami filozofów, myślicieli i bohaterów rewolucji francuskiej („Danton”, „Diderot”, „Mirabeau”, „Condorcet”, „Vergniaud”, „Voltaire”).
Miał 144,9 m długości, 25,8 m szerokości i zanurzenie 9,2 m. Cztery turbiny parowe Parsonsa i 26 opalanych węglem kotłów nadawały groźnemu kolosowi prędkość maksymalną 19,2 węzła. Załoga „Dantona” liczyła 923 marynarzy. Pancerny pokład burtowy miał grubość 270 mm, opancerzenie wież artylerii głównej – 300 mm. Pod względem uzbrojenia okręt już w chwili wejścia do służby był nieco przestarzały. Już przecież w 1906 r. zwodowany został brytyjski „Dreadnought” o przełomowej, rewolucyjnej konstrukcji. Właśnie okręty tej klasy były najnowocześniejszymi jednostkami we flotach wojennych. Drednoty uzbrojono w artylerię główną jednego kalibru – 305 mm. „Dreadnought” miał takich dział aż 10.
Na pokładzie pancerników typu „Danton” zainstalowano tylko po cztery działa 305 mm w dwudziałowych wieżach, za to miały one także tzw. artylerię główną drugiego kalibru – 12 dział 240 mm w dwudziałowych wieżach. Uzbrojenie uzupełniało 16 pojedynczych dział kalibru 75 mm i dziesięć lekkich kalibru 47 mm. Na szczęście „Danton” ze swą nieco archaiczną artylerią główną nie musiał walczyć z okrętami liniowymi Państw Centralnych. Admirałowie w Londynie i w Paryżu uzgodnili, że francuska marynarka wojenna, wtedy czwarta pod względem wielkości na świecie, skupi swe wysiłki na Morzu Śródziemnym.
Na tym akwenie nie operowały nawodne jednostki niemieckiej Hochseeflotte (Floty Pełnego Morza), natomiast wielkie okręty Austro-Węgier tkwiły w portach adriatyckich.
„Danton” wszedł w skład francuskiej floty śródziemnomorskiej, nazywanej Pierwszą Armią Morską. Operowała ona z baz w Tulonie i Bizercie. Okręt, nazwany imieniem żarliwego rewolucjonisty, eskortował konwoje statków transportowych, idące do Europy z Północnej Afryki. Uczestniczył w blokadzie cieśniny Otranto, która miała uniemożliwić okrętom Austro-Węgier wypłynięcie z Adriatyku na pełne morze. Brał udział także w blokadzie cieśnin czarnomorskich.
W marcu 1917 r. „Danton” wyszedł z Tulonu, gdzie poddawany był przeglądowi uzbrojenia. Celem rejsu była grecka wyspa Korfu, która stawała się wtedy główną morską i lądową bazą państw ententy na Morzu Śródziemnym. Pancernik wiózł marynarzy mających uzupełnić załogi stacjonujących na Korfu okrętów wojennych, na pokładzie znajdowało się więc ogółem aż 1102 ludzi. „Dantonowi” przydzielono tylko jeden okręt eskorty, torpedowiec „Massue”. A przecież francuska admiralicja aż za dobrze wiedziała, że na Morzu Śródziemnym czyhają niemieckie okręty podwodne, które przedarły się przez Cieśninę Gibraltarską i bazują w Pola i Cattaro, adriatyckich portach Austro-Węgier. U-booty okazały się niezwykle skuteczne

