Dwie twarze komunizmu

Dwie twarze komunizmu

Dlaczego uwiódł miliony? Dlaczego upadł? Rozmowa z prof. Jerzym Holzerem Czy my, współcześni Polacy, możemy zrozumieć komunizm? Pojąć, dlaczego zafascynował miliony ludzi? – Ludzkości od zawsze towarzyszyły dwa marzenia – o świecie sprawiedli­wym i rozumnym. O takim świecie mówił już Platon. Marzenia te związa­ne są immanentnie z niezadowoleniem z kondycji indywidualnej i zbiorowej człowieka. I ich spełnienie obiecywał komunizm, którego świat miał być sprawiedliwy, bez wyzysku i rozumny, bo oparty o naukowe zasady. Może to tłumaczy stosunek intelektualistów do komunizmu? Bo im człowiek bardziej refleksyjny intelektualnie, tym bardziej jest niezadowolony z kondycji człowie­czej. Pewnie dlatego tak łatwo ludzie o najwyższym poziomie intelektual­nym poddają się marzeniom i utopiom. W swej książce „Komunizm w Europie” pisze pan, że przełomo­wym momentem dla komunizmu była I wojna światowa… – I wojna światowa była katalizato­rem niezadowolenia ze zbiorowej kon­dycji człowieka. Podczas tej wojny zgi­nęły miliony ludzi… To był szalony wstrząs. Od oświecenia wierzono, że świat rozwija się ku postępowi, staje się coraz bardziej cywilizowany. I naraz okazało się, że – co prawda – technika jest coraz bardziej rozwinięta, ale przy tym wszystkim załamała się zbiorowa kondycja ludzka. I wtedy pojawił się komunizm jako cudowne rozwiązanie? – Nie wszyscy przyjęli komunistycz­ne rozwiązanie, mimo że też chcieli świata sprawiedliwego i rozumnego. Nie wszyscy okazali się podatni na te­go rodzaju utopię. Podczas promocji książki użyłem pojęcia “koniec histo­rii”, które wylansował Francis Fukuyama, twierdząc, że skoro zwyciężył libera­lizm i demokracja, to marny koniec hi­storii. Otóż właściwie, jako pierwsi o końcu historii mówili komuniści. Oni obiecywali nowy świat bez plag, bez wojen – po zwycięstwie komunizmu. Czyli koniec historii. Jak to wszystko pogodzić z fak­tem, że komunizm niemalże od sa­mego początku swego istnienia wprowadzał nowy świat metodami terrorystycznymi? – Tu jest odpowiedź na pytanie, dla­czego jedni się z komunizmem godzili, a drudzy nie. Bo zasada – cel uświęca środki, która w komunizmie od począt­ku istniała, nie przez wszystkich jest akceptowana. Ale wielu ludzi ją akceptowało, także intelektualiści! – Jakaś część z nich. Cóż, chyba żadna grupa, tak jak intelektualiści, nie jest skłonna do takiego abstrakcyjnego ro­zumowania, w kategoriach wielkiej hi­storii. Normalni ludzie dostrzegają jak krew się leje, a intelektualiści są w stanie to sobie wytłumaczyć. Oczywiście –         nie wszyscy, nawet nie większość. A może ta akceptacja wywodziła się z ducha czasów? Czytając prasę z okresu międzywojennego, zwłasz­cza z lat 30., łatwo zauważyć, że większość artykułów publicystycz­nych z tamtych lat mówi, że kapitalizm jest złym systemem, że zaraz upadnie, że trzeba szukać czegoś nowego, że demokracja się nie sprawdza… – To nie był duch czasów. To był naj­głębszy kryzys w dziejach systemu li­beralnego, kapitalistycznego, parlamentarno-demokratycznego. Przypada on na okres międzywojenny, z kulminacją na lata Wielkiego Kryzysu. Ru­nął wtedy system liberalnej wymiany gospodarczej w Europie, w Niemczech do władzy doszedł Hitler… Wtedy nastąpiło coś jeszcze innego. Otóż w tym czasie, a zwłaszcza w latach Wielkiego Kryzysu, znaczna część, i to nie tylko intelektualistów, ale tzw. zwykłych lu­dzi, zaczęła rozpatrywać ówczesną sytuację z punktu widzenia wyboru pomiędzy wariantami, jakie istnieją. Myślano więc tak: do wyboru mamy albo drogę pełną ofiar, krzywd, która doni­kąd nie prowadzi – czyli kapitalizm lub faszyzm, albo też drogę również pełną krzywd i ofiar, ale która do tego lepszego świata prowadzi – czyli komunizm. Podobne myślenie Występowało również po II wojnie światowej. Co było, to było – argumentowano – ale Związek Radziecki pokonał jednak Niemcy hitlerowskie. A przecież Niemcy to było coś gorszego. Takie in­terpretacje pojawiały się nawet ze strony tych środowisk, które nie miały wątpliwości co do głębi represji stali­nowskich lat 30. Były represje – mó­wiono – ale dzięki temu Związek Ra­dziecki zyskał taką spójność we­wnętrzną, że mógł wygrać wojnę. Skąd się brała ta bałwochwalcza wiara w Stalina? Kult jednostki? Przecież to było coś, z naszego punktu widzenia, dzikiego! – Spojrzałbym na to historycznie. W dzisiejszej Europie mamy popular­ność rozwiązań demokratycznych, co wynika z faktu, że te rozwiązania przy­niosły sukcesy. Natomiast w okresie międzywojennym, a wtedy powstawał kult Stalina, właściwie istniało przekonanie, że demokracji się nic powiodło. Międzywojenna

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 34/2000

Kategorie: Wywiady