Polskie kino nie uczy, jak wychować dziecko, za to obszernie demonstruje, jak je skrzywdzić Trzecia RP najgorzej traktuje najsłabszych, czyli dzieci. Nie wierzycie? Zobaczcie film „Jestem” Doroty Kędzierzawskiej. Chłopiec uciekł z domu dziecka i wegetuje na rzecznej barce. Przeciw sobie ma wszystkich: własną puszczalską matkę, kolegów, dla których jest za biedny, i społeczność miasteczka, która chętnie wyładuje na nim swoje frustracje. Dziecko jako ofiara wilczego kapitalizmu – to temat w sam raz dla Polski 2005 pod rządami PiS. Ale wielkiej debaty nie będzie. Bo nasze kino krzywdzone dzieci filmuje od lat i jakoś nic z tego nie wynika. Odpryski historii W Polsce dzieci najbardziej bezlitośnie rozwalcowuje wielka historia. Nawet wówczas, gdy dorośli robią wszystko, by je osłonić. Doktor Korczak w filmie Andrzeja Wajdy (1990) do końca wmawia dzieciom z własnego sierocińca, że Holokaust ich nie dotyczy. Ale wystarczy, że jeden z jego podopiecznych urwie się na chwilę z getta do swej polskiej sympatii o pszennych włosach, a już słyszy: „Mnie się nie wolno z tobą spotykać, bo ty jesteś żydek”. Nic dziwnego, że dorośli wychowankowie Korczaka mają do niego pretensje: wychowywał ich do życia w światłym, demokratycznym społeczeństwie, a oni z demokracji znają tylko getto ławkowe i pałki ONR-owców. Po polskiej stronie muru wcale dzieciom nie dzieje się lepiej. Oto Dudzio z „Kolumbów”. Starsi bracia do powstania warszawskiego, owszem, biorą dzieciaka. Pozwalają mu nawet harcować przed barykadą, bo jest mały i łatwiej przetnie przewód, którym Niemcy naprowadzają goliaty wypełnione materiałami wybuchowymi. Ale upragnionym pseudonimem „strzelec Orzeł” (zamiast zwykłego: „pierdolony Dudziu”) tytułują go dopiero wtedy, gdy chłopak w takiej akcji traci obie nogi. Do tej tradycji bezpośrednio nawiązywała też powojenna władza. W jednej z najbardziej przejmujących scen „Dreszczy” Wojciecha Marczewskiego ubecy aresztują nauczyciela, a jego synkowi dają po gębie. Ten, zalewając się krwią, śpiewa im na odchodne hymn komunistów hiszpańskich „Bandiera rosa”. I tak już zostało: dziecko od systemu dostaje po gębie w pierwszej kolejności. Jędrka i Grzesia z „300 mil do nieba” (1989) Macieja Dejczera stan wojenny zastał w barakowozie, gdzie wegetowali z rodziną. Ojciec, nauczyciel, dwukrotnie zwalniany ze szkoły za poglądy polityczne, nigdy nie zarobi na swoje M. Chłopcy miotają się w tym polskim zaułku, aż wreszcie, ukryci w podwoziu tira, lądują w Danii. Tu dopada ich telefon ojca, który krzyczy w słuchawkę: „Nie wracajcie tutaj nigdy!”. A w III RP dzieje się lepiej? Bynajmniej. Kiedy w „Uprowadzeniu Agaty” (1983) córeczka wpływowego posła udaje się na gigant, ten porusza wszystkie służby, żeby zgnoić biednego chłopaka, który miał pecha się w niej zakochać. I prawo nie ma nic do tego. Taka już polska tradycja, że dziecko, zwłaszcza biedne, ma u nas przechlapane. Napiętnowani biedą Bo tych dzieci, których nie dosięgła historia, dopada zwykle bieda. A z biedą – upokorzenie. Matylda z filmu „Kolorowe pończochy” (1960) Janusza Nasfetera czuje się gorsza, bo nie stać jej na nylony. Matka nie wyłoży na nie z pensji skromnej urzędniczki. Upokorzeniu próbuje zaradzić babcia, która dzierga wnuczce grube pończochy na drutach. To sprowadza katastrofę – dzieciaki, które stać na prawdziwe rajstopy, wyśmiewają babciną podróbę. Matylda jest biedna, więc Matylda zostanie napiętnowana. Co ciekawe, czasy się zmieniają, a bieda – jak gdyby nigdy nic – stygmatyzuje i wyklucza. Oto epoka wczesnego Gierka. Dorośli idą na lep propagandy o „drugiej Polsce”. Natomiast dzieci jednym skokiem intuicji zdobywają wiedzę na temat tego, co w życiu liczy się naprawdę. Jak cwana lolitka Monika z „Motyli” Janusza Nasfetera. Chowa się w domu dziecka, ale podczas wakacji w leśniczówce w Suwalskiem odstawia show: stroi się jak modelka, udaje, że zna francuski, i ma tatę na lukratywnym kontrakcie w Sudanie. Wszystko po to, by skaperować chłopaka, który wydaje się tej smarkuli obiecującą partią. Ale gdy tylko pojawia się partia jeszcze lepsza – rodzina z dobrym samochodem i pontonem – natychmiast przerzuca się na chłopaka bardziej posażnego. Dziewczynka wie, że w życiu nie ma sentymentów. Trzeba obstawiać pewniaków. A pewniak to ktoś, kto ma sprzęt AGD i samochód. Wie coś o tym „Bułeczka” (film z 1973 r.), rezolutna sierotka, która z dolnośląskiej wsi trafia na prawach ubogiej krewnej do państwa inżynierostwa do Wrocławia. Po raz pierwszy jedzie samochodem
Tagi:
Wiesław Kot