i siały spustoszenie

wśród alianckich statków. Admiralicje brytyjska i francuska nie były przygotowane do walki z podwodnymi napastnikami ani technologicznie, ani organizacyjnie.
Jedną z łodzi podwodnych kajzera Wilhelma był U-64, dowodzony przez kapitana Roberta Morahta. Ten ostatni okazał się jednym z największych asów wojny podwodnej. Z U-64 odbył 10 patroli, podczas których zatopił aż 45 statków o łącznym tonażu 129 569 BRT. W spotkaniu z tak doświadczonym przeciwnikiem dopełnił się los „Dantona”.
W pobliżu Sardynii pancernik odebrał radiowe ostrzeżenie przed okrętami podwodnymi i zaczął płynąć zygzakiem. Francuzów prześladował jednak prawdziwy pech. W krytycznym momencie okręt zmienił kurs tak, że zbliżał się do swego przeciwnika pod kątem prostym, zmierzał wprost przed wyloty wyrzutni torpedowych U-boota.
Gdyby tak się nie stało, rozwijający w zanurzeniu niewielką prędkość okręt podwodny nigdy by nie doścignął pancernego giganta. Porywisty wiatr rozkołysał morze. Obserwatorzy na pokładzie „Dantona” nie zdołali wśród spienionych fal wypatrzyć peryskopu.
Kapitan Robert Moraht napisał w wydanych w ubiegłym roku także w Polsce wspomnieniach „Wilkołak mórz”: „Torpedowiec spokojnie przeszedł w odległości około 600 m przed nami, a za nim przed dziobem U-boota pojawiła się zwalista sylwetka wielkiego okrętu. Wszystko układało się dokładnie tak, jak gdyby to były ćwiczenia w strzelaniach torpedowych na morskim poligonie.
Obydwie wyrzutnie – uwaga! Pierwsza – pal! Druga – pal!
Teraz szybko schować peryskop…”.
W ostatniej chwili wachtowi „Dantona” spostrzegli ślady torowe torped mknących pod powierzchnią wody. Padła komenda do wykonania zwrotu, sternik rozpaczliwie zakręcił kołem, płetwa steru maksymalnie odchyliła się na burtę. Ale na jakikolwiek manewr było już za późno.
„Obydwie detonacje rozległy się w pięciosekundowych odstępach w bezpośredniej bliskości naszego okrętu. Na lewej burcie nieprzyjacielskiego okrętu pod linią wodną, w odległości 20 m od siebie, pojawiły się ogromne wyrwy wielkości drzwi od stodoły”, opisywał kapitan Moraht. Była godzina 13.47. Po wystrzeleniu torped U-boot został na chwilę wyrzucony na powierzchnię, ale szybko znów skrył się pod falami. Torpedowiec „Massue” na ślepo

rzucił serię bomb

głębinowych, bez żadnego skutku.
A „Danton” od razu mocno przechylił się na lewą burtę. Pokład stał się zbyt stromy, aby marynarze mogli spuścić na wodę łodzie ratunkowe. Rzucali więc do morza tratwy i skakali do wody. Dowódca pancernika, kapitan Delage, pozostał na pomoście bojowym w otoczeniu licznych oficerów. Nie próbował się ocalić, zginął wraz z okrętem. W pewnej chwili stalowy kolos z szumem i chlupotem przewrócił się do góry dnem. Marynarze w wodzie wspinali się na burty, szukali schronienia na odwróconym kilem do góry kadłubie pancernika. Ale wkrótce „Danton” pogrążył się w morzu. Torpedowiec „Massue” i trawler rybacki uratowały 806 ludzi. Kapitan Moraht triumfował: „Udało mi się w końcu spełnić młodzieńcze marzenia”. Zagłada „Dantona” wstrząsnęła Francją. Deputowani w parlamencie ostro oskarżali rząd, że nie zapewnił wielkiemu okrętowi dostatecznej eskorty. Parlamentarzysta nazwiskiem Garat żalił się, że wraz z pancernikiem poszła na dno jedna dwunasta francuskiej floty. Niemiecka Admiralicja wydała chełpliwy komunikat: „Po zniszczeniu okrętu liniowego ťDantonŤ straty naszych przeciwników w okrętach wojennych, z wyłączeniem jednostek pomocniczych, sięgnęły 850 tys. ton. To tyle, ile wynosił połączony tonaż flot Rosji i Japonii na początku wojny i tylko o 60 tys. ton mniej niż tonaż marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych”. Ale niemieccy politycy i wojskowi nie mieli powodów do radości. Przewaga ekonomiczna i wojskowa państw ententy wzrastała z miesiąca na miesiąc.
Wzmocniono obronę przeciw U-bootom. Na Morzu Śródziemnym Niemcy traciły jeden okręt podwodny za drugim. 17 czerwca 1918 r. U-64 zaatakował konwój u zachodnich wybrzeży Sycylii, został jednak obrzucony bombami głębinowymi, staranowany i ostrzelany przez brytyjski niszczyciel „Lychnis”. Pogromca „Dantona” poszedł na dno wraz z 38 marynarzami. Uratowano tylko kapitana Morahta i czterech jego ludzi.
Wrak francuskiego pancernika jest świadectwem jednej z wielu tragedii, które podczas I wojny światowej wydarzyły się na Morzu Śródziemnym. Konsorcjum Galsi postanowiło zmienić nieco trasę gazociągu, aby marynarze „Dantona” mogli spoczywać w pokoju w swym morskim grobie.

Wydanie: 09/2009, 2009

Kategorie: Nauka

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy