Muzeum Śląska Opolskiego zasłynęło plagiatem, zamykaniem Muzeum Czynu Powstańczego i tortem w formie patriotycznego sztandaru Lubię chodzić do Muzeum Śląska Opolskiego. Nie tylko ze względu na wystawy i wydarzenia, ale też z uwagi na architekturę – kolegium jezuickie połączone z nowoczesnością prostej bryły autorstwa wybitnych opolskich architektów, Małgorzaty i Antoniego Domiczów. Muzeum jest ważne dla mieszkańców, dla rodzin śląskich i kresowych, dla odwiedzających Opole Niemców. Pomaga zrozumieć region i miasto. Przez wiele lat kojarzyło się z przyjazną atmosferą, szacunkiem dla lokalnych artystów i wysokim poziomem wydarzeń. Jak się komuś nie podoba, może się zwolnić Ostatnie kilkanaście miesięcy nie było najlepszym czasem dla MŚO. W grudniu 2018 r. na jego czele stanęła dr hab. Monika Ożóg, energiczna historyczka sztuki i starożytności, pełna pomysłów na zmiany, choć bez doświadczenia na podobnym stanowisku (ten warunek został usunięty z regulaminu konkursu na dyrektora). Wcześniej jej mąż, prof. Kazimierz Ożóg, startował w wyborach na prezydenta Opola, ale szybko się wycofał. Sama Monika Ożóg bez powodzenia kandydowała z list Koalicji Obywatelskiej do parlamentu. Przejęła muzeum po dyrektor Urszuli Zajączkowskiej, która zarządzała nim przez 11 lat, budując z kompetentnym zespołem silną pozycję tej instytucji i przyciągając publiczność. Jednak po przyjściu nowej dyrektor wokół muzeum zaczął się nakręcać czarny PR: miało być w strasznym stanie, fatalnie zarządzane, nic się nie działo. Po raz pierwszy w radzie muzeum nie zasiadł żaden muzealnik. Monika Ożóg nie przedstawiła pracownikom swojej wizji działania muzeum, oczekiwań. Po trzech miesiącach zaczęła się spotykać z kierownikami działów, ale zebrania te prowadziły donikąd, rodziły konflikty. Pani dyrektor nie zdołała połączyć swojego świeżego spojrzenia na muzealną pracę z doświadczeniami pracowników, powtarzała: „Jak się komuś nie podoba, może się zwolnić”. Poprzymykała drzwi dla starych przyjaciół muzeum, np. filozofów opolskich, którzy od dawna tu się spotykali raz w miesiącu. – To są rzeczy trudne do opisania, ale wyczuwalne w pracy – mówi pracowniczka MŚO, która tak jak pozostali woli nie podawać nazwiska. Pracownicy muzeum przyznają, że atmosfera się pogorszyła, byli przesadnie kontrolowani. Każde wyjście było skrupulatnie sprawdzane przez dyrektorkę, towarzyszyły temu czasem nieprzyjemne komentarze. – Przy tej wielkiej potrzebie kontroli dyrektorka nie sprawdzała spraw merytorycznych, robiliśmy w działach merytorycznych to, co sami planowaliśmy. Szybko odeszła wieloletnia sekretarka, nowa szefowa dała do zrozumienia, że nie będzie z nią współpracować. Złe traktowanie ludzi, demonstracyjny brak zaufania czy podważanie uczciwości to trudne do udowodnienia kwestie, ale obciążające psychicznie, stąd odejścia niektórych pracowników. Obsłudze ekspozycji zakazano ze sobą rozmawiać, grupować się, ludzie nie wiedzieli, czym podpadną pani dyrektor. W ramach lepszego wykorzystania przestrzeni zabrano im pokój socjalny, dostali śmierdzącą kanciapę z niesprawną wentylacją. – W zespole pracowało 16 osób, teraz jest ich 10. Dwie panie skorzystały z tego, że mogą iść na emeryturę, inna zrezygnowała, bo nie była w stanie pracować w tej atmosferze. To była naprawdę fajna, zgrana załoga – słyszę w muzeum. Być może Monice Ożóg zabrakło doświadczenia we współpracy z ludźmi, a przecież jest także radną dzielnicy, udziela się społecznie. Dyrektorka była też trudno osiągalna dla gości z zewnątrz, asystentka umawiała ich z miesięcznym wyprzedzeniem. Muzeum z lizakami Wejście bez barier architektonicznych zostało w 2019 r., po 11 latach, zamknięte na jakiś czas. Uroczyście, z władzami, otwarto „nowe” wejście – to poprzednie, schodami. W muzealnym foyer, dawniej z kasą, pamiątkami, szatnią i wjazdem bez barier, dziś można sobie ulepić lizaka. Gości tam Manufaktura Słodkości Bonominka, prowadząca warsztaty produkcji słodyczy, bo muzeum ma na siebie zarabiać – to jeden z celów założonych przez dyrektorkę. Obezwładniający słodki zapach towarzyszy wystawom, zaskakuje gości muzeum. Pracownicy obawiają się, że obrazy i inne eksponaty przejdą tą ekspansywną wonią, przeszkadza im to w pracy. Byłe dyrektorki MŚO, Krystyna Lenart i Urszula Zajączkowska, w tekście „Muzeum na zakręcie” („Indeks”, czasopismo Uniwersytetu Opolskiego) precyzyjnie wyliczają zmiany. Kasa i sklepik zostały wtłoczone do niewielkiego pomieszczenia z polichromią i rokokowymi elementami wystroju po dawnej jezuickiej aptece, założonej w 1675 r., odrestaurowanej za środki unijne. Do 2019 r. była tam wystawa poświęcona historii farmacji.