Dwie twarze Wiktora Juszczenki

Dwie twarze Wiktora Juszczenki

Kiedyś bał się o życie, teraz – po próbie otrucia – już się nie boi

Kim jest polityk, który stał się dzisiaj dla świata symbolem ukraińskiej demokracji i upartego dążenia do celu? W samym Kijowie wielu ludzi powtarza, że nie poznaje Wiktora Juszczenki, przy czym jest to nie tyle aluzja do zmienionej chorobą twarzy lidera opozycji, ile zdziwienie, jak człowiek, któremu nawet polityczni sojusznicy mieli za złe, że zbyt często się cofał przed polityczną konfrontacją, przekształcił się w płomiennego trybuna ludowego, któremu strach wyraźnie nie zagląda już w oczy.
Najbliżsi współpracownicy powtarzają oczywiście, że opinie sugerujące, że Wiktor Juszczenko jest miękkim liderem, nie odpowiadały i nie odpowiadają prawdzie, ale nawet oni przyznają, że przywódca ukraińskiej opozycji bardzo stwardniał psychicznie w ostatnich tygodniach. Niektórzy mówią wprost: człowiek, któremu śmierć zajrzała naprawdę w oczy, w dodatku śmierć podsuwana przez przeciwników politycznych, po prostu już się niczego nie boi. To sformułowanie odwołuje się do próby otrucia Wiktora Juszczenki na początku września, w toku prezydenckiej kampanii wyborczej. Choć sprawa nie jest wyjaśniona do końca, poszlaki sugerują, że użyto do tego celu albo broni biologicznej, albo komponentu zakazanej broni chemicznej, albo dioksyn. Kandydat bloku Nasza Ukraina przed zatruciem był w domu zastępcy szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, Wołodymyra Saciuka, i jadł z nim kolację. Wkrótce potem zachorował, i to na tyle poważnie, że gdyby nie interwencja lekarzy z kliniki w Wiedniu (gdzie Juszczenkę przetransportowano w trybie awaryjnym), prawdopodobnie by umarł.
Rodzina i najbliżsi przyjaciele Wiktora Juszczenki do dzisiaj powtarzają, że właściwie

do polityki trafił przypadkiem.

Kiedy w Tarnopolu w latach 70. kończył Instytut Finansowo-Gospodarczy, w ogóle nie interesował się polityką. Jego pasją była ekonomia, bankowość i w 1977 r. zaczął pracę w oddziale Banku Państwowego ZSRR. Nie tylko szybko awansował, lecz także pisał o finansach, do lat 90. był już autorem ponad 200 prac poświęconych problemom funkcjonowania systemu bankowego.
Właśnie wtedy rozpoczął się flirt Juszczenki z wielką polityką, początkowo w charakterze… bankowego eksperta. W 1993 r. mianowano go prezesem Narodowego Banku Ukrainy. Jego największym osiągnięciem było wprowadzenie w roku 1996 ukraińskiej waluty narodowej, hrywny, a także zbudowanie ukraińskiego systemu finansowego. Po wybuchu kryzysu rosyjskiego w drugiej połowie 1998 r. Bank Narodowy zdołał też, drogą karkołomnych działań, utrzymać kurs hrywny. Głównie ówczesnej polityce finansowej Juszczenki Ukraina zawdzięczała, że załamanie w Rosji nie miało dla Kijowa tak bolesnych skutków, jak początkowo przewidywano. „Przy bezpośrednim lub pośrednim udziale Juszczenki w kraju powstało ponad 50 banków komercyjnych, pod jego kierownictwem powstał system, dzięki któremu Ukraińcy nie doświadczyli ani jednego poważnego kryzysu bankowego”, tak charakteryzował w tamtym czasie Juszczenkę opiniotwórczy tygodnik „Zierkało Niedieli”.
W grudniu 1999 r., na fali bankowych sukcesów, Wiktor Juszczenko został premierem. Jego rząd powołano w sytuacji, gdy Ukraina była na progu bankructwa ze względu na niewypłacalność wobec zachodnich banków. W ciągu pierwszego roku jego działalności po raz pierwszy od czasu odrodzenia się państwa ukraińskiego produkt krajowy brutto wzrósł o 6%, produkcja przemysłowa o 16%, eksport o 2%, produkcja rolna o blisko 10%, a płace realne o 6,1%.

Kompetentny i uczciwy

– tak o nim mówiła najczęściej kijowska ulica. Był lubiany na Zachodzie za profesjonalizm i poglądy rynkowe, miał tam opinię demokraty i reformatora. Był głównym ukraińskim negocjatorem w rozmowach z Międzynarodowym Funduszem Walutowym.
Ta popularność Juszczenki szybko zaczęła przeszkadzać Leonidowi Kuczmie, zwłaszcza kiedy Instytut Socjologiczny im. Razumkowa podał, że w 2000 r. Juszczenkę pozytywnie oceniło 32% Ukraińców, a Kuczmę tylko 14%. Na dodatek reformatorskie działania premiera nieuchronnie prowadziły do porządkowania układów gospodarczych i stopniowego ograniczania zasięgu szarej strefy, obejmującej nawet 60-70% ukraińskiej ekonomii. Szybko doszło z tego powodu do konfliktów także z oligarchami z otoczenia prezydenta Leonida Kuczmy.
Kiedy w 2001 r. na tym tle doszło do konfrontacji Juszczenki z Kuczmą, premier bankowiec jeszcze nie potrafił podjąć rękawicy i walczyć. Próbował nawet pojednać się z obozem prezydenta. Mimo że Kuczmę obwiniano już wówczas otwarcie o udział w zamordowaniu opozycyjnego dziennikarza, Georgija Gongadzego, razem z ukraińskim prezydentem i przewodniczącym parlamentu, Iwanem Pluszczem, podpisał się pod listem, w którym opozycja została oskarżona o dążenie do upadku państwa. Mowa była w tym piśmie o „politycznych bankrutach”, o rachubach, by „w chaosie i niepewności” dopaść rządów, których nie udało się zdobyć w demokratycznych wyborach.
Dlaczego Wiktor Juszczenko poparł Kuczmę w obliczu tak mocnych oskarżeń i w sytuacji, kiedy wiedział, że otoczenie prezydenta jest przeciw niemu? „Juszczenko [już wtedy przez wiele osób widziany jako przyszły prezydent Ukrainy – BG] panicznie boi się wszystkiego od czasu śmierci swego protektora, członka władz Banku Narodowego Ukrainy, Wadyma Hetmana, który został zastrzelony w windzie w niewyjaśnionych nigdy okolicznościach”, napisała wtedy internetowa gazeta „Ukraińska Prawda”.
Tamte ustępstwa, łącznie z wprowadzeniem do rządu kilku ludzi związanych z oligarchami, nie uratowały Juszczenki. W kwietniu 2001 r. odwołano go z funkcji premiera. „Drugi Czarnobyl” – takim tytułem opatrzył dziennik „Ukraina Mołoda” artykuł o dymisji rządu Juszczenki. Pierwsze zdania brzmiały: „A jednak stało się – dymisja. Bezsensowna, choć można było ją przewidzieć. Straciliśmy rząd, który po raz pierwszy można było nazwać ukraińskim”.
Już wtedy spora część Ukrainy chciała walczyć po stronie Juszczenki. Komitet Obywatelski „Za prawdę” wydał oświadczenie, w którym napisał: „Niech staną fabryki, niech na Kijów pójdą górnicy i rolnicy, a na ulice wyjdą setki tysięcy ludzi. Tak czy inaczej nie oddamy Ukrainy bandytom”. Ale Juszczenko się cofnął. „Poczekamy”, powiedział swoim zwolennikom.
Kilka lat trwało, zanim były premier stał się w końcu niekwestionowanym liderem ukraińskiej liberalnej opozycji. Początkowo pierwsze skrzypce grała raczej Julia Tymoszenko, nie bez racji nazywana ukraińską Żelazną Damą. Ale przeciwnicy Kuczmy wiedzieli, że tylko on może rzucić skuteczne wyzwanie obozowi władzy. Namawiali go do aktywności.
Juszczenko powoli zyskiwał polityczne zdecydowanie w działaniu. „Klątwa Wadyma Hetmana”, a być może także świadomość siły obozu prezydenckiego, kazały mu szukać raczej kompromisu z władzą niż konfrontacji – nawet kiedy był przywódcą parlamentarnej opozycji w latach 2002 i 2003.
Dopiero w ostatnich miesiącach, kiedy uwierzył, że naprawdę może być prezydentem Ukrainy i wrócić do prawdziwej władzy, zyskał więcej pewności siebie i zdecydowania. Jeszcze latem jednak część jego otoczenia zastanawiała się, czy zagra va banque. Kiedy otarł się o śmierć, wrócił do politycznej gry zdeterminowany jak nigdy. I tak jest do dziś.


Świat o Ukrainie

„Frankfurter Allgemeine Zeitung”
Ostatnie wydarzenia w Kijowie świadczą o tym, że ukraińskie społeczeństwo – a przynajmniej jego duża część – uwalnia się od radzieckiej przeszłości i walczy o fundamentalne wartości.

„Süddeutsche Zeitung”, Monachium
Rosja nie chce pozwolić Ukrainie na wyjście z jej strefy wpływów i nie jest gotowa do zaakceptowania woli większości Ukraińców.

„New York Times”
Nigdy od czasu wojny w Kosowie, a może nawet od zimnej wojny, rozbieżności między Rosją a Zachodem nie wydawały się tak poważne jak w związku z zakwestionowanymi wyborami na Ukrainie. Upadek Związku Radzieckiego miał obalić dawne podziały, jednak nowy podział staje się coraz bardziej widoczny.

„Le Monde”, Paryż
Wydarzenia na Ukrainie to problem całej Europy. Biedni Europejczycy bardzo chętnie obeszliby się bez tego jabłka niezgody między Europą a Rosją, która bez żadnych skrupułów miesza się w wewnętrzne sprawy niepodległego państwa, (…) ale Unia Europejska może być postawiona przed wyborem, którego wolałaby uniknąć – zadbać o stosunki z Rosją czy też wesprzeć demokrację na Ukrainie.

„The Times”, Londyn
Kryzys ukraiński zagroził Zachodowi i Rosji popadnięciem w zimnowojenną w stylu rozgrywkę, w momencie gdy Stany Zjednoczone ogłosiły, że nie uznają oficjalnych wyników ukraińskich wyborów. Wrażenie, że Europa powróciła nagle w sam środek zimnowojennej przeszłości, zostało wzmocnione przez pojawienie się wielkich postaci z tamtego okresu. Bohaterowie z czasów upadku żelaznej kurtyny, tacy jak Lech Wałęsa i Vaclav Havel, objawili się znowu w centrum wydarzeń.

„The Independent”, Londyn
Na Ukrainie – w 48-milionowym kraju, w którym 10 mln mieszkańców to niezadowoleni Rosjanie – niebezpieczeństwo wojny domowej jest zawsze obecne. Z Moskwą wspierającą jedną stronę i Waszyngtonem popierającym drugą zagrożenie konfliktem stale się utrzymuje.

„Financial Times”, Londyn
Przykra dla Ukraińców rzeczywistość jest taka, że są w dużym stopniu osamotnieni. To, czego potrzebują, to czas, by mogli uporządkować własny dom. (Rzeczywiste) zwycięstwo Wiktora Janukowycza postawiłoby państwa UE w łatwiejszej sytuacji niż dojście do władzy Wiktora Juszczenki, bo duże kraje unijne nie chcą denerwować prezydenta Putina.

„La Repubblica”, Rzym
Na Ukrainie czuje się, że w każdej chwili może wybuchnąć wojna domowa. Teraz wystarczy iskierka, fałszywa informacja, mała awantura czy obelga. Oburzenie, wściekłość i zmęczenie są tak wielkie, że opozycja i władza wydają się nie kontrolować już sytuacji. Ludzie to wiedzą i drżą z przerażenia, które miesza się z nienawiścią.

„Corriere della Sera”, Mediolan
Ani bohaterowie wydarzeń w Kijowie, ani Rosja, Ameryka czy Europa nie mają żadnego interesu, by doprowadzić kryzys ukraiński do punktu, z którego nie będzie już odwrotu.

Wydanie: 2004, 49/2004

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy